Drukuj

- Już jako dziecko robiłam teatrzyki dla mamy. Śpiewałam, przebierałam się. Chciałam zobaczyć, jak to jest, kiedy można w sekundę stać się kimś innym, w innym miejscu i innym czasie. Dzisiaj moja córka (ma osiem lat) robi to, co ja w jej wieku, z czego jestem dumna i bardzo jej kibicuję – mówi legnicka aktorka Katarzyna Dworak w rozmowie z Danielą Wołosińską.


Jeżeli ktoś jej mówi, że nie da rady czegoś zrobić, to daje mu najlepszy prezent. Odwraca się i odpowiada: no to patrz! W horoskopy nie wierzy, czyta je tylko po to, żeby się rozbawić. Co nie zmienia faktu, iż jest typowym zodiakalnym bliźniakiem. Przesuwa przedziałek we włosach raz bardziej w lewo, a raz nieco w prawo – w pierwszej sytuacji nadaje jej to zadziorny charakter, a w drugiej nieco łagodniejszy wygląd. Jej charakter jest pełen sprzeczności, ale doskonale sobie z nim radzi. I chociaż ludzie czasami pytają ją: „Dlaczego jesteś taka smutna?”, Kasia Dworak nie jest smutna. Jest osobą pogodną, pełną pasji i pomysłów. Czasami tylko musi się „zastanowić”.

Zaglądam przez lekko uchylone drzwi. Widzę nie w pełni zagospodarowane, ale duże pomieszczenie. Dość przytulne. Krzyczę: „Dzień dobry”, bo nie wiem, gdzie chowa się moja rozmówczyni. Nagle wychyla się zza zasłony, akurat pali. Ma dobry humor, a w sumie to się spieszy. Jutro wylatuje do Argentyny ze spektaklem „III Furie”. Przed wyjściem z domu słuchała Iron Maiden. Na początek serwuję Kasi kilka szybkich pytań, żeby potem dyskretnie zapytać ją o to, co trudne.

Daniela Wołosińska: Marzę, żeby kiedyś…?

Katarzyna Dworak: Mam wiele marzeń. Teraz marzę o udanej premierze spektaklu „Droga śliska od traw”, nad którym razem z „moim Wolakiem” pracujemy. Premiera już 14 grudnia. Uwielbiam, kiedy moje marzenia się spełniają.

Twoja tajna broń w przypadku wpadki?

Śmieję się w głos! A kiedy na scenie zdarzy mi się coś niespodziewanego, muszę tak poprzestawiać swoją postać, żebym mogła się śmiać i żeby była to transformacja niezauważona.

Wzruszasz się, gdy…?

Zawsze się wzruszam! Potrafię się wzruszyć nawet na reklamie, albo na horrorze!

Nigdy nie oddałabym…?

To proste! Rodziny. Całego ciepła, domu i miłości, które są z nią związane.

Głupieję, kiedy…?

Bez przerwy.  To takie moje stany euforii, jakbym była dzieckiem.

Jedzenie jest dla mnie…?

...wszystkim. Naprawdę kocham jeść. Szczególnie lody i golonkę.

Zawsze musisz być najlepsza?

Oczywiście, że muszę! Jestem chorobliwie ambitna, zawsze wysoko stawiam sobie poprzeczkę i wiele od siebie wymagam. Niezależnie od tego, co robię, czy uprawiam np. sport czy jestem w pracy. Po prostu walczę i często udaje mi się wygrywać, bo nie umiem i nie potrafię odpuścić.

Kiedy śpiewasz?

Śpiewam, gdy mi każą. Żartuję. Naprawdę lubię to robić. To moja pasja, którą mam w sobie od dziecka. Kiedyś miałam zespół rockowy, a w teatrze jest wiele przedstawień, gdzie trzeba się wykazać wokalnie.

Czego w życiu się boisz?

Tego, że mogę stracić najbliższe mi osoby, bo na los nie mam wpływu. Natomiast najbardziej przerażają mnie telefony, kiedy słyszę: „słuchaj Kasia, tylko się nie denerwuj”, albo „usiądź proszę”. To momenty, kiedy zamieram i jest mi ciężko.

Jesteś z Bytomia, co więc sprowadza Cię do Legnicy?

