Drukuj

Spieszę wyjaśnić, że tytuł najlepszej sceny erotycznej października zdobyła etiuda w wykonaniu Katarzyny Dworak w spektaklu "Lekcja tańca w Zakładzie Weselno-Pogrzebowym pana Bamby" w reżyserii Łukasza Czuja, koprodukcji gliwicko-legnickiej - pisze Łukasz Drewniak w najnowszym odcinku swojego felietonowego Kołonotatnika (fragment).


(...)

Najlepsza polska scena erotyczna października

Mam niejakie obawy, że po przeczytaniu poniższego fragmentu pan Paweł Wolak da mi najzwyczajniej w mordę. Ale cóż, zaryzykujmy. Spieszę wyjaśnić, że tytuł najlepszej sceny erotycznej października zdobyła etiuda w wykonaniu Katarzyny Dworak w spektaklu "Lekcja tańca w Zakładzie Weselno-Pogrzebowym pana Bamby" w reżyserii Łukasza Czuja, koprodukcji gliwicko-legnickiej. Hrabalowsko-haszkowski spektakl z udziałem Katarzyny Dworak widziałem dwa razy w obu pięknych miastach. Gdybym wyznał, że za każdym razem oglądałem go dla Katarzyny Dworak, powiedziałbym o słowo za dużo. Choć prawdą jest, że jestem wielkim fanem męskich ról Katarzyny Dworak. Katarzyna Dworak jako martwy motocyklista w "Balladzie o Zakaczawiu", Katarzyna Dworak jako martwy kowal w Strindbergu Kostrzewskiego… Nigdy nie mogłem pojąć, jak można obsadzić tak interesującą kobietę w równie nieinteresującym zadaniu scenicznym. Cóż jest trudnego w zagraniu martwego mężczyzny? Ano podchodzimy do lustra i jest, gotowe. Jeśli jesteśmy mężczyzną – martwy mężczyzna jest w lustrze, jeśli jesteśmy kobietą – gramy to, czego w lustrze nie ma. Prawda, że proste? Pani Katarzyna Dworak nie musiała się wcale wysilać, bo w obu przypadkach grała to, czym nie była. Czyli grała sobą, z takim, a nie innym głosem i ciałem, a martwy mężczyzna stał obok, tylko nam się zdawało, że go widzimy.

I teraz w spektaklu Czuja Katarzyna Dworak gra kobietę, niejaką Natalię Grudową, namiętną praską ambasadorkę wybielacza uniwersalnego i śpiewa o swojej miłości do martwego Chińczyka, który posiada jeden, a może dwa sklepy z bawełną. Można by je po jego śmierci wymienić na palarnię opium, bo Natalia Grudowa ma w ogóle predyspozycje do bycia wdową i martwi mężczyźni nie są jej do niczego potrzebni. No, chyba że potrafią grać na instrumentach. Przebrana w blond perukę à la lata dwudzieste Katarzyna Dworak wykonuje swój sceniczny song, siedząc na podróżnym neseserku. Trzepocze rzęsami, prezentuje fikuśny gorset i rzępoli pazurami po plastikowej kratkowanej obudowie swojego bagażu. W połowie piosenki Katarzyna Dworak porzuca oryginalny tekst i zaczyna instruować trójkę muzyków: „Gitara, połóż się na plecy i pełzaj, Klarnet – idziesz za nim! Tuba, zostań gdzie byłeś”. Instrukcje są precyzyjne i doprowadzają aktorkę do szczęśliwego zakończenia. Nutki i dźwięki wdarły się tam, gdzie powinny. Prosto do serca Katarzyny Dworak. Piosenka dogorywa, a zrelaksowana aktorka zapala papierosa jak jeden z nastoletnich bohaterów serii "Mała Brytania" po podniesieniu z fotela babci kumpla z boiska.

Ach, karmelek w ustach Leona w ""Kosmosie nie był nawet ułamkiem tego, co wyrażała w "Lekcjach tańca" namiętna instrukcja dla tuby, słynna scena z filmu "Kiedy Harry poznał Sally" stanowi zaledwie preludium do tego, co w niedosłowny sposób zrobiła Katarzyna Dworak z turlającym się po podłodze klarnetem. I wszystko to stało się w spektaklu, który przejdzie do legnickiej, a może i gliwickiej legendy miejskiej. Zwłaszcza jeśli PiS jakąś kolejną ustawą zakaże używania gitary, klarnetu i tuby w celach wyraźnie nieprokreacyjnych. Martwi mężczyźni nie lubią, jak kobiety zajmują się muzyką.

(...)
Cały felieton jest TUTAJ!

(Łukasz Drewniak, "K/173: Niepopularny teatr popularny", http://teatralny.pl, 4.12.2017)