Drukuj
Taki start do kariery mógłby się tylko przyśnić. Po niespełna roku etatowej pracy w zespole aktorskim legnickiego teatru - nagroda dla najlepszej aktorki Międzynarodowego Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku! Legnicka Desdemona ma 28 lat i wspaniały sezon teatralny przed sobą: już we wrześniu dwie premiery i główne role kobiece w przedstawieniach Teatru Modrzejewskiej. A tak niewiele brakowało, by zrezygnowana wyjechała z kraju…

- Przyznaję, nie zrobiłam dyplomu w szkole aktorskiej. Nie jestem magistrem sztuki. Wszystko przez przyspieszenie, które stało się moim udziałem, gdy w 2004 roku Jacek Głomb zaproponował mi nieetatową pracę w swoim zespole aktorskim. Nie mam wątpliwości, że był to przełomowy moment w moim życiu. Bardzo chciałam zostać aktorką, ale taką która gra, a nie jest jedną z kilkuset, które bezrobotne w Warszawie czekają na propozycje reżyserów i dyrektorów. Zatem gdy tylko skończyłam wrocławską PWST wysłałam swoje CV do kilku teatrów. W tym do Legnicy, bo znałam ten młody i dynamiczny zespół. Dałam sobie trzy dni i postanowiłam, że jeśli nie będzie odpowiedzi wyjeżdżam do Anglii. Na stałe… Dziś już mogę powiedzieć, że postawiłam na dobrą kartę w moim życiu - zwierza się Ewa Galusińska, od sezonu 2005/2006 pełnoetatowa aktorka Teatru Modrzejewskiej w Legnicy.

Wbrew pozorom tej aktorskiej kariery z turbodoładowaniem mogło wcale nie być. Była atakująca siatkarka Kani Gostyń planowała bowiem studia na AWF. Jak to w życiu bywa o reszcie zadecydował przypadek, a właściwie występ na Przeglądzie Piosenki Młodzieżowej w Jarocinie.

- Poczułam, że chcę śpiewać, występować przed publicznością. Spodobało mi się to. Najpierw było zatem studium piosenkarskie w Poznaniu, a potem studia wokalno-aktorskie w Gdyni, przy tamtejszym Teatrze Muzycznym. Po dwóch latach zorientowałam się, że muszę zacząć od nowa. Wtedy podjęłam tę najważniejszą decyzję, zdałam egzamin na wrocławski wydział aktorski krakowskiej PWST – opowiada aktorka.

Już podczas studiów młoda Wielkopolanka związała się z wrocławskim zespołem Ad Spectatores, który studencką sztukę „Bez czułości” włączył do swojego repertuaru. Galusińska grała Jo, kobietę młodą, piękną, wykształconą, ale żyjącą wyłącznie marzeniami. Szukającą ciepła i miłości w świecie, gdzie na pytanie „jak leci” obowiązkowo trzeba odpowiedzieć „OK”. To w tej sztuce po raz pierwszy zobaczył ją szef legnickiego teatru Jacek Głomb. Najwyraźniej musiał to zapamiętać, gdy parę lat później CV podpisane Ewa Galusińska spadło na jego biurko…

- Jestem dziewczyną z małego miasteczka. Wielkie metropolie mnie przytłaczają. Może dlatego tak polubiłam Legnicę? – zastanawia się nasza rozmówczyni.

Sezon 2004/2005 zaczęła w podwójnej, ale epizodycznej roli w teatralnym debiucie Przemysława Wojcieszka. „Made in Poland” to był imponujący sukces. Pełne widownie, grad festiwalowych nagród dla realizatorów i aktorów, ciągłe wyjazdy, bo wszyscy chcieli zobaczyć to niezwykłe przedstawienie na własne oczy. Debiutująca aktorka nie mogła trafić lepiej. To był absolutnie wyjątkowy sezon w historii legnickiej sceny dramatycznej. Teatrem Modrzejewskiej zainteresowała się telewizja. „Kwiaty polskie”, „Wschody i Zachody Miasta”, a wreszcie „Made in Poland” trafiły na srebrny ekran, do największej widowni teatralnej w Polsce. Niewielka rola charakternej barmanki Helenki u Wojcieszka wpadała w oko…

- Helena to chyba wyjątkowo dla mnie szczęśliwe imię. Już na studiach miałam ksywkę „Helena Wiśnia” (wołali do mnie jednak Helenka), a potem… No właśnie. Praca u Heleny Modrzejewskiej, Helenka u Wojcieszka. Jak będę miała córkę, to tak właśnie dam jej na imię – śmieje się Galusińska.

Dla Jacka Głomba praca nad szekspirowskim „Otellem” była wyjątkowo ważna. To właśnie z tą sztuką legnicki zespół wybiera się na październikowy podbój Ameryki. W planach są występy w kalifornijskich Santa Barbara i Los Angeles, a potem w Chicago. I udział w międzynarodowym festiwalu Lit Moon, organizowanym przez kalifornijski teatr o tej samej nazwie. Reżyser postawił na intuicję. Rolę Desdemony powierzył debiutantce z błyskiem w oku…

- Pierwsza, druga, trzecia próba czytana to były tylko przymiarki. Gdy okazało się, że mam jednak zagrać Desdemonę, ugięły się pode mną nogi. Przestraszyłam się odpowiedzialności – zwierza się aktorka.

Przedpremierowy „Otello” pojechał do Gdańska na konkurs związany z jubileuszem Międzynarodowego Festiwalu Szekspirowskiego. Nie był faworytem. Mało powiedziane… Krytycy wyraźnie wskazywali na bezpośredniego konkurenta, spektakl monachijskiej Kammerspiele. Desdemonę u flamandzkiej sławy reżyserskiej Luka Percevala grała niemiecka gwiazda filmowa pierwszej wielkości. Wszak Julia Jentsch to zdobywczymi Srebrnego Niedźwiedzia na ubiegłorocznym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie. Efekt? Recenzje z legnickiego przedstawienia były więcej niż chłodne. Potem wszystko potoczyło się jak w bajce. Jurorzy nie dali sobą manipulować, nie ulegli presji mediów i elity krytyków. Legnicki „Otello” dostał dwie z pięciu głównych nagród festiwalowych. Za rolę Desdemony wręczano ją legnickiej debiutantce. Polały się łzy…

- Byłam kompletnie zaskoczona i szczęśliwa. Ta nagroda dała mi wiarę w ludzi i w to, co robię. Jednocześnie poczułam na sobie ogromną odpowiedzialność… wspomina ten sobotni gdański wieczór 12 sierpnia.

Dla 28 letniej aktorki tegoroczny wrzesień będzie imponujący. Dwie premiery, dwie główne role kobiece. Zanim bowiem dojdzie do legnickiej premiery „Otella” Ewa Galusińska zagra w najnowszej sztuce Wojcieszka. „Osobisty Jezus” to teatralna wersja nagradzanego filmu („W dół kolorowym wzgórzem”), ale dla Galusińskiej będzie to - przede wszystkim - kolejna rola kobiety, wokół której koncentrują się wielkie emocje. I –last, but not least – pełne podziwu męskie spojrzenia…

z Ewą Galusińską, aktorką Teatru Modrzejewskiej w Legnicy, rozmawiał Grzegorz Żurawiński