Przyjechałam tu w wieku 22 lat w odpowiedzi na propozycję Jacka Głomba, który wtedy tworzył zespół teatralny. Tutaj uczyłam się zawodu. Byłam świadkiem rozwoju naszego teatru. Pamiętam czasy, kiedy na widowni siedziało kilkanaście osób. Od tego czasu rzeczywiście wiele się zmieniło!

Nigdy nie chciałaś się przeprowadzić?

Nie, Legnica ma jeden z najlepszych teatrów w Polsce, poza tym lubię to miasto, bo tu mam swój dom, tutaj poznałam Pawła, tutaj urodziła się moja córka, tutaj też nauczyłam się zawodu.

Jako kobieta masz na głowie dom i pracę, którą zresztą kochasz. Tworzycie z mężem ciągle coś nowego, obydwoje rozwijacie się kulturalnie. Kiedy czas na domowe sprawy?

Widzisz, ja robię wiele rzeczy w jednym czasie. Uczę się roli podczas prania, sprzątam podczas gotowania itp. Nie lubię nudy, ciszy. Potrzebne mi jest życie w ciągłym ruchu.

No właśnie, a co ze sportem, który ciągle Ci w życiu towarzyszy?

Uwielbiam sport, rywalizację, adrenalinę. Lubię robić rzeczy, które nie do końca odzwierciedlają delikatność kobiet. Jeszcze nie jeżdżę na motorze, ale mam nadzieję, że zacznę. Nie znoszę stagnacji, sport jest nieodłączną częścią mojego życia. Od dziecka uprawiałam pływanie, co było w jakiś sposób naturalne, bo mój ojciec był w kadrze Polski piłkarzy wodnych. Potem siatkówka w AZS KATOWICE. Ze sportu zrezygnowałam na rzecz teatru i absolutnie nie żałuję tej decyzji. Zawsze wiedziałam, kim chcę być w życiu.

Opowiesz o tym szerzej?

Już jako dziecko robiłam teatrzyki dla mamy. Śpiewałam, przebierałam się. Chciałam zobaczyć, jak to jest, kiedy można w sekundę stać się kimś innym, w innym miejscu i innym czasie. Dzisiaj moja córka (ma osiem lat) robi to, co ja w jej wieku, z czego jestem dumna i bardzo jej kibicuję.

Mama wspierała Cię w teatralnej pasji?

Nigdy niczego mi nie zabraniała, nie krytykowała mnie. Co prawda chciała, żebym była lekarzem, ale ja na widok krwi mdleję! I to pewnie dla niej w liceum poszłam do klasy o profilu biochemicznym.

Grałaś kiedyś lekarza?

Tak! W „Głębokiej wodzie” ginekolożkę. Od razu wiedziałam, że to nie mój zawód. Poza tym źle wyglądam w białym kitlu.

W takim razie to aktor jest dla roli czy rola dla aktora?

Bywa różnie, a wszystko zależy od reżysera. Są tacy, którzy wiedzą, czego chcą, są też inni, którzy wymagają od nas, żebyśmy znaleźli sposób na postać.

Gdzie szukasz inspiracji, kiedy tworzysz?

Wszędzie. Na ulicy, na dworcu, w sklepie. Najlepszą inspiracją na tworzenie jest samo życie.

Jak kreujesz swoją postać?

Zawsze staram się bronić swojej postaci. Staram się stworzyć postać w taki sposób, żeby miała jak najwięcej zalet, cech, za jakie można ją uwielbiać, ale także dążę do tego, aby tę postać na równi z uwielbieniem można było znienawidzić, staram się nacechować ją bardzo negatywnie. Strasznie cieszę się, kiedy słyszę po zagraniu nieprzyjemnej postaci: „Matko, jak ja pani nienawidzę, jak ja pani nie znoszę!”. To znaczy, że dobrze wykonałam swoją pracę.

Dostajesz niełatwe role. Jak sobie poradziłaś z zagraniem Kasandry w „III Furiach”? To postać wulgarna, z trudnym charakterem. Nie przeszkadzało Ci bycie prostytutką?

To nie ja byłam prostytutką, tylko postać, którą grałam. Teatr to nie życie. W realu pewnie nie pokazałabym się w takich ciuszkach, ale nie mam nic przeciwko takim Kasandrom.

