Drukuj

Obecnie publiczność i sami twórcy mają dość teatru politycznego, rozliczeniowego. Poszukując nowości, inności, świeżości, eksplorując nowe pokłady, wracamy do korzeni i chcemy się skupić na zwykłym człowieku, bo chyba gdzieś o nim zapomnieliśmy, sugeruje legnicki duet PiK, który realizuje w Lubuskim Teatrze spektakl „Gdy przyjdzie sen. Tragedia miłosna”. Pisze Waldemar Lorenz.


Spektakl wyreżyserował tandem twórców z Legnicy: Paweł Wolak i Katarzyna Dworak (czyli w skrócie: PiK). Od 1996 r. są związani z Teatrem im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, zagrali m.in. w głośnych spektaklach „Ballada o Zakaczawiu” i „Made in Poland”. Mogliśmy je oglądać podczas Winobraniowych Spotkań Teatralnych w dawnej pofabrycznej hali Zefamu w ubiegłych latach. To oni są też autorami tekstów sztuk, które składają się na trylogię. Z kolei za scenariusz do pierwszego spektaklu, „Droga śliska od traw. Jak to diabeł wsią się przeszedł”, który miał swoją premierę dwa lata temu w Legnicy, otrzymali nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Obecnie publiczność i sami twórcy mają dość teatru politycznego, rozliczeniowego. Poszukując nowości, inności, świeżości, eksplorując nowe pokłady, wracamy do korzeni i chcemy się skupić na zwykłym człowieku, bo chyba gdzieś o nim zapomnieliśmy, sugeruje legnicki duet PiK, który realizuje w Lubuskim Teatrze spektakl „Gdy przyjdzie sen. Tragedia miłosna”. Wydarzenia mają miejsce na wsi, bo to ją autorzy sztuki uznali za najlepszą „soczewkę ludzkich losów”. Zapowiada ona historię o „miłości źle poczętej i absurdalnie przerwanej”. Główna postać – Jasiek – próbuje, według mnożących się wokół niego zagrożeń i trudnych wyborów, za wszelką cenę utrzymać swe człowieczeństwo w ryzach. Jaka wartość pozostaje ocalona? Jakie konsekwencje wynikają z konfrontacji postawy i działań Jaśka z pozostałymi mieszkańcami wsi Borówka? – oto pytania, które zadają sobie i widzom twórcy tego przedstawienia.

Jak wyjaśnia Katarzyna Dworak, współreżyserka spektaklu „Gdy przyjdzie sen. Tragedia miłosna” ostatnio w teatrze jest dużo polityki, rozliczeń z historią. Martyrologia. Holocaust. Przestał twórców teatralnych interesować zwykły człowiek. Nas z Pawłem to najbardziej interesuje. Chcemy opowiedzieć o historii, dokładniej o historii w człowieku. To bliższy nam temat, niż sprawy rozliczeniowe. I tak powstał tekst literacki najwyższej próby z morałem. Tekst z Bogiem, z Diabłem, o którym wszyscy wiemy, a jednocześnie wszystkie te aspekty traktujemy z przymrużeniem oka. Tak opowiadają reżyserzy spektaklu, niekwestionowani liderzy i jednocześnie filary teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. Każde z nich pracuje cały czas na własne nazwisko. Jednak, jak wiadomo, od lat są związani z legnickim zagłębiem teatralnym. Przytoczyć tu można choćby słynny spektakl „Ballada o Zakaczawiu”, który odbił się szerokim echem w Polsce i pozostawił niezapomniane wrażenie.

