Drukuj

Uwierzcie: nacjonaliści, trybuni ludowi, działacze katoliccy może nie chodzą do teatru, ale z jakimś masochizmem czytają recenzje i teksty promocyjne teatru. Szukają haków. Znajdują preteksty. Czy radny Wild czytał opis „III Furii”, żeby pójść do teatru i pomyśleć o tym, co Liber chciał mu powiedzieć o Polsce? Nie. Skądże. Wild czyta, żeby się oburzyć. Żeby znaleźć dowód - pisze Łukasz Drewniak w 168 odcinku swojego recenzenckiego "Kołonotatnika".


1.
Przez wiele lat za najprawdziwsze zdanie III RP uważałem opinię Teresy Boguckiej, że „w 1989 roku Polacy poszli spać jako naród, a obudzili się jako społeczeństwo”. W 2010 roku, potem jeszcze bardziej w 2015, a teraz to już zupełnie zdanie Boguckiej przestało być aktualne. Koszmar stał się rzeczywistością: naród dalej śpi, gada przez sen i swoim mamrotaniem, niekontrolowanymi okrzykami kompletnie zagłusza struchlałe społeczeństwo, które boi się go obudzić (zdrowy rozsądek podpowiada, że w jednej przestrzeni na trzeźwo oboje – naród i społeczeństwo – absolutnie się nie pomieszczą). Tymczasem naród sobie śni, że społeczeństwa nie ma. I im bardziej śni, tym bardziej śnionego nie ma, sen zasysa je z realu. Społeczeństwo zostało uwięzione w śnie narodu, naród otoczył je swoim snem.

Jak wiemy, wszystkie sny należą do śniącego, ten, o kim śni śniący, nie może się z tego snu wydostać. Śniący zmusza tego, o kim śni, do zachowań i obyczajów panujących w jego własnym śnie. To przecież jego sen, prawda? Śniący jest suwerenem swego snu. Śniony – snu niewolnikiem.

Naród nawet w uśpieniu zajmuje zwykle jakieś terytorium, w takim razie w przypadku, kiedy śni cały kraj, logika snu przejmuje kontrolę nad faktami. Jest to szczególnie niebezpieczne w sytuacji, gdy społeczeństwo interesuje się faktami, a naród woli mity. Kiedy śpi, mity, w które wierzył, przybierają raczej formę urojeń i maligny. I są prawdziwsze od prawdy, bo prawda do snu nie pasuje. Niebyłe istnieje, pozorne triumfuje, słowa, widma słów, stają się ważniejsze niż czyny, ten, kto śni, śni swoje słowa i może śnić, że inni mu te słowa odbierają i znieważają.

Naród w odróżnieniu od społeczeństwa nie ma pojęcia, w czym uczestniczy. Przecież sen to nie rzeczywistość. Dlatego naród nigdy nie wie, co ogląda. Nie słucha argumentów. Nie rozumie, co czyta. Podczas gdy społeczeństwo się komunikuje, naród ma tylko język w gębie. Schował w niej słowa, które mogą mu być potrzebne. Wykrzykuje je zawsze, gdy ktoś próbuje mu zabrać te świętości z ust i wprowadzić znów do realnego obiegu. Śniący naród i jego śpiący przedstawiciele w ogóle nie postrzegają czasu: w śnie może być przecież równocześnie rok 1933, 1981, 1989, 2011. Gest z przeszłości, tekst sprzed paru lat, dzieło z innego okresu jest dla nich nadal czymś współczesnym. Przekonał się o tym ostatnio legnicki teatr Modrzejewskiej.

