Drukuj
Stale są na drugim i trzecim planie w teatrze. Niczego nie żałują, pracują nie tyle dla pieniędzy, co dla przyjemności. Przez te wszystkie lata nie przyszło im do głowy, by zmienić zajęcie, a już na pewno nie firmę. Tylko ich troje doczekało 30 lat w legnickim teatrze. Z okazji jubileuszu Marlena Mokrzanowska wysuwa z cienia dobre duchy legnickiego teatralnego teamu.

Pamiętają setki anegdot, tysiące faktów. Wybieramy razem.

Maria Czerniatowicz rozpoczęła pracę w teatrze 1 lipca 1977 roku, w Biurze Organizacji Widowni. W tych czasach, jakkolwiek to absurdalnie brzmi, oprócz artykułów podstawowych, organizowało się (czyt. załatwiało) także widownię. Kontakty z zakładami pracy i ich działami socjalnymi były na porządku dziennym. Zdarzało się, że sprzedano wszystkie bilety na spektakl, a na sali było raptem kilkanaście osób.

Najlepsi widzowie to żołnierze. Z nimi było przynajmniej zabawnie. Cała widownia w jednym kolorze. Oklaski na komendę. – To były trudne czasy dla aktorów. Musieli grać dla widzów, którym teatr był w zasadzie obojętny. Dopiero teraz, tak naprawdę, zbieramy owoce wieloletniej edukacji teatralnej – mówi Władysław Sajda, oświetleniowiec.

Tak zwany widz indywidualny w latach 70. był absolutną rzadkością. Ludzie śmiali się nie w tych momentach, kiedy byłoby pożądane, młodzież strzelała do aktorów z gumowych proc! Przerywanie spektakli zdarzało się bardzo często.
– Wtedy teatr był dość dosłowny. Także scenografia. Podawaliśmy ludziom niejako wszystko na tacy – wspomina Józef Wojewódzki, teatralny plastyk.

W okresie przełomu dyrektor Łukasz Pijewski, by przyciągnąć publiczność do teatru, zatrudnił striptizerkę. Reakcja? Gdy pani zaczęła grać powierzoną jej rolę, po sali przeszedł szmer, ogólne poruszenie.

Politbiuro czuwa

Cenzor bywał obowiązkowo na pierwszej i drugiej próbie generalnej. Zresztą, zanim rozpoczynano pracę nad spektaklem, trzeba było egzemplarz scenariusza zanieść do komitetu, do zaakceptowania. Z biurem politycznym trzeba było uzgadniać różne rzeczy, nawet wielkość koszy kwiatów na organizowane w teatrze akademie, kwiaty – także.

Uczestnictwo w pochodach pierwszomajowych – obowiązkowe. Nie było z tym większego problemu. Załoga szła w pochodzie, ale wiadomo było, że świętowanie potrwa do białego rana już w swoim gronie. Raz nie poszli na pochód. Zabrano im po 20 procent premii. Innych kar nie pamiętają.

– A pamiętacie akademię z okazji 35-lecia Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa? Pamiętają i szczerze się przy tym śmieją. Władza nikomu już nie ufała. Na uroczystość organizatorzy, w obawie przed sabotażem, zapewnili sobie niezależne od teatralnego zasilanie. Obowiązywał zakaz fotografowania. Tylko osiem osób z teatru mogło się w tym czasie poruszać po budynku.

Światło na wielkich


– Gdyby nie teatr, nie zwiedziłbym całej Europy, nie pojechałbym do Ameryki – podsumowuje Władysław Sajda. – Nie spotkałbym tylu wspaniałych ludzi. Olgierda Łukaszewicza wspomina jako człowieka niezwykle cierpliwego. Kilkadziesiąt razy podchodził do mikrofonu, by powiedzieć tę samą kwestię. Stale coś z dźwiękiem było nie tak.
To ciekawe móc się przekonać na własne oczy, że wielcy aktorzy, nierzadko goście legnickiego teatru, zstępują przy pracy z piedestału. Niemen, Stuhr, Janda, Pszoniak...

Szturm na GS-y

– Po lasach bieganie, zdobywanie materiałów. Takie to były czasy. Zrobiliśmy aktorom maski z gumowym klejem – przypomina Wojewódzki. Maski wyszły ładne, ale zupełnie niepraktyczne. Aktorzy się pocili.

