Drukuj

Zmarł Andrzej Rausz. Miał 80 lat. I chociaż ostatnim miejscem pracy tego aktora, który w roku 1995 przeszedł na emeryturę, był Teatr Solskiego w Tarnowie, to kilka lat jego aktywności scenicznej (bo grał także w filmach) przypadło na grę w teatrze w Legnicy. To w nim zagrał role, które uznał za najważniejsze w swojej karierze.


Andrzej Rausz (1937). Z wykształcenia był inżynierem zootechnikiem. W czasie studiów rozpoczął jednak współpracę z krakowskim Teatrem 38. Od 1960 do 1977 roku pracował w krakowskim teatrze "Groteska", współpracując w tym czasie m.in. ze Starym Teatrem. W latach 1977 - 78 był aktorem w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu, zaś w latach 1978 - 81 grał na świeżo powołanej scenie Teatru Dramatycznego w Legnicy. W 1981 roku trafił do Tarnowa, gdzie spędził siedem lat. W sezonie 1987 - 88 ponownie grał w Legnicy, a od 1988 roku w Tarnowie. W 1995 roku przeszedł na emeryturę.

W okresie 35 lat pracy zagrał w teatrze około 150 ról. Za najważniejsze uważa rolę Anzelma w "Pierwszym dniu wolności", Pankracego w "Nie - Boskiej komedii" (zagrane w teatrze w Legnicy) oraz tarnowski spektakl "Notatki z podziemia" w reżyserii Grzegorza Małeckiego z roku 1989. Wystąpił również w przeszło 20 filmach. Pierwszym był "Ogniomistrz Kaleń", później współpracował m.in. z Krzysztofem Zanussim ("Życie za życie"), Januszem Majewskim ("Zazdrość i medycyna", główna rola w filmie "Docent Hamler"). Po raz ostatni wystąpił na scenie tarnowskiego teatru w spektaklu "Lekcja" w reżyserii Tomasza Kowalskiego w roku 1995.

Poniżej fragment wspomnieniowego wywiadu, którego aktor udzielił Piotrowi Filipowi ("Tarnów z Melpomeną pod rękę"):

Trafił pan do Tarnowa w okresie uważanym do dziś za najlepszy czas Tarnowskiego Teatru. Był początek lat osiemdziesiątych.

- Dokładnie wrzesień 1981 roku. Przeniosłem się z Legnicy do Tarnowa gdyż uważałem, że istnieje tutaj dobry teatr, a Ryszarda Smożewskiego znałem wcześniej z pracy w telewizji. Mogę chyba powiedzieć, że się lubiliśmy; ja w każdym razie uważałem go za bardzo dobrego dyrektora i managera. Pierwszą rolę w Tarnowie zagrałem w spektaklu "Przesąd zwyciężony". Nie wiem, czy to był dobry czas dla tarnowskiego teatru, raczej uważam, że nie był to dobry czas dla teatru w ogóle. Trzy miesiące później mieliśmy już stan wojenny i przymusową przerwę w pracy. Trzeba było czekać na zgodę władz na granie publicznych przedstawień. Może się mylę, ale wydaje mi się, że tarnowski teatr uzyskał ją stosunkowo wcześnie.

W latach 80. zagrał pan jednak w Tarnowie sporo ról.

- To prawda. Niektóre z nich pamiętam do dziś, np. w "Pastorałce" Schillera, wyreżyserowanej przez Jerzego Ukleję. Zapamiętałem ten spektakl również dlatego, że w tamtym dziwnym czasie ludzie bardzo emocjonalnie reagowali na to, co działo się na scenie. Myślę, że takie przedstawienie było wówczas potrzebne publiczności. Potem były "Czarownice z Salem" w reżyserii Andrzeja Jakimca, w którym zagrałem z Kazimierzem Borowcem, kolegą ze Starego Teatru. To był rok 1985. Pamiętam również "Warszawiankę" wystawianą na zamku w Dębnie.
 
Mimo to zdecydował się pan na opuszczenie Tarnowa i powrót do Legnicy. Dlaczego?

- Otrzymałem od ówczesnego kierownika legnickiej sceny, Józefa Jasielskiego, konkretną propozycję zagrania roli Pankracego w "Nie - Boskiej komedii". Zgodziłem się i był to dobry wybór. Tę rolę bardzo sobie do dzisiaj cenię. Do Legnicy przenieśliśmy obydwoje z żoną, wspólnie z nami przeniósł się tam również z Tarnowa Jerzy Przewłocki. Dla nas był to roczny epizod, Przewłocki już nie wrócił. Dobrze wspominam Legnicę, ale w Tarnowie już mieliśmy mieszkanie, a ja byłem właściwie z wyboru tarnowianinem.

(źródło e-teatr.pl, oprac. żuraw)