Drukuj

Olimpiada Teatralna we Wrocławiu nabiera rozpędu. Przed nami jeszcze wiele spektakli z całego świata. Prawdziwą ucztę teatralną zapewniają jednak nie tylko goście zza granicy. Przykład to spektakl „Droga śliska od traw. Jak to diabeł wsią się przeszedł”, który z pobliskiej Legnicy do Wrocławia przywiózł Teatr im. Heleny Modrzejewskiej. Pisze Henryk Mazurkiewicz.


Bardzo wysokim poziomem odznaczyła się Dolnośląska Platforma Teatralna, nurt Olimpiady w ramach którego można było obejrzeć 37 przedstawień teatrów muzycznych, dramatycznych, dziecięcych, eksperymentalnych i wielu innych. Opowiem tylko o dwóch z nich, chociaż każdy, bez wątpienia, zasługiwał na zainteresowanie widzów.

Diabeł wsią się przeszedł

Dworzec Świebodzki gościł spektakl „Droga śliska od traw. Jak to diabeł wsią się przeszedł”, który z pobliskiej Legnicy do Wrocławia przywiózł Teatr im. Heleny Modrzejewskiej. Przedstawienie zawdzięczamy inicjatywnemu duetowi aktorskiemu Katarzyny Dworak i Pawła Wolaka. Wspólnie napisali scenariusz teatralny i przyjęli obowiązki reżyserskie. Już po raz trzeci. W wyniku powstało wciągające studium psychologii małych społeczności skrzyżowane z czarną balladą o tym, że ścieżki diabła są niemniej zbadane niż ścieżki Pana. Przy tym spektakl ani przez chwilę nie drepcze się w miejscu, unika nieuzasadnionego patosu i nie boi się żartów różnego kalibru.

Diabeł (w tej roli Grzegorz Wojdon) śpiewał razem ze wszystkimi kolędy w kościele, pomagał przy pogrzebie, uczestniczył w zgromadzeniach, tańczył na ślubie. Czyli, brał czynny udział we wszystkich znaczących wydarzeniach, które mogą się przytrafić takiej małoludnej miejscowości. A jednak, jak wyznaje pod sam koniec, nie zrobił zgoła nic. Przecież bez ludzkiej pomocy nie potrafi nawet ręki podnieść.  Morał stąd płynie prosty, jasny i zarazem bardzo niewygodny – „człowiek człowiekowi zgotował ten los”. I skoro homo homini lupus est, to nikogo oprócz samego człowieka winić nie należy.

Bo przecież to nie Diabeł zmuszał Bogdana (szczególnie przekonujący Rafał Cieluch), głównego wiejskiego chuligana, łotra i okrutnika, zalewać się wódką i urządzać żonie i dziecku rodzinne piekło. Diabeł nie namawiał go palić stodołę świadków Jehowy, którzy „obrazili” społeczność tym, że spali w noc bożenarodzeniową. Nie zmuszał wszystkich innych wykrzywiać do pogorzelców: „Obce!  Obce!”. Więcej nawet, gdy miało dojść do zespołowego wymierzenia kary, czyli zwykłego linczowania, jako jeden z nielicznych nawoływał do zdrowego rozsądku. Odchodząc, mógł mieć pewność, że miejscowi „poradzą sobie” i bez niego.
 
Reżyser o sześciu palcach

"Egzorcysta” wrocławskiego Teatru Ad Spectatores tak naprawdę nie jest spektaklem, tylko pokazem multimedialnym. Sporo w nim też od słuchowiska. Żeby zapoznać się z historią Henryka, niefrasobliwego elektryka z zamiłowaniem do napojów wyskokowych, widzom należało założyć słuchawki. Poszczególne sceny, często oddzielone od siebie zwykłymi linijkami teksu na czarnym ekranie, wyświetlano za pomocą niewielkiego projektora. Statyczna kamera najczęściej wychwytywała tylko jeden fragment rzeczywistości, dając możliwość skupić się na dialogach.

Jest rok 1965. Biskupi polscy wysyłają list do biskupów niemieckich, a do kamieniczki przy ratuszu wprowadza się zespół Teatru Laboratorium. Gdy Henio dostaje pracę pomocnika technicznego w nowostworzonej placówce artystycznej, pojawia się prawdziwy bohater spektaklu. "Egzorcysta” bowiem jest swego rodzaju hołdem wielkiemu twórcy teatralnemu i odważnemu badaczowi możliwości aktorskich. Chociaż nazwisko Grotowskiego ani razu nie pada, zbyt łatwo się domyśleć, kto kryje się za postacią tajemniczego reżysera w czarnych okularach. Dobrze przecież wiemy o jego szczególnym upodobaniu do form rytualnych, przez niektórych ówczesnych recenzentów określanych jako „czarne msze”. Poza tym, w ostatniej rozmowie pada tytuł przedstawienia, które wkrótce zostanie zrealizowane - "Apocalypsis cum figuris”. Ostatnie stricte teatralne dzieło mistrza.

Wrocławia w tej historii też jest sporo. Padają nazwy ulic i wymienia się linię tramwajowe. Ale te fakty i fakciki służą tylko i wyłącznie nostalgiczną otoczką. Dlatego, mówiąc o hołdzie, nie mam na myśli pomnika czy upamiętniającej tablicy. Pełnemu ironii „Egzorcyście” znacznie bliżej do opowiadanej w przyjacielskim towarzystwie anegdotki z lat młodości. Jest w nim też klimat dobrze znanej i lubianej legendy miejskiej, która kończy się oświadczeniem, że Grotowski nigdy nie miał sześciu palców, jak twierdził nieszczęsny Henio.
 
Olimpiada Teatralna trwa do 13 listopada we Wrocławiu. Portal Kulturaonline.pl jest jedynym z patronów medialnych imprezy.

(Henryk Mazurkiewicz , „Olimpiada Teatralna: Dolnośląska Platforma Teatralna - Diabelskie rzeczy”, http://kulturaonline.pl, 24.10.2016)