Drukuj

"Przerwana odyseja" Roberta Urbańskiego w reżyserii Jacka Głomba to nie jest spektakl historyczny, to jest spektakl zadający bardzo aktualne pytania, ale czy owacje na stojąco, którymi publiczność w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze nagrodziła aktorów, pozwalają stwierdzić, że przynajmniej część z nas nie ma kłopotu z odpowiedzią? Pisze Urszula Liksztet.


W środę, 23 listopada, w jeleniogórskim Teatrze im. Cypriana Kamila Norwida legnicki Teatr Modrzejewskiej zaprezentował spektakl "Przerwana odyseja" w reż. Jacka Głomba. Spektakl  został przygotowany w koprodukcji z Macedońskim Teatrem Narodowym w Skopje.

To kolejna z długiej listy historii składających się na opowieść o mieście, teatrze, regionie i ludziach tu żyjących, z ich zawikłanymi losami, także mniejszości narodowych. Tak - opowieść, bo legnicki teatr od lat jest teatrem opowieści, a zaczęło się to chyba od "Ballady o Zakaczawiu" - spektaklu o powojennej historii tej "przeklętej" dzielnicy Legnicy, która w sztuce została przedstawiona poprzez losy złodziejskiej szajki Benka Cygana. Jedną z ostatnich "legnickich historii" - "Skarb wdowy Schadenfreude" - jeleniogórzanie mogli obejrzeć 3 czerwca na podwórku byłej Szkoły Podstawowej nr 7.

Tak więc nie dziwi nas, że Jacek Głomb w "Przerwanej odysei" sięga po kolejną historię zszytą z prawdziwych losów autentycznych ludzi. Opowieść nie do końca znana, nie do końca rozpoznana, bowiem niby wszyscy wiemy, że na Dolny Śląsk po II wojnie światowej przyjechały dzieci greckie, ale niewielu wie, że to nie były tak naprawdę dzieci greckie, a na pewno nie wszystkie - połowa z nich to były dzieci macedońskie. A ponieważ miały greckie nazwiska, więc traktowano je najpierw jako Greków, a dopiero po pewnym czasie zorientowano się, że mówią językiem słowiańskim, zbliżonym do języka polskiego, więc chyba jednak Grekami nie są.

Ta historia opowiadana jest w dwóch planach - historycznym (po polsku), w latach czterdziestych, kiedy zalęknione, nieufne, nerwowe dzieci przyjeżdżają do Lądka Zdrój i powoli, powoli, przełamując lęki i fobie, zaczynają przyzwyczajać się do nowego życia pod okiem polskich nauczycieli i opiekunów, ale też, niestety, greckich towarzyszy, którzy dbali o jedynie słuszny kierunek i metody wychowawcze. W drugim - współczesnym (po macedońsku) - te dorosłe już dzieci wspominają swoich nauczycieli i kolegów, próbują wyjaśnić niewyjaśnione, przypomnieć zapomniane...

"Przerwana odyseja", mimo podjęcia tematu z przeszłości, wpisuje się w całkiem współczesną i gorącą dyskusję o tym, czy przyjmować w naszym, znacznie już bogatszym kraju, uchodźców, czy nie. Czy dzisiaj, będąc w nieporównanie lepszej sytuacji materialnej i geopolitycznej, potrafimy zachować się podobnie jak wtedy, kiedy biedny, powojenny kraj przyjmował tysiące dzieci z dalekiego, jeszcze biedniejszego kraju, nie pytając o narodowość, wiarę czy pochodzenie. Czy rzeczywiście odpowiedź będzie łatwiejsza, kiedy wspomnimy, iż to ówczesna ideologia nakazywała nieść pomoc komunistycznym współbraciom, a dzisiaj - wprost przeciwnie - radzi zamykać się we własnych granicach w strachu przed terrorystami, zamachowcami, insektami i innymi pasożytami...

To nie jest spektakl historyczny, to jest spektakl zadający bardzo aktualne pytania, ale czy owacje na stojąco, którymi publiczność nagrodziła aktorów, pozwalają stwierdzić, że przynajmniej część z nas nie ma kłopotu z odpowiedzią?

(Urszula Liksztet, „Zaskakująco aktualny dwugłos z przeszłości”, Nowiny Jeleniogórskie, 29.11.2016)