Drukuj

W sobotę (18 stycznia) miał miejsce wernisaż ekspozycji „Kręgi kobiet” zawierającej 25 prac polskich artystek-feministek, poruszających tematy związane z kobiecością, a wciąż stanowiące tabu. Wystawa w teatralnym holu Starego Ratusza będzie otwarta do 29 lutego, wstęp wolny. O całym pomyśle opowiedziała nam inicjatorka projektu Małgorzata Kulczycka. Pisze Agata Zając.


Wystawione prace stanowią część zbioru dzieł zamieszczonych w trzech edycjach feministycznego kalendarza wydawanego przez Manufakturę Inicjatyw Różnorodnych. Autorkami są polskie artystki związane z myślą feministyczną, w tym Marta Frej, Anna Zajdel, Ela Hołoweńko, Liliana Piskorska czy Iwona Demko.

Wernisaż rozpoczęła przemowa Małgorzaty Kulczyckiej, koordynatorki i pomysłodawczyni projektu. Mogliśmy dowiedzieć się więcej o pojedynczych projektach, ich znaczeniu i twórczyniach za nimi stojących. Prace skupiają się na kobietach oraz problemach z jakimi się mierzą w zdominowanym przez mężczyzn społeczeństwie. Mówią o rzeczach, które nadal nie są ani chętnie, ani otwarcie poruszane lub nawet budzą zgorszenie wśród niektórych osób. Artystki nie bały się zmierzyć z takimi tematami, jak ciąża, aborcja, miesiączka, poród, przemoc, molestowanie seksualne, gwałt, homoseksualizm czy transpłciowość.

Małgorzata Kulczycka opowiadała również o działaniu i założeniach MIR-u. – Kiedyś trudno było o zgromadzenie materiałów do kalendarza – obecnie twórcy sami je wysyłają, jest wiele chętnych do wzięcia udziału i przyłączenia się do tej inicjatywy, a kalendarz na 2021 rok jest już niemal całkowicie zapełniony. Planowany motyw na następne wydania to menopauza, kolejny powszechnie uznawany za tabu temat – jak mówi organizatorka projektu.

Stowarzyszenie współpracuje zarówno z artystkami już znanymi, jak i tymi dopiero wkraczającymi w świat sztuki, dając im szansę pokazania się. Na otwarcie wystawy „Kręgi Kobiet” do budynku teatru przybyło blisko 40 osób. To nie pierwszy raz, kiedy teatr Modrzejewskiej zabiera głos w dyskursie feministycznym. Jeszcze w tym miesiącu zorganizował Kawiarenkę Obywatelską, poruszającą podczas dyskusji tematykę kobiecą oraz wystawił sztukę „Krzywicka/Krew”. Spektakl opowiada o losach Ireny Krzywickiej (o losach sześciu fikcyjnych postaci Polek urodzonych w różnych okresach historii XX wieku - @KT), polskiej aktywistki i feministki, która rozpoczęła swoją działalność jeszcze w okresie międzywojennym.

****

Poniżej prezentujemy rozmowę z Małgorzatą Kulczycką.

Kiedy feminizm pojawił się w pani życiu? Czy może był od zawsze?

Zawsze. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z feministką, jak to nazywam „rasową” – dla mnie ona wtedy taka była – w czasie protestów w Czersztynie  (Czorsztynie - @KT) przy tamie Nizickiej (Niedzickiej - @KT). Tam pierwszy raz spotkałam kobiety, które przyjechały do nas ze Stanów. Ja się w tym aktywistycznym środowisku obracałam już jako nastolatka, działałam ekologicznie, trochę antypaństwowo i to zawsze było dla mnie ważne. Natomiast miałam zupełnie inne podejście do feminizmu, uważałam, że te starsze feministki opowiadają bzdury, w momencie, w którym mi tłumaczyły, że jestem wykorzystywana. Dziwiłam się, że czegoś chcą ode mnie. Ale teraz oczywiście bym się z nimi zgodziła. Robienie obiadu dla pięciu facetów samej, tłumacząc sobie, że ja ugotuję lepiej, nie było specjalnie feministyczne. Sama dla siebie szukałam różnych wymówek i uważałam, że skoro policja mnie kopie i targa tak samo, jak chłopaków, to znaczy, że to równouprawnienie jest. Nie widziałam tych wszystkich podtekstów, kiedy nie byłam jeszcze matką, kiedy nie byłam osobą, która doświadczyła różnych poziomów tej nierówności czy przemocy wszelkiego typu: fizycznej, emocjonalnej, finansowej czy seksualnej. A w momencie, w którym wchodzimy w to dorosłe życie, bardziej sobie uświadamiamy, że ta opresja jednak jest. To, że byłam feministką, widziałam tak naprawdę od zawsze, już jako dziewczynka się buntowałam, że dlaczego ja nie mogę czegoś, co mogą chłopcy. Byłam chłopczycą biegającą po drzewach, uczestniczącą w bójkach czy podchodach, więc ten klimat był mi zawsze bliski.

