Drukuj
Po siedmiu latach od debiutanckiej książki "danc" wyróżnionej nominacją do nagrody Nike, legniczanka Anna Podczaszy wydała w Biurze Literackim kolejną, długo oczekiwaną książkę. Premierze tomu "Mniej, więcej" towarzyszyć będzie wieczór autorski w teatralnej Caffe Modjeska w Legnicy. Spotkanie odbędzie się w czwartek 17 stycznia.

„Mówi szeptem, cedzi, albo modli się i na głos wypowiada tylko połowę. Ma pęknięty język, ale składa go, zszywa na nowo. Niby znajomy, prosty, najprostszy: dwa, trzy słowa i kropka. A jednak niezwykły w tym swoim drugim życiu, święty” – tak pisze o najnowszym tomie autorki „danc” Agnieszka Wolny-Hamkało. Z kolei Bogumił Kierc opowiada: „Wiersze Anny Podczaszy mocno trzymają się ziemi. Ich rozrastanie się jest nieprzewidywalne...”.

Urodzona w 1972 roku Anna Podczaszy jest wykładowcą w Centrum Języków Obcych w Legnicy. Oprócz "danc" opublikowała w 2003 roku równie ciepło przyjęty tom "Wte i nazad". Piotr Kępiński pisał wówczas "To poezja doskonała. Wrażliwa. Komunikatywna. Podobnie zresztą jak cała książka".

Najbliższe spotkanie w Legnicy to powrót do tradycji organizowania wieczorów autorskich poza główną siedzibą wydawnictwa. Dla organizatorów i uczestników spotkania z Anną Podczaszy będzie to zarówno literacka przygoda, jak i swego rodzaju podróż sentymentalna do miejsca, gdzie narodziła się idea festiwalu poetyckiego, który obecnie jest największą tego typu imprezą w Polsce.

Osiem lat Fortu i Portu Legnica przedstawiono w albumie „Bitwa o Legnicę”, prezentując najważniejszych uczestników, ich wiersze, wspomnienia i fotografie z festiwalowych spotkań. Całość uzupełniono dokładnym kalendarium wydarzeń.

Promocja książki „Mniej, więcej” i spotkanie z Anną Podczaszy odbędzie się w czwartek 17 stycznia o godz. 18.00 w teatralnej Caffe Modjeska w Legnicy.
Będzie możliwość kupienia książek autorki po specjalnych, dużo niższych niż w księgarniach cenach.

************************************************************


ROZMOWA Z ANN¡ PODCZASZY


Anna Krzywania: "Już jestem duża, coraz więcej mam / odwagi, by błądzić, by po omacku, tam" - piszesz w wierszu otwierającym tom "Mniej, więcej". Brzmi to poniekąd jak zapewnienie o dojrzałości, dorosłości...

Anna Podczaszy:
O tak, poniekąd. Jestem już dziewczynką dużą, że ho, ho. Co to jest dojrzałość, dorosłość? Czym to zmierzyć? Posiadaniem rodziny i troszczeniem się o nią? Zdobyciem zawodu? Wykonywaniem systematycznej pracy? Byciem odpowiedzialnym za swoje decyzje i czyny? Jeśli tak, to jestem dorosła. A jeśli nie? A co, jeśli dojrzałość oznacza przyznanie się przed sobą, kim się jest? Dajmy na to, krętaczem? Lawirantem? Pijakiem? Albo tchórzem? A czy w dzisiejszych czasach to powód do wstydu? Czy błądzenie po omacku jest dowodem żałosnej niedojrzałości czy uczciwości? I tak to jest z tą moją dojrzałością i dorosłością. Robię może niewielkie postępy jeśli chodzi o odwagę, to tyle.

W najnowszym tomie dominują motywy i emocje w raczej ciemnej tonacji: strach, choroba, śmierć, walka o życie oraz wściekłość, nienawiść, sarkazm...


... zniecierpliwienie, które, trwając przez długi czas, przerosło w złość i wściekłość. Że nie mogę się wypiąć na to i owo (nie mogę?), że tyle energii leci w ogłupianie ludzi i oszukiwanie siebie samej i siebie nawzajem, że dajemy się z radością udupiać i jeszcze twierdzimy, że tak nam z tym do twarzy, że tego zawsze pragnęliśmy. Itd. Itp. Z nienawiścią bym nie przesadzała, ja się niektórych słów boję. A niektórych nie mam prawa jeszcze użyć. Co do tonacji, to ja chyba zawsze w ciemniejszych barwach pisywałam; boleję nad tym, że nie umiem jaśniej. E tam, wcale nie boleję; takie kolory są ciekawsze, jakieś bardziej autentyczne, że tak, zaczepnie powiem, żywsze.

Czy przelanie owego gniewu na papier pozwoliło ci choć trochę uporać się z nim?


Skądże. Ja nigdy nie traktowałam pisania jako terapii. Ja nie za bardzo wiem, co się z tym gniewem dzieje we mnie, w wierszach.

A z czego wyrastały poprzednie książki: "danc" oraz "Wte i nazad"?

