Drukuj
Tekst naszego wieszcza jest nierówny, z jednej strony mistyczny, ale też momentami bywa wręcz nużący i podobnie jest z legnicką inscenizacją - niektóre fragmenty porywają, inne z kolei wzbudzają rozdrażnienie i sprawiają wrażenie zbyt przerysowanych, Tak "Dziady" Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy w reżyserii Lecha Raczaka pokazane gościnnie we Wrocławiu ocenia Magdalena Wołowicz w portalu kulturalnym G-punkt.pl. To pierwsza sceptyczna ocena tej inscenizacji.


Teatr im. Heleny Modrzejewskiej z Legnicy już po raz drugi w tym roku zawitał do Wrocławia. W czerwcu publiczność miała okazję zobaczyć "Otella" i "Plac Wolności", na początku listopada natomiast zaproszeni przez Teatr Polski goście zaprezentowali na deskach Sceny na Świebodzkim "Dziady" Adama Mickiewicza. Spektakl był częścią projektu "Dziady w Teatrze Polskim", przygotowanego z okazji Zaduszek.

Przyciemnione światła, scena, biegnąca przez sam środek widowni, na której ustawiono dwa stoły i kilka krzeseł, po bokach kraty i cisza, która nagle zostaje przerwana szeptami, wyłaniających się postaci. Ceremonia się rozpoczyna, a przewodniczy jej Guślarz, a raczej Guślarka, w tej roli bowiem reżyser Lech Raczak obsadził Joannę Gonschorek.

Wystawianie tekstów klasycznych to zawsze ogromne wyzwanie dla reżysera i adaptatora (w przypadku legnickich "Dziadów" interpretacji dokonał wraz z Raczakiem Maciej Rembarz),a gdy na dodatek twórcy zabierają się za ikonę polskiego dramatu romantycznego, muszą się wykazać pomysłowością, by przekonać publiczność do swojej interpretacji. Czy legnicka inscenizacja zatem sprostała owemu zadaniu? Raczej nie. Wprawdzie zaskakujących rozwiązań adaptacyjnych jest wiele, ale nie są one przekonujące, wręcz przeciwnie, potrafią jedynie drażnić.

Przykłady mogłabym mnożyć, ale podam tylko jeden. Najbardziej rozpoznawanym fragmentem Mickiewiczowskich "Dziadów" jest zapewne Wielka Improwizacja, która w legnickiej inscenizacji została wykrzyczana przez pięciu Konradów. Podejrzewam, że pomysł reżysera opierał się na tym, by każdy z aktorów grających tę rolę, ukazywał inny aspekt osobowości bohatera dramatu. Niestety, kreacje niczym się od siebie nie różniły, przez co cała scena została pozbawiona sensu.

Tekst naszego wieszcza jest nierówny, z jednej strony mistyczny, ale też momentami bywa wręcz nużący i podobnie jest z legnicką inscenizacją - niektóre fragmenty porywają, inne z kolei wzbudzają rozdrażnienie i sprawiają wrażenie zbyt przerysowanych. Sceny przeplatane są musicalowymi wstawkami, które zupełnie odbiegają od konwencji dramatu, co w efekcie wprowadza element gorzkiej groteski, ale z drugiej strony odczuwa się w tym wszystkim jakąś niekonsekwencję i niespójność.

Są również momenty niezwykłe, a należy do nich rozmowa Rollisonowej (w tej roli Małgorzata Urbańska) z Senatorem. Tu wielkie brawa należą się Pawłowi Wolakowi, który świetnie wykreował postać carskiego namiestnika. Aktor ukazał go jako człowieka, który jest bezwzględnym katem, ale z drugiej strony jawi się nam jako ofiara sytuacji, w jakiej się znalazł.

Równie niesamowity jest Bal u Senatora. Postaci w zwierzęcych maskach poruszają się na podium, tańcząc poloneza. Wizja i rzeczywistość scalone zostają w jedno, spod masek wyzierają diabelskie oblicza, które wcześniej walczyły o dusze Konradów z księdzem Piotrem. Trzeba więc przyznać, że reżyserowi poniekąd udało się wydobyć z "Dziadów" wątki uniwersalne choćby takie jak odwieczna walka dobra ze złem, wolności ze zniewoleniem czy też człowieczeństwa z tyranią.

Niestety środki, którymi posługuje się Raczak nie są przekonujące. Choreografia autorstwa Tomasza Wygody jest zbyt dynamiczna, aktorzy w zupełnym chaosie biegają po scenie, wdrapują się na kraty, krzyczą, skaczą po krzesłach i zastygają w dziwacznych pozach. Mimo bardzo ubogiej scenografii (kilka krzeseł, stoły, lampa zwisająca z sufitu oraz kraty) spektakl jest bardzo widowiskowy, szkoda tylko, że forma wzięła górę nad treścią i sensem.

(Magdalena Wołowicz, "Forma nad treścią",