Drukuj
Pierwsze łzy już się polały! Wybrani widzowie we Wrocławiu i Warszawie mieli ostatnio okazję oglądać roboczą i ponad dwugodzinną wersję najnowszego filmu Waldemara Krzystka. Jego premierę zaplanowano na koniec sierpnia. Wcześniej w legnickich kinach odbędą się uroczyste pokazy przedpremierowe „Małej Moskwy”, najbardziej legnickiego filmu w dziejach polskiej kinematografii.

Zmontowana wersja ma aktualnie 130 minut (pierwsza miała ich aż 180) i nadal jest sporo za długa jak na kinowy standard (około 90 minut). Ciekawostką jest, że ten surowy jeszcze półprodukt zrealizowany jest w… rosyjskiej wersji językowej z polskimi napisami!  

- Cóż, większość bohaterów tego filmu, którego akcja toczy się w latach 1967-1968 (oraz współcześnie), to stacjonujący w Legnicy obywatele Związku Radzieckiego, grani zresztą przez rosyjskich aktorów. Zatem zarówno na planie filmowym, jak i teraz podczas montażu, dla wygody posługujemy się językiem rosyjskim. Ciekawi nas także reakcja widzów na film grany głównie w tym języku. Bo młodym jest on niemal kompletnie nieznany, a starsi mają do niego rozliczne uprzedzenia. Film grany po angielsku z polskimi napisami nikogo w polskim kinie nie dziwi, w tym przypadku jest jednak inaczej – opowiada Waldemar Krzystek.

Zdjęcia do filmu realizowano od końca sierpnia do początku listopada ubiegłego roku we Wrocławiu, Legnicy (m.in. we wnętrzach legnickiego teatru) i na lotnisku w Krzywej. Podczas 47 dni zdjęciowych Waldemar Krzystek nakręcił 40 kilometrów taśmy, zatrudnił na planie 1500 statystów, a wszystko w ramach budżetu w wysokości ledwie 7 mln zł.

To historia miłości zakazanej. Rzecz zdarzyła się naprawdę w latach 60. w Legnicy. Młody polski oficer zakochał się w żonie rosyjskiego lotnika. Tragiczną love story - on zostaje aresztowany, ją znajdują powieszoną - wrocławski reżyser dobrze pamięta z czasów swego dzieciństwa i młodości w Legnicy.

- Wychowałem się 300 metrów od zamkniętego rosyjskiego osiedla wojskowego - opowiada autor scenariusza i reżyser. - To mit do dziś żywy w tym mieście. Co roku na Wszystkich Świętych na grobie tej kobiety zapalane są świeczki, składane świeże kwiaty - dodaje Krzystek.

Krzystek pamięta, że choć mówiło się wtedy o przyjaźni polsko-radzieckiej, to jednak nie było przyjaźni między mieszkańcami Legnicy i radzieckimi ludźmi. – My, legniczanie, traktowaliśmy ich jak okupantów. Dzisiaj myślę, że oni też nie czuli się u nas dobrze. Funkcjonowali albo w koszarach wojskowych, albo na wyizolowanych osiedlach odgrodzonych od miasta – wspomina reżyser.

Oprócz prawdziwej historii miłosnej reżyser chce opowiedzieć o tamtych czasach, zwłaszcza młodemu pokoleniu, które nie ma pojęcia, że w Legnicy stacjonowały radzieckie wojska. – Gdy kręciłem dla telewizji “Balladę o Zakaczawiu” przychodzili do mnie młodzi i gratulowali mi oryginalnego pomysłu, że w sztuce umieściłem radzieckiego żołnierza. Oni nie wiedzieli, że to nie był żaden zabieg artystyczny, żaden oryginalny pomysł, tylko sama rzeczywistość – mówi Krzystek.

W filmie zagrają zarówno polscy, jak i rosyjscy aktorzy. W głównych rolach zobaczymy śliczną 24 letnią blondynkę, moskwiankę Swietłanę Hodczenkową i znanego z serialu "Na dobre i na złe" Lesława Żurka. Młody aktor z Teatru Słowackiego w Krakowie zdystansował podczas castingu Macieja Zakościelnego i Mateusza Damięckiego. Hodczenkowa podczas castingu, który odbył się w maju w Moskwie, pokonała 60 konkurentek do roli.

- Moi bohaterowie to osoby bardzo wrażliwe i kruche, które łatwo zranić i zniszczyć. Takich ludzi dostrzegłem w obojgu młodych aktorach - mówi Waldemar Krzystek. - Ostatni raz żołnierz radziecki na polskich ziemiach pojawił się w sztuce polskiej w 1945 roku, jako wyzwoliciel - przypomina. - Potem ślad po nim zaginął. A przecież wszyscy wiemy, że w rzeczywistości był na naszych ziemiach do 1993 roku.
 
O realizację filmu reżyser zabiegał od pięciu lat. Już w 2003 napisany przez Krzystka scenariusz opublikował "Dialog". Reżyser starał się o pieniądze nie tylko ze strony polskiej, ale i rosyjskiej. Jego niezrealizowanym marzeniem było, by film był polsko-rosyjską koprodukcją. Ostatecznie budżet zapewnili Polacy, w tym głównie Telewizja Polska (dla niej zrealizowana zostanie także trzyodcinkowa wersja filmu) i Polski Instytut Sztuki Filmowej

Widzowie roboczej wersji filmu (wśród nich był m.in. prezydent Legnicy Tadeusz Krzakowski) byli wzruszeni tym, co zobaczyli. Polały się pierwsze łzy. – Popłakała się nasza charakteryzatorka, która była przecież z nami podczas kręcenie zdjęć i nie powinna być zaskoczona tym, co zobaczyła. Łzy widziałem także u innych – opowiada Krzystek. – Gdy wcześniej pokazałem roboczą wersję na Woronicza w telewizji, to pan z kabiny projekcyjnej powiedział tylko tyle: „O, Boże! Miałem puścić film i iść na śniadanie, a nie mogłem oczu oderwać. Ale piękny film zrobiliście… - dodaje.

W epizodach filmu występują aktorzy doskonale znani legnickiej publiczności teatralnej: Przemysław Bluszcz i Janusz Chabior.