Miłość, egoizm, zło, nienawiść to problemy poruszane w tej trylogii

„Gdy przyjdzie sen. Tragedia miłosna” – prapremiera 04 września o godz. 19:00 – to druga część tryptyku. Pierwsza była realizowana właśnie w Legnicy. I tą propozycją Lubuski Teatr rozpocznie kolejny sezon po wakacjach. Jak opowiadał podczas konferencji prasowej dyrektor LT Robert Czechowski, w takim właśnie kierunku będą zmierzać kolejne spektakle w nowym sezonie. Zaczynamy od wsi. Na jej przykładzie chcemy opowiedzieć o sprawach najprostszych, jednak fundamentalnych. O miłości, egoizmie, złu, nienawiści, odrzucaniu przyjaciół, braku odwagi w sięgnięciu po miłość, o głupocie, o rodzinie. O tym, że po najważniejsze słowa sięgamy wtedy, gdy jest już za późno. Każdy widz, ten wyrobiony i mniej obeznany ze sztuką, będzie mógł, jak w lustrze soczewki, przejrzeć się w swoim życiu. Przez pryzmat wsi ujętej w metafizyczny nawias, bardziej magiczny niż realistyczny.

Robert Czechowski przekonuje, że w drugiej części Paweł Wolak i Katarzyna Dworak też nie zawiodą. Po zapoznaniu się z tekstem był mocno poruszony ponieważ, jak twierdzi, to tekst na bardzo wysokim poziomie literackim, a do tego temat ciekawie opowiedziany. Mówi o problemach tak prostych, że aż abstrakcyjnych – komentował dyrektor dwa dni przed premierą na spotkaniu z dziennikarzami. Spektakl premierowy w Lubuskim Teatrze, który stanowi drugą część tryptyku, opowiada o miłości źle poczętej. Dodać należałoby, że twórcy obmyślili swoją trylogię w następujący sposób: w pierwszej części pokazują zło, w drugiej już mówią o miłości, natomiast trzecia poświęcona została rodzinie.

Zatem w Zielonej Górze przypada więc opowiadać o miłości – wszak w mojej kochanej Zielonej Dziurze można mówić nie tylko o tej „źle poczętej, niepoprawnie ujawnionej i absurdalnie przerwanej”. Głównym bohaterem jest Jasiek (Ernest Nita), który próbuje „utrzymać w ryzach swoje człowieczeństwo”, po prostu, pozostać zwykłym, porządnym człowiekiem. Wokół niego jak grzyby po deszczu wyrastają zagrożenia i trudne wybory. Gdy udaje mu się osiągnąć moralne zwycięstwo nad samym sobą, pogodzić się z pragnieniem, przegrywa konfrontację z innymi mieszkańcami wsi. W tej mrocznej opowieści o ludzkich losach, o charakterze balladowo-moralitetowym, jest miejsce także na niemałą dawkę komizmu. O czym widzowie z pewnością się przekonają. Wystarczy przyjść na spektakl, który prócz tego, ze stanowi prapremierę, rozpoczyna również doroczne Winobraniowe Spotkania Teatralne. Testerzy Imprez jeszcze o nich pisać będą. Tymczasem… Zastanówmy się nad tym czym jest ta sztuka?

Nurt dramaturgii obyczajowej? W pewnym sensie

Niemniej to nie do końca tak. Wieś jako soczewka losów. Twórcy opowiadają o ludziach i dla ludzi, koniec, kropka. Jednak dlaczego rzecz dzieje się na wsi? Bynajmniej nie chodzi tu o chęć wpisania się w polską tradycję dramatu czy to ludowego czy też chłopskiego. Wieś daje nam pewien nawias, pozwala lepiej przyjrzeć się człowiekowi, bardziej skupić na problemach. Jak wyjaśnia Paweł Wolak, współreżyser, wieś ma być więc pewną soczewką, w której skupiają się ludzkie losy, wybory i związane z nimi emocje. Spektakl jest daleki od krytyki społecznej czy badań socjologicznych. Ma raczej złamać stereotyp postrzegania wsi przez miastowych, nastawionych bardziej na szukanie różnic niż podobieństw.

Jak zrealizować muzykę bez muzyki?