Trudno było zresztą o cokolwiek. Najtrudniej o specjalistyczny, teatralny sprzęt i części do niego. Zamówienia trzeba było składać z rocznym wyprzedzeniem. Specjalistycznymi żarówkami dysponowało Ministerstwo Kultury. Niezbędny był na to dolarowy budżet. Kto pierwszy, ten lepszy. Oświetleniowiec musiał wychodzić ścieżki u ministerialnych urzędniczek. Darowaną pod stołem kawę czy czekoladę odbierał w premii. Dyrektor zawsze uwzględniał wydatki na takie łapówki.

W teatrze pamiętają tzw. sprzedaż wiązaną. Do pracowni plastycznej trafiła kiedyś farba w proszku z takiego absurdalnego przydziału. Pracownicy trzy lata eksperymentowali z owym proszkiem. Do dziś zagadka, do czego farba mogłaby być przydana, nie została rozwiązana.

Swego czasu zespół często wyjeżdżał w teren, do wiejskich świetlic i gminnych ośrodków kultury. Były zwykle dwa przedstawienia: rano i wieczorem. W przerwie czekano na korytarzach. Miało to też swoje plusy. Miastowi szturmowali sklepy GS. Zbierano zamówienia z całego teatru. Nawet gdy towar był reglamentowany, podczas kilkugodzinnego przestoju można było kolejkę kilka razy obrócić.

Wierni kibice


Nie wspominają o wpadkach czy konfliktach. Nie było? Pewnie były, ale najwyraźniej bez znaczenia. Raz wybuchł konflikt między teatralną elitą, czyli aktorami, a resztą załogi. To było za czasów dyrektora Józefa Jasielskiego (1981-1990). Techniczni i administracja dowiedzieli się wtedy, że aktorzy poradzą sobie bez reszty pracowników, cała reszta natomiast bez nich – nie.

– Taki mieli argument, z którym trudno było dyskutować – wspomina Józef Wojewódzki. Dziś kibicują aktorom i gratulują deszczu nagród. Dobrze jest pracować w firmie, o której tak diametralnie zmieniono zdanie. Kiedyś, to już stara anegdota, straszono studentów aktorstwa, że jak nie będą się uczyć, to trafią do teatru w Legnicy.

Kiedyś o teatrze mówiono z pogardliwym uśmiechem. – Dziś z dumą mówię, gdzie pracuję. Nie ma takiego, który by nie pogratulował – uśmiecha się Sajda.

Duchy teatru

Raz Sajda był w teatrze sam. Szedł w środku nocy teatralnymi korytarzami. Manekinów mijanych po drodze nie przestraszył się wcale. Zastanawiało go natomiast, co to za światło, niewielki strumyk, które pojawia się i znika. Okazało się, że miał w kieszeni zapaloną latarkę. Bo duchów w legnickim teatrze nie ma.
– Może – zastanawia się plastyk – duchami i to dobrymi są scenografowie, reżyserzy i aktorzy, którzy tu pracowali.

(Marlena Mokrzanowska, „Oklaski na komendę”, Konkrety.pl, 28.11.2007)



Medale do rozdania (program jubileuszu):

Sobota – 1 grudnia

godz. 19, duża scena premiera spektaklu „Lustracja”, scenariusz i reżyseria – Krzysztof Kopka, scenografia – Ewa Beata Wodecka, muzyka – Bartek Straburzyński

Niedziela – 2 grudnia

godz. 12 – uroczysta edycja „Środy z bajką” – projektu Szkoły Czarodziejów Wyobraźni i Klubu Gońca Teatralnego – duża scena
godz. 16 – otwarcie wystawy „Teatr 30” – autorskiego projektu Krzysztofa Pawlika, projektu ulokowanego w całym teatrze, od maszynowni po magazyn mebli! – hall Starego Ratusza
godz. 17.30 – „Rozmowy bez cenzury” – wspomnienia i teatralne anegdoty w konwencji talk-show - Jacek Głomb i jego goście – duża scena
godz. 19 – część oficjalna – wręczenie odznaczeń, przemówienia – duża scena