2.
Na jednej z ostatnich sesji sejmiku dolnośląskiego odbyło się nieplanowane czytanie performatywne. Za chwilę miano przegłosować wniosek o przyznanie legnickiemu teatrowi Złotej Odznaki Honorowej „Zasłużony dla Województwa Dolnośląskiego”. W międzyczasie radny Patryk Wild – ekswarszawiak, były wójt gminy Stoszowice, w latach 2006-2008 wicemarszałek województwa dolnośląskiego, startował z list Platformy Obywatelskiej i prezydenta Dutkiewicza, był w Bezpartyjnych Samorządowcach, popierał JOW-y – postanawia sprawdzić, jaką instytucję w jej roku jubileuszowym sejmik ma uhonorować. Rozkłada tablet, wchodzi na stronę legnickiego teatru, wybiera zakładkę „spektakle”, trafia na stronę trzecią i… tu nie mam pewności, czy przedstawienie, którego opis za chwilę przeczyta, wybiera losowo, czy raczej jego uwagę przykuł tytuł „III Furie”? Imię rzymskiego demona kojarzy się przecież z czymś złym, dobre spektakle nie mają w tytule niczego złego, dobre spektakle nazwano mile kojarzącymi się dobrymi słowami – „Ślub”, „Wesele”, „Kordian”, „Tango”, „Kartoteka”… W każdym razie cicha lektura wstrząsnęła radnym na tyle, że postanowił podzielić się tekstem z kolegami z innych klubów. Przedstawiciel Bezpartyjnych Samorządowców ze Srebrnej Góry prosi o głos, zaczyna czytać radnym reklamówkę pochodzącego z 2011 roku i przywróconego niedawno do repertuaru teatru widowiska Marcina Libera. Domyślam się, że Patryk Wild czyta z zacięciem aktorskim, akcentuje oburzające sformułowania, artykułuje głoski, słowa i całe frazy z emfazą, mocno i dobitnie.

„Nie miałem nawet planu, by składać wniosek o zdjęcie tej uchwały z porządku obrad – powie później lokalnej prasie. – Jedynie przeczytałem opis spektaklu „III Furie”  ze strony internetowej teatru. Wtedy sam przewodniczący zapytał, czy zamierzam złożyć taki wniosek. Większość była za. Opis wywołał wielkie zaskoczenie i zniesmaczenie. Nie chodzi nawet o dobór bohaterów, ale pisanie o polskiej ohydzie, obrzydliwości, niegodziwości i prymitywizmie. To język nazizmu, który jest według mnie niedopuszczalny. Zaznaczam od razu, że nie chodzi mi o samą sztukę, ponieważ jej nie widziałem. Może nawet jest to dobre przedstawienie, które można interpretować inaczej, niż wskazuje na to opis”.

A więc do tego już doszło. Teatr ma w narodzie tak złą opinię, że do wywołania awantury politycznej nie trzeba nawet spektaklu, wystarczy lektura jego omówienia. Awantury wokół „Golgota Picnic”, „Klątwy” i jeszcze paru kontrowersyjnych zdarzeń sprawiły, że zwykły radny, architekt z wykształcenia po dobrym warszawskim liceum wietrzy obrazoburstwo nie tylko w dziele, a nawet w komentarzach na jego temat. Tekst krytyka lub pijarowca jest w jego mniemaniu tym samym co samo dzieło. Piękny to hołd dla polskiej teatrologii, piękny zaiste.

Dolnośląski radny wie, że teatr, teraz już każdy teatr, jest przeciwko narodowi, więc czujność przede wszystkim. Ma świadomość, że nastały czasy narodowej poprawności i przy tej politycznej koniunkturze nie da się już mówić o tak zwanych spektaklach zaangażowanych tak, jak się mówiło dawniej. Potrzebna jest pokora, dyplomacja, wyczulenie na kontekst. Nie obrażajmy patriotów, nie szargajmy świętości. „Uważam, że teatr powinien odnieść się do opisu ze swojej strony internetowej. Być może doszło do nieporozumienia, ale to, co przeczytałem, uznaję za treści antypolskie, za które trudno kogoś honorować odznakami” – przedstawia swoje stanowisko Patryk Wild. Argumentacja radnego przypomina argumentację posła Dominika Tarczyńskiego z okazji premiery „Klątwy”. Skoro aktor na scenie mówi, że ogłasza publiczną zbiórkę na wynajęcie płatnego zabójcy, by zabił Jarosława Kaczyńskiego, to znaczy, że rzeczywiście ma taki zamiar. Skoro autor omówienia spektaklu „III Furie” twierdzi, że polskość jest w tym spektaklu pokazana w sposób ohydny, to znaczy, że rzeczywiście jest ohydna. Skoro tak mówi – kłamie, bo polskość jest święta, a nie ohydna. Na kłamstwo nie ma przyzwolenia. Zatem – teatr bierze odpowiedzialność za język jakim się o nim pisze. Za to, co umieszcza na swoich stronach, za sposób myślenia i wyrażania się autora, który ma przedstawić pracę teatru. Niech żyje odpowiedzialność zbiorowa! Są słowa, których nie można użyć w stosunku do narodu, jego przywódców i świętych, jego historii, jego charakteru, jego misji dziejowej. Jak ktoś ich tak używa, nie godzien jest odznaczeń.

