Drukuj
Legniccy teatromani będą mieli rzadką ostatnio okazję obejrzenia „Szawła”, do tego z udziałem Przemysława Bluszcza i Janusza Chabiora, którzy- zajęci innymi projektami teatralnymi i filmowymi - nieczęsto występują w Legnicy. Dramat Roberta Urbańskiego z 2004 roku w reżyserii Jacka Głomba grany będzie dziś na Scenie na Piekarach o 19.00.

„Urbański i Głomb stawiają w scenografii najprawdziwszego, niemal nieteatralnego świata-śmietnika pytania ważne. Co mają zrobić ci, którzy nie widzieli? Jakiej ofiary wymaga miłość Boga? Czy Szaweł (Przemysław Bluszcz) postąpił słusznie, idąc na śmierć za wiarę? Czy słusznie odtrącił miłość Druzylli (Katarzyna Dworak), aby żądzą nie mącić głoszenia miłości Bożej? Wśród tych pytań wydzieranych z gardeł, przerywanych rykiem policji, zabawami pijaczków "w nurka" - pije z flaszy ten, kto wstrzymawszy oddech wytrzyma najdłużej - tylko miłość poraża. O pierwszej mówi Szaweł. Drugą oglądamy przez łzy Druzylli.

Bardzo gęsty tekst. "Nie zobaczy piękna, kto miał krew na rękach" - krzyczy Barnaba (Paweł Wolak) do Szawła. Czy Bóg może do nas przemawiać ustami zbrodniarza? "Gdybym miłości nie miał, byłbym jak miedź brzęcząca" - odpowiada niemal bezradnie Szaweł. Nawet gdy przemieni wodę w wino, nie uwierzą mu. Prawda Boga i prawda człowieka nie są tożsame. To, że prawda Boga bywa równie bolesna jak ludzka, widać w scenach przemocy. Ale cyniczny policjant Rufus (Janusz Chabior) nie torturuje Szawła, lecz rozbija w furii plastykową rurę o krzesło z więźniem. Efekt równie piorunujący, co wiadra czerwonej farby.

Szaweł ginie. Trzeba dokonać wyboru. Czy zniszczyć listy które pisał do nowych gmin w Grecji, czy ocalić? Listy zapowiadają zagładę kultury Żydów. Gaśnie światło. Zrezygnowana grupka chrześcijan siada. I wtedy Barnaba niespodziewanie dla siebie samego, zaczyna czytać list Szawła o miłości. Zapada ciemność. To list do nas.

Pomysł, aby ukazać pierwszych chrześcijan we współczesnej scenografii okazał się niezwykle skuteczny estetycznie i intelektualnie. Błyskotliwy tekst i świetne role. Dworak, Chabior, Bluszcz, Wolak – kreacje! Mój najpiękniejszy Wielki Czwartek” – pisał po premierze Leszek Pułka w Gazecie Wyborczej-Wrocław.


Kilka lat później, w opublikowanym na 30. lecie legnickiego teatru suplemencie do monografii tej sceny („Zapamiętane z miasta. Na marginesach recenzji”) dopisał swoje wrażenie z tego właśnie pobytu w Legnicy (premiera odbyła się w mocno tkniętym zębem czasu budynku przy ul. Jordana, tuż nad Kaczawą):

8 kwietnia 2004

Wielki Czwartek. Okna umyte, Dom posprzątany. Spotykamy się na zrujnowanym dziedzińcu starego magazynu przy ul. Jordana. Głomb w oprychówce. Wietrznie i zimno. Darek Lesiak uwodzi kobietki. Wokół nieświątecznie. Za to sklepy udekorowane jajecznie, zajączkowo i baziowo. Publika gęstnieje. Krążą plastikowe kubki z winem. Płonie ogień. „To lubię” – szepczę za poetą.

Zmierzcha, gdy spod żelaznych schodów wychodzą okutani szmatami muzykanci. Na saksofonie, bębenku i akordeonie intonują charakterystyczną kadencję żydowskiego zaśpiewu. Niewielka grupa aktorów intonuje: „O Bogu mówi każdy okruch świata, hymny mu śpiewa rozgwieżdżone niebo”. Zapisałem i schowałem notes. Mało kto lubi w teatrze niepewność. Najpierw przestrzeni, bo aktorzy wmieszali się w rozstawiony w czworobok tłum i ocierają się o nasze ciała. Potem niepewność zdarzeń. My tu i oni tu. Stromymi schodami, wzdłuż ścian, z zatartymi, poniemieckimi inskrypcjami, widzowie wędrujemy za Szawłem, prześladowcą, który z rozjuszonym psem na smyczy, za chwilę będzie apostołem miłości.

To był ciekawy spektakl. Ekscytująca, chłopięcą niepewność, którą pamiętam z poniemieckich podwórek Kleczkowa, prędko zmienia pielgrzymkę wzdłuż ścian i schodków-pułapek w obskurną jaskinię policyjnej celi. Przypomniałem lata 70. Komendę przy Grunwaldzkiej: za ciemnym wejściem łoskot, krzyki. Wysiadaliśmy z suki ze śmiechem, wnet pojawiła się niepewność, po kilkunastu godzinach nawet strach. Co z nami zrobią? Za wydanie wierszy Barańczak, Szarugi, Krynickiego, Miłosza bez zgody cenzury. Wtedy zrozumiałem, jak smakuje wolność.  

Tu tylko teatr, ale klimatycznie. Jednak niepewne spojrzenia – czy dobrze usiadłem, czy nie podepczą. W obskurnej, mrocznej hali stosy kartonów i gazet. Melina. Sekta wielbicieli borygo? Ekscelencje śmietników. Może ci, którzy w ostateczności chronią się przed nami do schronisk Brata Alberta. Częściej na kolejowe dworce. Nie chcą prawdy świata. Chcą żyć. Barnaba (Paweł Wolak), Rebeka (Anita Poddębniak), Samuel (Tomasz Sobczak) i Ruben (Lech Wołczyk) opowiadają o Szawle, jakby mówili o Marku Kotańskim.

Ten, który głosi ewangelię miłości, wkurza ich. Przemek Bluszcz zdumiewa wyciszeniem. On, który na co dzień jest kłębkiem mięśni i nerwów, właściwie tylko pyta i wyznaje miłość. W domu piszę: Urbański, który Szawła napisał, i Głomb postawili w scenografii świata-śmietnika pytanie niezwykle ważne: Co mają zrobić z wiarą ci, którzy Boga nie ujrzeli? To pytania nadal słyszę, ile razy mijam budynki przy Jordana.


Teatr Modrzejewskiej w Legnicy
Scena na Piekarach

Robert Urbański
SZAWEŁ
reżyseria: Jacek Głomb
scenografia: Małgorzata Bulanda
muzyka: Lech Jankowski
premiera: 8 kwietnia 2004

spektakle: 7 i 14 marca o godz. 19.00

także 12,13 i 14 marca o godz. 11.00

bilet: 25 zł (ulgowy: 15 zł)
rezerwacja: tel. 076-72-33-505 lub elektronicznie bilety©teatr.legnica.pl

Uwaga! W spektaklach 12, 13 i 14 marca w roli Rufusa Janusza Chabiora zastąpi Zbigniew Waleryś, zaś we wszystkich przedstawieniach w roli Tymoteusza, którego grał uprzednio Tomasz Radawiec, wystąpi Łukasz Węgrzynowski.