Drukuj
Nowy spektakl legnickiego Teatru Modrzejewskiej to przestroga przed dziką lustracją, gorzka relacja z manipulacji archiwami. Legnicka "Lustracja" kapitalnie wpisuje się w cykl przedstawień Teatru Modrzejewskiej, w którym dochodzi do głosu "polityka historyczna" szefa tej sceny Jacka Głomba. O spektaklu Krzysztofa Kopki pisze Łukasz Drewniak, który spektaklowi dał cztery gwiazdki (dobry).


Pamiętacie jeszcze tak zwany koszmar lustracyjny? Pokłosie tamtych dni zbieramy teraz w teatrze. Krzysztof Kopka w "Lustracji" spróbował nazwać szaleństwo, w którym uczestniczyliśmy przez ostatnie dwa lata.

Bohaterem jest listonosz Józef (zbieżność imion z Józefem K. nieprzypadkowa), oskarżony o współpracę z SB i zaszczuty przez prasę i społeczność lokalną tylko z powodu zbieżności nazwisk z innym agentem. Reżyser portretuje także jego byłą narzeczoną, usiłującą oczyścić imię ojca, którego nazwisko zostało opublikowane na IPN-owskiej liście kandydatów na TW: "Zabijacie go po raz drugi!" - krzyczy Kasia. Ale nie wiadomo, czy wałczy o prawdę, czy boi się, że oskarżona o "genetyczną kolaborację" nie dostanie awansu na uczelni.

Kopka stawia tezę, że archiwami manipulują albo cyniczni, młodzi i niedouczeni historycy, albo dawni agenci SB, którzy zacierają granicę między czernią i bielą, rozmywają swoją winę. Bo skoro wszyscy niezłomni z opozycji mają coś na sumieniu, to i ich współpraca już nie kole w oczy. Wychodzi na to, że sprawiedliwym i prawym może być w świecie opisanym przez Kopkę po prostu ten, kto szybciej niż inni nazwie siebie sprawiedliwym i prawym.

"Lustracji" najbliżej do niskobudżetowego filmu telewizyjnego, jakby przypadkiem "nakręconego" na scenie. Pasowałby jak ulał do modnego cyklu "Święta polskie". Bo Kopka święci Dzień Świętego Pomówionego. Jego aktorzy grają "po legnicku" typy z sąsiedztwa, pokazują ich przaśnie i tkliwie w jednej chwili, szybką precyzyjną kreską. Żadnej postaci nie kompromitują do końca, nawet skończona świnia (szef działu śledczego "Tygodnika" niejaki Lesiak Pawła Palcata) czy zapiekły w nienawiści paranoik (Pan Wacław, sympatyk ONR Bogdana Grzeszczaka) mają szansę przedstawić swe racje. Bo niezamierzony komizm to czasem ich jedyna chwalebna cecha. Dziennikarz (Rafał Cieluch) topi wyrzuty sumienia w wódce.

Powoli orientuje się, że grzebanie w ludzkich życiorysach, wywlekanie brudów na światło dzienne, nieodwołalnie brudzi także i tego, który w nich grzebie. W finale wraz ze swoją ofiarą trafia do schroniska Brata Alberta. Przytułek to swoisty wariant IPN-u.
 
Inny Przytułek Narodowy, czyli żywe archiwum prawdziwych, a nie urojonych grzeszników. Czyściec słabych i zbłąkanych. Stara kobieta przeprasza listonosza, że wzięła udział w nagonce na niego, a dziennikarz alkoholik dowiaduje się, że oskarżał Józefa bezpodstawnie. Legnicka "Lustracja" kapitalnie wpisuje się w cykl przedstawień Teatru Modrzejewskiej, w którym dochodzi do głosu "polityka historyczna" szefa tej sceny Jacka Głomba. Tak jak w jego licznych opowieściach lokalnych o mieście wypędzonych narodów, historii polskiego czołgu zagubionego podczas inwazji na Czechosłowację w 1968 roku czy niedawnym "Łemku", tak i tu słowem kluczem staje się wybaczenie. Kohabitacja ofiar i katów. Zgoda skrzywdzonych i poniżonych.

Każdy z nas dostał lub dopiero dostatnie w tym strasznym świecie dobrze po tyłku - zdaje się mówić Głomb. Możemy sobie wzajemnie współczuć i troszkę się posunąć, żeby na ławce cierpienia zrobiło się także miejsce dla innych. "Łemko" podnosił mały oportunizm do rangi daniny koniecznej do przetrwania. "Lustracja" nawołuje do pokuty za krzywdy wyrządzone najbliższym.

(Łukasz Drewniak, "Inny Przytułek Narodowy", Dziennik-Kultura TV, 21.12.2007)