A co powiesz o powierzchownej Piekarzowej z przedstawienia „Historia o Miłosiernej, czyli testament psa”?

No cóż, to postać w założeniu komediowa, przynajmniej w pierwszej części spektaklu. W drugiej części poznajemy jej inną twarz i już nie możemy mówić, że jest powierzchowna.

Jak czułaś się w spektaklu „Madonna, księżyc i pies”, który jest komedią? Po zagraniu głównej roli opętanej przeoryszy w „Matce Joannie od Aniołów” nagle przeniosłaś się w inny świat.

Może nie w inny świat, bo ról komediowych zagrałam już kilka, ale to było miłe zaskoczenie, że Lech Raczak robi komedię. Oby więcej takich akcji.

Jeździsz po Polsce i całym świecie. Masz styczność z innymi teatrami. Jak to jest między aktorami? Nie lubicie się, bo rywalizujecie?

Osobiście nigdy nie spotkałam się z takim przekonaniem, że aktorzy z różnych teatrów za sobą nie przepadają. Te spotkania mają bardziej charakter koleżeński. W końcu uprawiamy ten sam zawód. Bardziej się od siebie uczymy i doceniamy swoją pracę, pokazujemy, co mamy pokazać i się rozjeżdżamy. Nie ma zawiści i rywalizacji jak na zawodach sportowych.

Rola aktorki pomaga Ci w życiu czy wręcz odwrotnie?

Nie jestem celebrytką, żebym musiała zmagać się z jakimiś przykrościami. Jeśli ktoś rozpozna mnie na ulicy, to po prostu się uśmiecha, a ja ten uśmiech odwzajemniam. Kiedy ludzie są pogodni i weseli, jest jakoś łatwiej.

Nauczyłaś się żyć w dwóch światach, odgrywasz role człowieka fikcyjnego i żyjącego naprawdę. Gdzie jest Ci lepiej?

Pomimo, że lubię wcielać się w różne role, lepiej mi w prawdziwym świecie. Tu mam rodzinę. Bez pacy dałabym sobie radę, bez nich nie.

Lubisz być w centrum chaosu, biegniesz ku hałasowi. A odpoczywasz czasem?

Tak, bardzo często odpoczywam, lubię się zaszyć gdzieś w ciszy. Czasami! Żeby się zastanowić. Wtedy też mam czas na tworzenie. I lubię podróżować.

Pracowałaś ciężko, co widać w każdym ze spektakli, które podobają się ludziom. W dzisiejszych czasach tłumy przychodzą do teatru i to nie dlatego, że nudzą się w domu. Przychodzą kształcić się kulturalnie dzięki wam, aktorom. Dążyłaś do „Bomby sezonu”?

Uważam, że każdemu z nas taka „Bomba” się należy, bo spektakl tworzy cały zespół, nie tylko jeden aktor. I wiem, że moja nagroda to też zasługa moich kolegów. Gdyby tylko jedno z nas się przykładało, efekt nie byłby taki, jak mówisz. Jestem zaskoczona tą nagrodą, bardzo się cieszę.

A gdybyś dostała propozycję zagrania w jakimś mega dobrym filmie, zostawiłabyś teatr?

Gdyby ta propozycja była naprawdę tak zniewalająca, na pewno poprosiłabym Jacka Głomba o chwilę przerwy, ale nie zrezygnowałabym z teatru. Kocham to, co robię, nie jest też dla mnie ważne, czy gram codziennie dla trzystu osób w teatrze czy raz do roku dla tysięcy przed telewizorami. W teatrze pracę mam ciągle, bez przerwy coś na mnie czeka. Dzięki temu poszerzam swoje horyzonty i nie stoję w miejscu.

Otrzymałaś jeszcze jedną ważną nagrodę w tym roku. Zodiakalnemu tygrysowi [Katarzyna Dworak urodzona jest w 1974 roku – przyp. red.] w 2013 roku należą się same zrealizowane plany, spełnione marzenia, sukcesy i dobrobyt. Wiesz coś o tym?

Nie! Ale to miłe. Oby naprawdę tak było.

(Daniela Wołosińska, „O ambitnym bliźniaku, który ma coś z tygrysa”, Raban, listopad 2013)