Nie dziwi mnie, że radny Wild nie chodzi do teatru, nie dziwi mnie, że nie jest humanistą, nie każdy się takim rodzi. Nie zdumiewa mnie, że zabiera głos w sprawie nieznanego mu dzieła. Dziwi mnie raczej to, co Patryk Wild przez 10 lat robił w ugrupowaniach politycznych o kursie liberalnym. W PO czy u Dutkiewicza? Zawsze miał takie poglądy? Hej, wy tam, przewodniczący Schetyno, prezydencie Wrocławia, czy wy w ogóle rozmawiacie z ludźmi ze swojej drużyny? Wiecie, z kim działacie? Podejrzewam jednak, że ojczyźniany zwrot w poglądach dolnośląskiego architekta to sprawa świeża. Ot taki transfer ze społeczeństwa obywatelskiego do narodu patriotów. Patryk Wild doskonale wie, o czym ostatnio śnimy. Wie, jaki język i prawa w tym polskim śnie obowiązują. Więc płynie z narodowym prądem. Nauczył się, co wzbudza poklask i szacunek narodowego wyborcy.

3.
Ostrzegałem. Pisałem od czasu awantury o „Golgota Picnic”, żeby uważać z pijarem – jak reklamujemy spektakl, jak go opisujemy. Skończył się czas przyciągania widzów radykalizmem, przekroczeniem dwuznacznością przedstawienia teatralnego. Ten język piaru i krytyki sprawdzał się na przełomie stuleci i do katastrofy smoleńskiej. Ściągaliśmy w ten sposób widzów, którzy chcieli zobaczyć, jak zmieniać rzeczywistość, ujawniać jej choroby, nazywać strefy wykluczenia i przemilczenia. Kontrowersja była najlepszym wabikiem. Bluzg, obraza, pohańbienie aktora, wartości, mitu. W tekstach o teatrze i dla teatru akcentowaliśmy te momenty, bo to przykuwało uwagę mediów, napędzało publiczność. Po „Golgocie”  i „Klątwie” opinia publiczna, zwykła Polska uznała, że teatr przegiął. Nie mówię, że istotnie przegiął, mówię tylko, że oni wierzą, że teatr poszedł za daleko. Dziś naród źle reaguje na słowo eksces, krytyka, rewizja. Nie wolno ruszyć Kościoła i polskich bohaterów, zaczyna obowiązywać jedna wykładnia dziejów i współczesności. Każde trefne zdanie z omówienia premiery może być bronią do walki z teatrem. Wzmożenie patriotyczne i godnościowe trwa w najlepsze i jeszcze nie osiągnęło punktu szczytowego. Czy to już cenzura? Prawie już. I przychodzi nie z dekretów, a z praxis. Idzie od dołu, od patriotów i aktywistów, od księży, urzędników po ministrów.

Uwierzcie: nacjonaliści, trybuni ludowi, działacze katoliccy może nie chodzą do teatru, ale z jakimś masochizmem czytają recenzje i teksty promocyjne teatru. Szukają haków. Znajdują preteksty. Czy radny Wild czytał opis „III Furii”, żeby pójść do teatru i pomyśleć o tym, co Liber chciał mu powiedzieć o Polsce? Nie. Skądże. Wild czyta, żeby się oburzyć. Żeby znaleźć dowód. Żeby tekst potwierdził mu tezę o wywrotowości teatru, antypolskości teatru, jątrzeniu publicznym z pomocą teatru. Jak ktoś dobrze szuka, zawsze znajdzie.

