Drukuj
W 40 lat od "Dziadów" Dejmka znów rozegrała się awantura o Mickiewiczowski dramat. Tyle że powtórzyła się w myśl znanego stwierdzenia Marksa, że dramaty historii powtarzają się jako farsa. Ot, powtórka na miarę czasu. I jego karłów. Mentalnych, bo wzrost to jednak rzecz wtórna - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim, o konflikcie dyrektorów Głomba i Koniny o pominięcie legnickich "Dziadów” na festiwalu "Klasyka Polska".

Nie pamiętam, jak wysoki jest Jacek Głomb, dyrektor Teatru im. H. Modrzejewskiej z Legnicy (acz człowiek z Tarnowa), ale konus to on nie jest. No, a jego adwersarz Tomasz Konina, dyrektor Teatru im. J. Kochanowskiego w Opolu, ma prawie dwa metry wzrostu. A starli się na podłodze. Wręcz - klepisku.

Zaczęło się od irytacji Głomba, że spektakl z jego teatru nie został zakwalifikowany na XXXIII Opolskie Konfrontacje Teatralne "Klasyka Polska 2008". A to przecież nie dość, że Mickiewiczowskie "Dziady", to jeszcze w reżyserii legendarnego Lecha Raczaka. A tu nie docenili, nie pozwolili się skonfrontować, wielkości nie uznali! "Odrzucenie tej nieprzeciętnej inscenizacji Dziadów krzywdzi nie tylko nas, ale także innych twórców polskiego teatru, których pozbawia się szans na prawdziwe konfrontacje artystyczne. Krzywdzi także opolską publiczność, pozbawiając ją szansy obejrzenia ważnego i udanego przedstawienia, które odnosiło sukcesy u widzów w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu i innych miastach" - protestował w liście do Koniny, dyrektora Konfrontacji, Głomb.
 
Cóż, już nieraz pokazywał pazur w walce o swój teatr, np. gdy uznał, że dostał zbyt niską dotację, oflagował budynek na czarno. Teraz też nie odpuścił. Zwołał w Opolu konferencję prasową i ogłosił, że pokaże "Dziady" w czasie konfrontacji w innym, prywatnym, teatrze. Zaprezentował też recenzje wysoko oceniające przedstawienie Raczaka.

Konina na konferencję nie przyszedł, konfrontować się nie chciał, listownie przypomniał, że nawet mające dobre recenzje spektakle nie są zapraszane na festiwale teatralne i dał przykład "Makbeta" w reż. Mai Kleczewskiej, niezaproszonego na wrocławski Dialog. Dodał też (że niby Głomb nie wie?), że dyrektor artystyczny festiwalu ma prawo podejmować decyzje, kierując się własnym gustem, bo to on jednoosobowo odpowiada za kształt festiwalu. "Nie zaprosiłem "Dziadów", bo po prostu mi się nie podobały" - wyznał bez ogródek Konina dziennikarzowi.

Ale wiadomo - Głomb nie odpuści. Spektakl w Opolu pokaże, może nawet powoła własne jury, by dało Raczakowi nagrodę? Gdyby to upowszechnić, iluż mniej sfrustrowanych chodziłoby reżyserów, iluż bardziej uśmiechniętych dyrektorów! Podpisuje reżyser umowę o dzieło, które od razu ma zagwarantowane dwie nagrody na ogólnopolskim festiwalu. I już wie, że pracuje nad "nieprzeciętną inscenizacją".

Taka to awantura o "Dziady" AD 2008. Niskopienne ambicyjki i urazy, anse i kontredanse w gronie ludzi teatru, gdzie coraz większe role grają animozje, układy. Towarzyskie. Albo finansowe. Albo męsko-męskie. Gdzie coraz częściej sztukę zastępują listy protestacyjne (wcześniej choćby M. Grabowski podczas tarnowskiej Talii) i gesty-manifesty.

"Polski teatr karłowacieje, usycha""- komentował Kazimierz Kutz, po czym wycofał się ze stanowiska dyrektora Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje". Tym razem protestów nie słychać...

(Wacław Krupiński, "Role 40 lat później", Dziennik Polski, 15/16.03.2008)


Od redaktora serwisu:

Dobrym prawem recenzenta jest subiektywizm w opisywaniu każdej historii. Także niezbywalne jest jego prawo do oceny dowolnych sytuacji. Jest jednak w tym tekście szczególny ton salonowej wyższości zakładający, że są rzeczy, których robić nie wypada, tak jak nie wypada puszczać bąków w salonie, zwłaszcza w obecności koronowanej (choćby przez siebie samego) głowy. Ot, jacyś tam maluczcy prowincjusze szarpią się, może nawet leją po mordzie, a przecież kodeks Boziewicza nie dopuszcza pojedynku pana z chamem. Przy takim postawieniu sprawy nie szuka się racji, nie widzi się sensu w żadnym proteście. Salon decyduje bowiem, kto i o co ma prawo się upominać. Fakt, że to francuskie chamy szturmowały Bastylię, bo nie chciały skorzystać z dobrej rady, by jeść ciasteczka, to wszak wybryk historii... Historia podpowiada także coś ważniejszego. Przełomów w nauce, kulturze, sztuce itp. dokonywali zawsze tylko ci, którzy nie wiedzieli, że się nie da, że nie wolno, że nie wypada.
Grzegorz Żurawiński