Drukuj

Aktywistki społeczne: Marta Lempart, Katarzyna Lubiniecka-Różyło, Aleksandra Lesiak i Aleksandra Krzeszewska oraz legnicka aktorka Magda Biegańska były w czwartek 9 stycznia gośćmi trzeciego, comiesięcznego spotkania w ramach Kawiarenki Obywatelskiej, któremu nadano tytuł „XXI wiek - wiekiem kobiet”. Rozmowę w teatralnej Art Cafe Modjeska poprowadziła Katarzyna Odrowska z legnickiego teatru.


Tematem rozmowy był polski feminizm i  miejsce kobiet w XXI wieku, sto lat po uzyskaniu praw wyborczych. Czym jest zatem współczesny feminizm i dlaczego budzi tak skrajne emocje bywając czasami straszakiem, czasami obelgą lub pałką w politycznych przepychankach o prawa kobiet? Temat musi być poważny skoro podejmowano sprawy, które niemal sto lat wcześniej były już w Polsce przedmiotem poważnej publicystycznej debaty i wściekłych ataków na podnoszących temat dyskryminacji kobiet. O zgrozo, mimo upływu lat, felietony Tadeusza Boya-Żeleńskiego z lat 1929-1932 autora m.in. „Dziewic konsystorskich”, „Piekła kobiet” i „Naszych okupantów”, można by i dziś z niewielką ledwie korektą drukować w gazetach, a i reakcje konserwatystów na takie publikacje byłyby podobne.

Zacznijmy jednak od samego pojęcia, które było przedmiotem kawiarnianej rozmowy. Trzeba bowiem wiedzieć, że początki feminizmu, jako ruchu społeczno-politycznego, sięgają czasów rewolucji francuskiej i powstania Deklaracji Praw Kobiety i Obywatelki (1791), którą na wzór Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela wydała francuska dramatopisarka i abolicjonistka Olympe de Gouges (za głoszone poglądy została zgilotynowana). Rok później angielska pisarka Mary Wollstonecraft (matka słynnej autorki „Frankensteina” Mary Shelley) wydała „Wołanie o prawa kobiety” z postulatami równości politycznej i jednakowego systemu kształcenia dla kobiet i mężczyzn. Samo pojęcie weszło jednak do społecznego obiegu i słownictwa dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Słowa „feministka” użyto w polskiej prasie po raz pierwszy w grudniu 1891 w kontekście zjazdu kobiet i powstałego na nim kobiecego komitetu jubileuszowego z okazji dwudziestopięciolecia twórczości Elizy Orzeszkowej.

O czy zatem mówiły bohaterki legnickiego spotkania pod koniec drugiej dekady XXI wieku, który miałby być wiekiem kobiet?

- Musimy uważać, bo nie możemy się pogubić z naklejką feminizmu. Jest bardzo wiele kobiet, które mają dokładnie takie same poglądy jak my, ale wręcz panicznie boją się samej nazwy. Dla mnie samej feminizm jest trudną drogą przekonywania do racji i działań na rzecz emancypacji kobiet – mówiła prawniczka Marta Lempart, liderka ruchu Ogólnopolski Strajk Kobiet, współorganizatorka licznych obywatelskich protestów w obronie niezależności sądownictwa, przeciw pedofilii w Kościele, w obronie praw osób z niepełnosprawnościami, uczestniczka blokad antyfaszystowskich, inicjatorka Czarnego Poniedziałku - Ogólnopolskiego Strajku Kobiet 3 października 2016, czyli masowych protestów w 150 polskich miastach przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej.

- Gdy zdarzyło mi się powiedzieć, że nie jestem feministką miałam wielkie problemy w swoim środowisku, jak się z tego wytłumaczyć. Dla mnie feminizm to kobieta, która jest ważna – zauważyła Aleksandra Lesiak. Psycholożka i działaczka społeczna, organizatorka Czarnych Protestów w Legnicy, która zainspirowana Kongresem Kobiet zorganizowała Legnicki Festiwal Kobiecości.

- Dla mnie feminizm jest świadomością równych praw, choć kiedyś myślałam, że to pewien rodzaj terroryzmu. Zmieniłam zdanie i zrozumiałam, że to jest walka w sytuacji, gdy u władzy w większości są mężczyźni. Tak było w przypadku mojej inicjatywy, by z kasy miejskiej zafundować bezpłatne szczepienia legnickich dziewcząt przeciw wywołującemu raka szyjki macicy wirusowi HPV. Na razie przegrałam – mówiła Aleksandra Krzeszewska, legnicka działaczka społeczna i radna, organizatorka akcji charytatywnych, studentka prawa na Uniwersytecie Wrocławskim.

- Dla mnie, podobnie jak dla profesor Magdaleny Środy, feminizm to przede wszystkim walka o równouprawnienie. Są rzecz jasna jego różne postacie. Zarówno liberalne, jak i te bardzo radykalne. Jest bowiem i taki rodzaj feminizmu, który nawet akt seksualny z mężczyzną traktuje jako akt przemocy z jego strony. Bardzo mnie boli pejoratywne rozumienie feminizmu. Bo co w tym złego? Niestety, najgorzej jest wśród kobiet, które nawet samo słowo feminizm traktują jak obelgę – przekonywała Katarzyna Lubiniecka-Różyło, nauczycielka akademicka, wieloletnia dziennikarka Gazety Wyborczej Wrocław, działaczka Stowarzyszenia Dolnośląski Kongres Kobiet, członkini Wrocławskiej Rady Kobiet.

- Gdyby facet miał urodzić dziecko to chyba wcześniej popełnił by samobójstwo – śmiała się legnicka aktorka i młoda matka Magda Biegańska. – Był czas, gdy o krwi miesięcznej mówiło się jako o rzeczy wstydliwej. Tymczasem o krwi przelewanej na polach bitew przez mężczyzn, jako o akcie bohaterstwa – dodawała nawiązując do feministycznego manifestu artystycznego, jakim jest legnicki spektakl Julii Holewińskiej „Krzywicka/Krew” w reżyserii Aliny Moś-Kerger, w którym gra jedną z ról wraz z pięcioma koleżankami z zespołu (spektakl będzie można obejrzeć już 18 i 19 stycznia na Scenie Gadzickiego).

Powyższe to jedynie strzępy z niemal dwugodzinnej rozmowy. Kolejne spotkanie w Kawiarence Obywatelskiej, w czwartek 13 lutego, poświęcone zostanie kulturze z tytułem nawiązującym do punkrockowej piosenki zespołu Zielone Żabki „A kultura tu podobno jest?”

Grzegorz Żurawiński