Drukuj

Oczywiście stolica jest centrum - rozbuchanym, bogatym, dającym największe możliwości wyboru. Co wcale nie musi znaczyć, że dokonuje się tam wyborów najlepszych. Bo przecież tu łatwiej niż na prowincji pomylić artystów sceny z udającymi aktorów celebrytami - pisze Lech Raczak w tekście, który jest częścią cyklu Gazety Wyborczej Poznań „To jest grane w Poznaniu”.


Teatr jest przede wszystkim zjawiskiem lokalnym. Na dźwięk tego słowa najczęściej pojawia się w naszej wyobraźni obraz budynku, najczęściej dość reprezentacyjnego, najczęściej stojącego w centrum miasta od ponad stu lat. Potem – jeśli zechcemy przez chwilę rozwijać podstawowe wyobrażenie – zaczynamy myśleć o atmosferze wnętrz i o wypełniających je ludziach. Wreszcie mogą pojawić się obrazy z oglądanych tam kiedyś przedstawień...

Teatr jest zjawiskiem lokalnym z wielu powodów.

Organizacyjnie i finansowo znaczna większość, zapewne 99 proc. z istniejących w Polsce ponad stu teatrów instytucjonalnych utrzymywanych jest przez społeczności lokalne za pośrednictwem władz komunalnych i marszałkowskich, a tylko kilka uzależnionych jest od wpływów ministerialnych (i to właśnie w nich odbywają się aktualnie głośne i skandaliczne przedstawienia z wymianą dyrekcji).

Teatr jest zjawiskiem lokalnym – powtórzmy. Wynika to wprost z jego istoty – bezpośredniego kontaktu aktorów i widzów, który jest natychmiastowy i krótkotrwały. Spektakl istnieje tylko tu (w klasycznym budynku teatralnym, na strychu, w klubie, na ulicy) i tylko teraz, w ciągu kilkudziesięciu minut. Wielkie i odwieczne problemy, ponadnarodowe tematy, które proponuje teatr, konkretyzują się, ożywają, mogą drażnić lub bawić tylko grupę ludzi, którzy zechcą tego właśnie wieczora porzucić pobliskie domy, by wypełnić salę właśnie tego, lokalnego teatru, domu kultury, klubu.

Są w Polsce zespoły teatralne funkcjonujące w ramach instytucji, są grupy nieformalne, które za cel przyjęły sobie aktywność w peryferyjnych środowiskach, są zespoły teatralne, które z premedytacją osiedliwszy się na wsi nie rezygnują z prezentacji w najbliższym mieście, mieście odległym, nawet zaoceanicznym. Łączy je wszystkie świadomość korzeni i codzienne odczuwanie najbliższych fizycznie ludzi – sąsiadów, okolicy, społeczności...

Oczywiście stolica jest centrum – rozbuchanym, bogatym, dającym największe możliwości wyboru. Co wcale nie musi znaczyć, że dokonuje się tam wyborów najlepszych. Bo przecież tu łatwiej niż na prowincji pomylić artystów sceny z udającymi aktorów celebrytami.

Dlatego – sądzę – jest celowym i sensownym, by refleksję o polskim teatrze snuć wobec zjawisk dokonujących się „gdzieś na prowincji”, np. tu, w Poznaniu. Zapewne nie ma żadnych powodów, by sądzić, że poznańskie życie teatralne jest bardziej twórcze, ciekawsze, intrygujące niż to w Krakowie, Wrocławiu, Łodzi, Trójmieście... I – paradoksalnie – może to jest powód ze wszech miar słuszny, by tu właśnie snuć lokalną refleksję nad społecznym i artystycznym stanem współczesnego polskiego teatru.


(Lech Raczak, "Teatr jest zjawiskiem lokalnym. W stolicy łatwiej pomylić artystów z udającymi aktorów celebrytami", http://poznan.wyborcza.pl, 29.09.2017)