Zapytałby ktoś i pomyślał – niemożliwe. Otóż okazuje się, że jednak da się. Słuchaj, czy jesteś w stanie zrobić do spektaklu muzykę bez muzyki, w sensie bez instrumentów muzycznych? Taki telefon, w środku nocy, odebrał od twórców Jacek Hałas, który jest odpowiedzialny za muzyczną stronę „Gdy przyjdzie sen…”. To wyzwanie, ale spróbuję – odpowiedział. I tak powstał pomysł, by to aktorzy stworzyli ścieżkę dźwiękową. Jeśli reżyserka rzuca np. hasło  „gorące popołudnie na wsi”. To to się momentalnie dzieje. Zagrać głosy przyrody? – proszę bardzo. Okazuje się, że zespół aktorski Lubuskiego Teatru doszedł w artykulacji dźwięków, stosując alikwoty, do takiej perfekcji, że można go spokojnie wystawić do castingów radiowych – chwali artystów dumny z osiągnięć swoich podopiecznych. Mogą z powodzeniem dubbingować kinowe filmy animowane.

Jak stworzyć muzykę do spektaklu uczył aktorów LT właśnie Jacek Hałas. To autor, który od lat poszukuje śladów pieśni dziadowskich w żywej tradycji, zapisach etnografów, domowych archiwach i praktykuje grę na tradycyjnym instrumencie wędrownych śpiewaków – lirze korbowej.


Jacek Hałas, jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych. Można go określić mianem muzykant, śpiewak, tancerz, niespokojny duch. Jest on również współtwórcą interesujących formacji muzycznych (Reportaż, Bractwo Ubogich, Muzykanci, Ket Jo Barat, Lautari, Kwartet Wiejski, Kapela Hałasów), uczestnik projektów artystycznych (Poznański Dom Tańca, Tikkun, the Book, Nomadzi Kultury) oraz teatralnych (Teatr Cinema, Teatr Strefa Ciszy, Teatr A3, Teatr i Schola Węgajty).
 
400 szkiców klatek animacji dziennie przez miesiąc? Żaden problem. Mówisz, masz!


Animację zrealizowaną przez Adriannę Dziadyk, która rezolutnie wykoncypowała sobie, że w tradycyjną oprawę spektaklu wkładać się będą multimedialne formy, charakteryzuje prostota i wyrafinowanie. Bowiem niezwykłe ruchome obrazy, wyświetlane za plecami aktorów, stworzyła z ponad 12 tysięcy szkiców. 400 rysunków dziennie przez miesiąc. Tak odpowiada na pytanie ile musiała rozrysować poszczególnych klatek... Mozolna praca ale jaki efekt! Przekonajcie się sami. Początkowa animacja na wstępie spektaklu, trwająca ledwie kilka minut, zawiera łącznie około czterech tysięcy klatek. Fenomenalny geniusz młodej artystki, która skromnie opowiada, że ta praca to po prostu jej pasja. Nic dodać, nic ująć.

W spektakl zaangażowany jest prawie cały zespół Lubuskiego Teatru. Gra w nim łącznie 18 osób. Jedynie Anna Haba, która po fantastycznej roli Piaf i wyczerpującym udziale w jury w trakcie Solanin Film Festiwal, odpoczywa spodziewając się najlepszego ukoronowania swojej kariery. O czym Testerzy już tutaj nie wspomną. Niemniej jednak gorąco kibicują…

Reżyseria, scenariusz, ruch sceniczny: Paweł Wolak, Katarzyna Dworak. Muzyka: Jacek Hałas (wykonanie: Zespół aktorski). Grafika, projekcje multimedialne: Adrianna Dziadyk. Kostiumy i scenografia: Małgorzata Bulanda. Pełna obsada spektaklu, grają: Alicja Stasiewicz, Ernest Nita, Aleksander Stasiewicz, Marta Frąckowiak, Tatiana Kołodziejska, Elżbieta Donimirska, Marek Sitarski, Robert Kuraś, James Malcolm, Kinga Kaszewska-Brawer, Romana Filipowska, Anna Chabowska, Joanna Wąż, Wojciech Brawer, Urszula Zdanowicz-Łabiak, Radosław Walenda, Joanna Koc, Beata Sobicka-Kupczyk.

(Waldemar Lorenz, „Premiera spektaklu w Lubuskim Teatrze: „Gdy przyjdzie sen. Tragedia miłosna””, http://testerzyimprez.pl, 3.09.2015)