Przypomnijmy – spektakl miał premierę w 2011 roku, tekst albo był na stronie od dobrych paru lat, albo przygotowano go teraz w oparciu o opublikowane recenzje (jak na mój słuch tekstowy, omówienie legnickie bardzo wiele zawdzięcza recenzji Michała Centkowskiego). Sześć lat później ostrość ujęcia tematu, za którą powszechnie wychwalaliśmy przedstawienie Libera, jest już dowodem obciążającym w sprawie. Są dwa wyjścia z sytuacji: palmy internetowe archiwa albo dostosujmy język promocji i krytyki do nowych niebezpiecznych czasów.

Jak mawia słusznie Jan Klata: „Jesteśmy pod okupacją”. Jaki z tego wniosek dla pisania o teatrze? Wracamy do Ezopa i języka aluzji.

Jest takie świetne przedstawienie teatru offowego. Monolog nigdy nienarodzonego syna Jarosława Kaczyńskiego. Dowcipne, błyskotliwe. Mogę się pod jego tekstem podpisać oboma rękami. Ale nie zdradzę ani tytułu, ani nazwy teatru. Od roku zastanawiam się, czy w ogóle o nim napisać. Bo jak napiszę, to jacyś radni dostaną sygnał, gdzie jest wróg. Ktoś pomacha wydrukiem. Ktoś nie zaprosi na festiwal. Pretorianie naczelnika państwa oskarżą teatr o profanację ojca narodu. I jak tu nagradzać, fetować niepokorny antypaństwowy spektakl? Parę polskich festiwali teatru amatorskiego jest finansowanych przez opanowane przez prawicę urzędy, rady, sejmiki. Lokalni notable schodzą się na rozdanie nagród. Wyobraźcie sobie, że gra wtedy uhonorowany główną nagrodą antypolski i antypisowski spektakl. To taki teatr promujecie, dyrektorze? Następnego dnia lecą szefowie artystyczni festiwalu. Tak, to jest autocenzura. Ukucnął pod stołem i ocalał. Zawsze lubiłem to zdanie. Cholernie niebohaterskie. Teraz też trzeba pewnie będzie te minimum siedem lat przeczekać. Śnić swój cichy, ostrożny sen obok ich wariackiego koszmaru.

4.
Jeśli nie znacie tego z innych źródeł, przeczytajcie, proszę, opis „III Furii”, który tak oburzył radnego Wilda i jego dolnośląskich kolegów:

„III Furie to opowieść o współczesnej Polsce, tkwiącej korzeniami w wojennej traumie i ponadczasowej ciemnocie. Główna bohaterka, prymitywna Danuta Mutter, własnoręcznie udusiła trójkę swoich dzieci, żeby nie przeszkadzały jej mężowi w oglądaniu telewizji, po czym urodziła czwarte, Dzidzię, upośledzoną psychicznie i fizycznie istotę bez kończyn, z wodogłowiem i wszelkimi innymi schorzeniami. Opieka nad takim monstrum pozwala wprawdzie bezkarnie użalać się nad sobą, lecz kiedy i to przestaje być przyjemnością, matka postanawia sprzedać pociechę na targu.

Równoległym wątkiem jest proces egzekutora-sadysty z AK, Stefana-Heraklesa Markiewicza, wzorowanego na autentycznej postaci Stefana Dąmbskiego, którego wspomnienia wydał niedawno Ośrodek «Karta». Te dwie historie są jakby dwiema stronami tej samej rzeczywistości, dwiema postaciami polskiej ohydy.

Poza nimi objawiają się tu jednak niezliczone inne formy naszego ojczystego głupstwa i obrzydliwości, niegodziwości i prymitywizmu, można by rzec, że spektakl jest ich bolesno-szyderczym katalogiem, skonstruowanym z perwersyjną, witkacowską fantazją, za pomocą języka, który wsysa jak odkurzacz wszelkie odcienie stylistyczne, czyniąc z nich obłędną mieszankę.

Oto drapieżna wizja nas i naszych sąsiadów, naszych skrytych, obrzydliwych myśli, naszych głupich czynów, naszych pretensji do świata. „III Furie”  obalają z mocą huraganu wszelkie możliwe tabu, co może mieć siłę niszczącą i zarazem oczyszczającą”.