Oczywiście z potrzeby osiągnięcia sławy (danc) oraz jej pogłębienia (Wte i nazad). Oczywiście mogę też udzielić mądrzejszej, poniekąd, odpowiedzi. Na przykład, że danc złożył się z mojego wewnętrznego chaosu, a Wte i nazad ze stania na rozdrożu, ze zdziwienia, że rozmijam się z tyloma rzeczami i ludźmi, i z niezgody na odczytanie danca jako radosnej zabawy słowem, bo ja w tej zabawie nie widziałam nic radosnego, bo ta zabawa, bez względu na to, czy ktoś w niej uczestniczył czy nie, i czy miał fun, czy nie, dla mnie była raczej makabryczna (nie estetycznie, ale emocjonalnie). Poza tym, problem w tym, że za kilka lat mogę uzmysłowić sobie jeszcze inne źródła, więc odpowiedź pierwsza będzie wiarygodniejsza.

W twoich trzech tomach słychać głos tej samej autorki, ale jednocześnie każdy z nich jest odrębny, ma swój własny język i ton... W "Mniej, więcej" w niektórych tekstach pojawia się Chór, który zdecydowanie je dramatyzuje. Ma on co prawda długą tradycję w literaturze, ale jest rzadkością w poezji ostatnich lat. Skąd wziął się pomysł na wprowadzenie go do twoich wierszy?


Nie wiem, wziął i przyszedł. Ja nie myślę za bardzo w momencie powstania pierwszej wersji wiersza; raczej wyłapuję naprędce z siebie słowa. Myślę później, przy kolejnych etapach obróbki skrawaniem. Ale jak pomyślałam mocniej, to przypomniałam sobie, że Chór do mnie się odezwał pierwszy raz w wierszu "Ciężar", i byłam mu za to wdzięczna (Chórowi), ponieważ dramatycznie potrzebowałam odzewu do mrocznego wyznania podmiotu lirycznego. I tu, proszę, pojawił mi się usłużnie Chór i powiedział, co wiedział. I to mi zabrzmiało, hm, jakoś nieswojo. Potem pomyślałam, (etap obróbki) że dobrze, że nieswojo, bo to ma być głos obcy, niedobry, a nawet zły. Judzący. I że do tego judzenia należeć się będzie odnieść. Ja byłam pełna obaw jeśli chodzi o poczynania Chóru, ale ostatecznie zdecydowałam się eksperyment doprowadzić do końca.

Bardzo wyraźna jest też w "Mniej, więcej" teraźniejszość. Nie jest to raczej tzw. poezja zaangażowana, niemniej jednak przewijają się w tomie kwestie społeczne...


Owszem. Tak jak "danc" był bardziej "we mnie", tak "Mniej, więcej" ucieka od "ja". A nawet jak "ja" się pojawia, to wcale nie muszę być ja. A nie sposób mi przymykać błogo oko na przypuszczane na mnie ataki: reklamy, uśmiechnięte kasjerki (jak wiarygodne jest "dobry wieczór, dziękujemy, zapraszamy ponownie" o godzinie 21 w ustach zmęczonej kobiety, która spełniać ma taki werbalny obowiązek, narzucony przez jakiegoś kretyna w ramach dbania o imidż firmy?). Za każdym razem, gdy to słyszę, współczuję jej, bo jest człowiekiem, który chce już iść do domu, jak ja, a nie może, i jeszcze musi w taki sposób okazywać swoją uprzejmość, i mam ochotę powiedzieć jej: daj pani spokój, oczekuję tylko, że mi pani skasujesz co jest i już, bez tych wszystkich umizgań, które są psu na budę. Irytuje mnie ta cała ładna otoczka, kremy do zmarszczek, bogaty wybór dzwonków w telefonach, ten cały wysiłek idący w przekonanie ludzi, że istotny dla ich człowieczeństwa jest kolor gumki w ich majtkach, lub coś w tym stylu.

A czy można uciec przed ogarniającą wszystko komercjalizacją, o której ironicznie piszesz? Nawet dom nie jest przed nią schronieniem...


Nie wiem, czy nie jest. I nie wiem, czy jest sens uciekać. W co uciekać? Ja jestem człowiekiem strasznie nudnej równowagi. Złości mnie wręcz, że jak nawet się buntuję, to przeklinam kulturalnie i ludzie mnie nie traktują poważnie. A kara, o której piszę w "Szerzej" może być równie dotkliwa jak przesyt. święty spokój po kilku dniach staje się przekleństwem. A z drugiej strony są granice naszej wytrzymałości, po przekroczeniu których nie wiadomo, czy nie będziemy woleć nie mieć, niż mieć. Ja tak już mam bardzo często. A może też żeby rzeczywiście bez żalu nie mieć, trzeba wcześniej mieć - i to całkiem sporo. No, pofilozowałam, i wystarczy.

Spośród wierszy w Mniej, więcej chyba tylko ostatni jest w nieco jasnym tonie...

Tylko jeden? Wydawało mi się, że będzie tego więcej. Ja mażę sobie na czarno, bo na takim tle łatwiej widać jasne tony, oddechy, wyciągnięte rączki, drobiazgi, których się nie wydaje, mimo wszystko, niekontrolowane, oczyszczające łzy i inne duperele, które usilnie zbieram, bo jakże ich nie zbierać i do puszek nie chować, i do morza nie wrzucać, niech płyną?