Więc postrzeganie feminizmu u ludzi zmienia się z biegiem lat, w miarę dorastania?

Mam taką nadzieję. U mnie na pewno. Ja co roku ucząc się kolejnych rzeczy, otwierając na pewne tematy, ćwicząc swoją wrażliwość i dbając o uważność na różne problemy, zaczynam coraz więcej perspektyw otwierać dla siebie samej, lepiej rozumieć różne rzeczy. Okazuje się, że feminizm to jest bardzo szerokie pojęcie i można w nim pomieścić bardzo dużo rzeczy. Ale widzę też na przykładzie dziewczyn, które przychodzą do nas jako młode osoby, że dzięki pewnym wydarzeniom czegoś się uczą. Więcej się dowiadują, mają dostęp do jakichś informacji albo spotykają się po prostu z innymi kobietami, słyszą ich herstorie (historie opowiadane z perspektywy kobiecej - @KT) i rozumieją z czasem, że to jednak nie jest tak, jak myślały. Niektóre są tzw. feministkami z domowego zaplecza i to jest ich wybór, ja nie mam nic przeciwko temu, a są też aktywne, które wychodzą i krzyczą o swoje prawa.

Wspomniała pani, że cofamy się do czasów sprzed 100 lat. Czy coś się zmieni za kolejne 100?

Gdybyśmy brały pod uwagę jedynie kwestie społeczne, rozwój, to jak najbardziej. 101 lat temu dostałyśmy prawa wyborcze w Polsce i bez naszych emancypantek, bez naszych prababek, które o to walczyły, to by się nie wydarzyło. Z kolei bez drugiej fali feminizmu pewne rzeczy nie byłyby dostępne dla kobiet. Natomiast mam wrażenie, że my się teraz uwsteczniamy. W tym momencie, w jakim jest Polska, wracamy do rzeczy, które już funkcjonowały, jak edukacja seksualna, dostęp do aborcji – jaki był, taki był, ale to już nie stanowiło sporu, pewne rzeczy były ustalone. A w tej chwili to wraca i idzie w bardzo złą stronę i jak tak dalej pójdzie, to chyba wszystkie kobiety będą musiały wyjść na ulicę i głośno powiedzieć, że im się to nie podoba. Ale z kolei w kontekście klimatu, tego, co się dzieje na Ziemi, tego, jaką mamy konsumpcyjną naturę i tego, że nie zwracamy uwagę na wydarzenia dookoła, trudno mi powiedzieć, co będzie za 100 lat, o ile w ogóle Ziemia będzie jeszcze istniała. Jestem matką, więc chciałabym i robię wszystko w tym kierunku, dlatego wprowadzamy różne zmiany i staramy się brać takie artystki, które też szanują naturę i o tym myślą. Drukujemy na papierze ekologicznym, w trakcie naszych działań mówimy o tym, co się dzieje w innych częściach świata i że to wszystko nie jest oderwane od siebie, tylko funkcjonuje jako całość, tylko niektórzy tego po prostu nie widzą, więc zależy nam również na tym, żeby nie promować bezmyślnego konsumpcjonizmu i tego typu rzeczy. Staramy się, żeby nasz głos był spójny i tak jak mówię, trudno powiedzieć o aspekcie społecznym bez odniesienia do natury.

(Agata Zając, „Feministyczny wernisaż "Kręgi kobiet" w Starym Ratuszu”, https://tulegnica.pl, 21.01.2020)