Prawda, że nic strasznego? Czy ten tekst mówi o Polakach i ich przywarach coś, czego nie wiemy? Nie mówi. Ale skończył się czas mówienia wprost. Dlatego w związku z poruszeniem godnościowym polskiego narodu i jego reprezentantów – polityków szczebla lokalnego i krajowego, proponuję teatrowi w Legnicy zastąpienie inkryminowanego tekstu tekstem moim, w pełni respektującym zasady nowej polskości pisanej. Tekst jestem gotów udostępnić nieodpłatnie w celu zapobieżenia dalszym atakom na zasłużoną dolnośląską scenę. Narodowi nie chodzi przecież o treść, bo ta jest poza zasięgiem jego percepcji, narodowi chodzi o godne opakowanie. Zwłaszcza językowe. Proszę bardzo. Czy pan Patryk Wild dalej protestowałby, gdyby zareklamować „III Furie”  w ten sposób?

„III Furie”  to opowieść o współczesnej Polsce, która wciąż cierpi z powodu niezagojonej wojennej rany zadanej przez nazistowskiego agresora. Marcin Liber wraz ze swoim zespołem przygotował poruszający spektakl o macierzyństwie i bohaterstwie. O pułapkach macierzyństwa i żołnierskich powinnościach w dniu moralnej próby. Dramatopisarki: Sylwia Chutnik, Magda Fertacz, Małgorzata Sikorska-Miszczuk (w życiu prywatnym również prawdziwe i dzielne matki-Polki) odkrywczo zestawiają cierpienia kobiet nieradzących sobie dziś z opieką nad niepełnosprawnym dzieckiem z heroizmem bohaterów AK, którzy w walce z hitlerowcami i plagą folksdojczów byli zmuszeni do dokonywania trudnych wyborów etycznych. Chrześcijańskie miłosierdzie czy słuszna pomsta na wrogach ojczyzny? A przecież wtedy rozkaz to był rozkaz. Tak samo teraz polskie dziecko to jest polskie dziecko. Koniec. Kropka. W sytuacjach zerojedynkowych próżno szukamy pomocy przebrzmiałych i zniewieściałych greckich bogów (cyniczny DJ Apollo grany przez nowe wcielenie „małego rycerza” – Rafała Cielucha), zapominając o rzeczy najbardziej fundamentalnej – ocalającej mocy katolickiej modlitwy.

Legnickie przedstawienie pyta nas, czy udźwigniemy słodki ciężar polskości, czy wiemy, co to znaczy odpowiedzialność za drugiego człowieka, nawet takiego, który musi umrzeć, bo tak chciał Bóg i źli ludzie z Niemiec. Liber zabiera także głos w dyskusji o prawdziwych kosztach wszelkich prób ratowania przedstawicieli narodu żydowskiego podejmowanych przez mieszkańców wsi polskiej: przecież staraliśmy się pomóc, jak tylko umieliśmy. Reżyser rozszerza znaczenie terminu „żołnierze wyklęci”, pokazuje, jak może wyglądać skuteczna obrona terytorialna podczas kolejnej wojny. Śpiewana na scenie pieśń młodych patriotów „Polacy, nic się nie stało” odwołuje się do czasów, w których zachowanie godności w porażce – nie tylko sportowej – było kluczowe dla naszej tożsamości narodowej.

Spektakl rekomendowany dla młodzieży szkolnej. Może być początkiem fascynującej dyskusji na lekcji wychowania obywatelskiego i wychowania do życia w rodzinie”.


5.
„Point de rêveries, messieurs, point de rêveries…”.  Dzicy już przyszli, dzicy już tu są.

(Łukasz Drewniak, "K/168: Born To Be Wild", http://teatralny.pl, 30.10.2017)


Od redaktora @KT:

1. Tytuł felietonu "Born To Be Wild" ("Urodzony, aby być dzikim") nawiązuje do rockowej piosenki Steppenwolf ze ścieżki dźwiękowej filmu "Easy Rider", później wykonywanej m.in. przez zespół AC/DC. Kluczem jest tu odniesienie do nazwiska dolnośląskiego radnego, co jest tyleż zabawne, co nieuniknione.
2. „Point de rêveries, messieurs, point de rêveries…” ("Żadnych mrzonek, panowie, żadnych mrzonek...) to słowa cara Rosji Aleksandra II z maja 1856 roku wypowiedziane w Warszawie, a skierowane do polskiej delegacji wyrażającej nadzieję, że władca imperium Romanowów przywróci Królestwu Polskiemu autonomię.