Drukuj

Wszystko zaczęło się od tego, że Bóg stworzył Ziemię – to wszyscy wiedzą. Potem zainicjowano spotkanie – spotkanie dwóch nacji, dwóch perspektyw patrzenia na świat i teatr, dwóch osób, które jak brat z bratem opowiedzieli o sobie, swoich zaletach i przywarach. Co było pomiędzy? O tym opowiada „Klasyczna koprodukcja”, której premiera na deskach Teatru Modrzejewskiej w Legnicy odbyła się w ubiegłą sobotę (09.11.2019). Pisze Konrad Pruszyński.


Widzów premierowego przedstawienia wystawionego na Scenie Gadzickiego powitali dyrektor legnickiego teatru, a jednocześnie reżyser premierowej sztuki – Jacek Głomb oraz zarządzający Państwowym Teatrem Dramatycznym w Batumi (Gruzja) – Andro Enukidze.  Podkreślili oni wagę międzykulturowej współpracy w procesie rozwoju artystów oraz samej sztuki teatralnej. „Klasyczna koprodukcja”, dla której bazą scenariusza były rozmowy i improwizacje aktorów obu współpracujących scen, to przykład na to, jak wiele dobrego zdziałać może wyjście ze sztywno obowiązujących ram, wejście w nieznaną dotychczas konwencje oraz skorzystanie z międzykulturowego doświadczenia, które może tylko ubogacać. - To bardzo ważne, że wśród licznych wspólnych działań Dolnego Śląska i regionu Adżarii znalazło się też miejsce na autentyczne spotkanie artystów na scenie – powiedział reżyser spektaklu, któremu za umiejętność prowadzenia eksperymentującego i otwartego na dialog teatru, należą się słowa uznania.

Spektakl przedstawia siedem osobnych obrazów, poprzedzonych prologiem i zakończonych epilogiem, z których każdy pokazuje inny punkt styku Polski i Gruzji. Miejsc, w których przecinają się emocje i historie Polaków i Gruzinów jest sporo – poczynając od mistycznej genezy, przez nieco megalomańskie postrzeganie samych siebie, aż po wspólne przeżycia wojny i postaci, które nierozerwalnie spajają ze sobą nasze kraje – Józefa Stalina i Lecha Kaczyńskiego.

Legendę o Lechu, który szukając odpowiedniego miejsca do założenia grodu zauważył orła pilnującego swojego gniazda, na znak czego zasiedlone miejsce „ojciec narodu” mianował Gnieznem, wszyscy znamy. Jednak nie tylko Polacy mają swoją legendę założycielską – Gruzini zaraz po stworzeniu świata zniechęcili się długą kolejką narodów, które oczekiwały na przyznanie im przez Boga kawałka ziemi. Nieopodal stało drzewo, pod którym przedstawiciele tego jakże towarzyskiego narodu postanowili (mówiąc wprost) rozkręcić porządną imprezę. Były śpiewy, tańce i dużo alkoholu. Bóg, kiedy odprawił wszystkie inne narody, podszedł do Gruzinów i poruszony ich postawą oddał im ostatni, malutki, choć niezwykle piękny zakątek Ziemi, na której dziś swoje żywoty prowadzą miłośnicy chinkali i chaczapuri.

„Klasyczna koprodukcja” skupia się jednak nie tylko na blaskach historii obu krajów. Każdy rozsądny człowiek wie, że Polska i Gruzja to krainy nie tylko mlekiem i miodem płynące. Twórcy przypominają tu chociażby akty ludobójstwa, w których przedstawiciele naszych nacji wzięli udział. Ważniejsza przy tej okazji może zdać się reakcja bohaterów (oraz nasza własna) na informacje dotyczące podobnych wydarzeń. Nasza grubiańskość, chore przekonanie dotyczące mesjanizmu, tak często nie pozwalają nam przyznać, że jak wszyscy, jesteśmy tylko ludźmi, a nasze narody, jak każde inne, mają w swoich szeregach ludzi szlachetnych oraz tych bardziej pogubionych. Józef Stalin, który niewątpliwie jest jedną z najbardziej znanych postaci łączącą Polskę i Gruzję, również jest przedmiotem tej opowieści. Bohaterowie sztuki rzucają w eter kilka suchych faktów, które tworzą pewien obraz Stalina, na którym największym cieniem kładzie się pewna liczba – ponad dziewięćdziesiąt milionów. Jest ona nazywana ulubioną liczbą komunistycznego zbrodniarza. Czystki, głód, wojna, gułagi – w ten sposób Józef Stalin pozbawił życia ponad dziewięćdziesiąt milionów osób.

Na podstawie znanej wielu z nas historii dotyczącej wylotu polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Tibilisi w 2008 roku, twórcy wymownie przedstawili czym jest i w jakich okolicznościach powstaje „prawda historyczna”. Kaczyński do stolicy Gruzji wyleciał po to, by wesprzeć ogarnięty wojną kraj, po kolejnym bombardowaniu przez Rosjan miasta Gori. Czyn ten, przez Gruzinów okrzyknięty bohaterskim, przez Polaków z jednej strony był chwalony (za odwagę), a z drugiej krytykowany (za lekkomyślne narażanie ludzi).

Eksperyment, jaki na scenie przeprowadzają twórcy jasno pokazuje, że prawda historyczna trudna jest do uchwycenia. Nieodporna jest ona na przekłamania, manipulacje i ludzkie interpretacje, które z biegiem czasu, mogą coraz bardziej zacierać jej rzeczywisty obraz. Do odpowiedzi na pytanie czy polski prezydent postąpił bohatersko czy lekkomyślnie bohaterowie nie zdołali dojść. Wszczęła się natomiast ogromna kłótnia, którą w teatralnym otoczeniu (dzięki Bogu!) przerwać mógł nieuchronnie mknący ku końcowi scenariusz. W realnym życiu czasem trudniej jest o zażegnanie podobnych konfliktów.

Spektakl kończy niezwykle symboliczna scena, za którą znów wielkie słowa uznania dla reżysera Jacka Głomba. Jak ja uwielbiam takie epilogi! Z jednej strony historia zostaje domknięta (nie pozostajemy z poczuciem niespełnienia), a z drugiej nie pozostawia nas ona bez niczego. Kończąca „Koprodukcję” scena, jest swoistą wyprawką, którą fundują nam twórcy. To w naszej gestii pozostaje przemyślenie i wyciągnięcie wniosku z rzeczy, która moim zdaniem daje nadzieje na to, że w nawet największym ludzkim i kulturowym miszmaszu można odnaleźć bogactwo i porządek.


(Konrad Pruszyński, „Klasyczna polsko-gruzińska koprodukcja u Modrzejewskiej w Legnicy”, https://www.kpruszynski.pl, 10.11.2019)