Drukuj

Kilka miesięcy temu inkwizytorzy wiedli na stos dyrektora Legnickiego Centrum Kultury podejrzanego o konszachty z szatanem. Teraz zmienili się w szwadron ułanów tropiący rusofila w szefie Teatru Modrzejewskiej. Niebawem z podobnym zapałem puszczą się w pogoń za Żydem, pedałem, komuchem, masonem. Byle rzucić hasło. Cotygodniowy felieton Piotra Kanikowskiego z cyklu „Moje trzy grosze”.


Za dwa tygodnie teatr organizuje obchody 20. rocznicy wyjścia wojsk radzieckich z Legnicy. Pomysł zaproszenia na uroczystości rodzin Rosjan, którzy do 1993 roku służyli w tutejszym garnizonie, prawicowe media z ułańską fantazją interpretują niemalże jako zdradę narodową, sprzeniewierzenie się polskiej racji stanu, wiernopoddańczy gest złożony spadkobiercom Stalina i Breżniewa. Dla podtrzymania anachronicznych antagonizmów ignoruje się fakt, że to nie administrację Putina zaproszono do Legnicy, ale zwyczajnych ludzi, nie mających nic wspólnego z polityką. Wbrew insynuacjom Gazety Polskiej Codziennie, nie będzie żadnej biesiady okupowanych z okupantami, bo okupacja skończyła się 20 lat temu i dziś nareszcie wolni obywatele Polski oraz Federacji Rosyjskiej – pamiętając o swej historii, nie wyrzekając się jej – mogą spróbować spojrzeć na siebie bez wrogości, z zaciekawieniem.

Rozmowa nigdy nie jest czymś złym. Nie potrafię więc pojąć, dlaczego mieszkańcom Legnicy nie dać szansy porozmawiania z przybyszami z - dajmy na to – Petersburga, Odessy, Taszkientu o miejscu, w którym kiedyś razem obok siebie żyli, i czasach, które tak bardzo ich poróżniły. To konieczne, jeśli kiedykolwiek mamy odbudować poprawne relacje między obu narodami. Ale pal sześć rozsądek. Wystarczy zwykła ciekawość. Mnie na przykład ogromnie interesuje, jak stacjonujący w Legnicy żołnierze patrzyli na Polaków, co myśleli o solidarnościowym zrywie, czy docierał do nich i w jakiś sposób rezonował entuzjazm tamtych dni.

Łukasz Dominów, szef stowarzyszenia kibiców Zagłębia Lubin, przyrównuje siadanie do stołu z byłymi żołnierzami Północnej Grupy Wojsk w rocznicę ich wyjścia z Legnicy do biesiady z Wehrmachtem w rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej. Chętnie bym usiadł z byłymi nazistami do stołu, by pogadać o nazizmie, choć może raczej nie 1 września a 8 maja (wszak i Jacek Głomb na spotkanie z Rosjanami wybrał jubileusz zakończenia okupacji, nie jej rozpoczęcia). Nie podzielam obiekcji Łukasza Dominowa. Przeciwnie.

Z czasów licealnych pamiętam, jak ogromne wrażenie zrobiła na mnie lektura książki Williama Whartona „W księżycową jasną noc” o zagubionym w Ardenach amerykańskim oddziale, który grudniu 1944 roku wspólnie z niemieckimi żołnierzami ubiera choinkę, śpiewa kolędy i świętuje Boże Narodzenie jakby nie było między nimi żadnej wojny. Wharton stawia w swej książce tezę, że w każdych okopach świata siedzą zamotani w historię zwyczajni ludzie i niezależnie od nacji czują to samo: strach, rozpacz, chęć życia. Wszyscy, Polacy i Rosjanie, jesteśmy ofiarami systemu. A ten system będzie tryumfował dopóty, dopóki nie przestaniemy patrzeć na siebie jak na wrogów.

(Piotr Kanikowski, „Pogadajmy z Rosjanami”, 24 Tygodnik Legnica-Lubin, 29.08.2013)