Drukuj

Decyzja o zostaniu aktorem zazwyczaj przychodzi z wiekiem, z doświadczeniami i z rozwijającymi się w nas pasjami. Nie od dziecka wiemy, że naszym powołaniem jest aktorstwo. Aktorstwo ma dla Bartosza ogromne znaczenie. Właśnie to nastawienie pozwala mu czerpać z pracy tylko pozytywną energię. Nie jeden  mógłby mu pozazdrościć, bo ilu z nas wstaje rano z uśmiechem na twarzy? Sylwetkę legnickiego aktora Bartosza Bulandy kreśli Karolina Karkulowska.


Bartosz Bulanda to młody, legnicki aktor, występujący na deskach Teatru Modrzejewskiej od 2009 roku. Swoją karierę rozpoczynał w szerokich spodniach od dresu, nagrywając na kasetę magnetofonową hip-hopowe kawałki z kilkoma kolegami (kaseta zginęła, a szkoda!). Wtedy nikt nie przypuszczał, że od szelestu ortalionowych spodni wejdzie do świata kodeksów, przepisów i zacznie studiować prawo. Po bardzo wielu zarwanych nocach doszło do niego, że to jednak nie to. Okazało się, że kierunek studiów nie jest dla niego, gdyż – jak sam powiedział – kolejne kodeksy były „tak ciekawe, jak 600 stron instrukcji obsługi wiertarki”. Nie chciał jednak zawieść swojej rodziny i bliskich. Ukończył więc studia, ale w głowie zaczął mu kiełkować nowy pomysł.

Młody adept prawa wpadł na pomysł, by związać swoje życie z reżyserią. Wiedział, że do tego będzie musiał mieć „łeb jak sklep” i nie był do końca przekonany, czy podoła. W ostateczności życie pokierowało go w nieco inne, choć pokrewne strony – trafił na aktorstwo. W tej pracy wreszcie się odnalazł, do dziś nie sprawia mu ona trudności. Dlaczego? Ponieważ jest zadowolony z tego, co robi. Tak oto mamy przepis na sukces! W życiu rób to, co lubisz, a nie dość, że wiele osiągniesz, to jeszcze każdego poranka nie będziesz wstawał do pracy ze zbolałą miną.

Jednak Bartosz nie ukrywa, że prócz przyjemności czerpanych z zawodu aktora, trzeba liczyć się też z trudnościami. Ważna jest odporność na krytykę i czujność wobec zmieniającego się otoczenia. Wypowiadając się o specyfice bycia aktorem, zawsze podkreśla, że jeśli raz zrobiliśmy coś źle, to nie oznacza to jednoznacznie, że w ogóle się do tego nie nadajemy. Niemniej działa to także w drugą stronę, bo wzorcowe wywiązanie się z jednego zadania nie świadczy jeszcze o przyszłej sławie, willach i papierze toaletowym zrobionym z banknotów.

Legnicki aktor, jak każdy, zalicza czasem wpadki w swojej pracy, które po upływie czasu stają się czymś, co można wspominać ze śmiechem. Zdarzyło mu się kiedyś gwałtownie wypchnąć koleżankę za kulisy. Gdy wróciła, zobaczył ją całą we łzach. W pierwszej chwili pomyślał, że zawładnęło nią wzruszenie. Nic bardziej mylnego. Okazało się, że wypchnięta za scenę uderzyła głową w elementy scenografii i to na tyle mocno, że pół godziny później przyjechała karetka. Z kolei innym razem coś uderzyło w niego, kiedy przymierzał się do odegrania roli księdza w Pierwszej Komunii –  na szczęście obyło się bez obrażeń i potrzeby wzywania służb sanitarnych.  

Ważne miejsce w harmonogramie dnia Bartosza zajmuje koncentracja. Aktor podkreśla, jak duże znaczenie ma ona w życiu człowieka. Stara się poświęcać jej codziennie 10-15 minut. Przynosi to same pozytywne skutki. O tym, jak ważna jest koncentracja, dowiedział się przy próbach do Fantazego w reżyserii Jarosława Tumidajskiego, gdy miał do zagrania monolog. Uświadomił sobie wtedy, że nie może zastanawiać się, czy mówi dobrze, za szybko, za wolno, czy się podoba albo czy stoi krzywo lub prosto. Musiał dać z siebie sto procent – pomogła mu w tym koncentracja.

Aktor bardzo chwali sobie pracę w legnickim teatrze. Docenia fakt, że pracuje ze świetnymi ludźmi. Dzięki temu, iż legniccy aktorzy zawsze grają zespołowo, nie ma pomiędzy nimi zgrzytów typu: „dlaczego ona gra więcej ode mnie”. Nie wszędzie tak jest. Są teatry, w których reżyser wywiesza listę obsadzonych, a wszyscy aktorzy biegną sprawdzić, czy zarobią w tym miesiącu więcej, niż wynosi średnia krajowa. Między ludźmi szerzy się wtedy wzajemna nienawiść i brak porozumienia, co prowadzi do dezorganizacji zespołu. Zdaniem młodego aktora jedyną bolączką pracy w teatrze jest pewne szufladkowanie. Tuż po zobaczeniu tekstu, już przed pierwszą próbą czytaną, wszyscy mniej więcej wiedzą, kto kogo zagra. To w pewien sposób ogranicza artystę, jego możliwości oraz szansę na spróbowanie czegoś nowego.

Bartosz nie ukrywa, że ze swoją karierą chciałby zawędrować dalej. Chyba jak większość aktorów, chciałby trafić przed kamery, a potem na ekrany kin. Nie po to, aby stać się sławnym. Jego celem jest rozwijać się, bo to go najbardziej satysfakcjonuje. Jest zafascynowany grą przed kamerami, która różni się od występu na deskach teatru, gdzie ma się żywy kontakt z publicznością. Jednak obiecał sobie, że nie będzie wybrzydzał. Gdy dostanie dużą, ważną rolę, nie będzie patrzył na to, czy reżyserem jest ktoś, kogo filmy są krytykowane w całym kraju czy też nie. Wzbrania się jednak przed pracą na planie seriali. Nie obchodzi go poruszanie przed kamerą takich problemów, jak: czy herbata jest posłodzona, gdzie był Zbysio, a co się dzieje z Krysią. Bez wątpienia praca w teatrze jest dla niego znacznie ciekawsza.

Bartosz równie niechętnie mówi o reklamach, w których udział wcale nie jest tak kolorowy, jakby mogłoby się zdawać. Jest to cały proces, składający się z serii decyzji i zezwoleń oraz ogromne ryzyko. Jako pracownik teatru wszystkie takie inicjatywy musi konsultować z swoim szefem – Jackiem Głombem, który nie zawsze chętnie wysyła swoich podopiecznych przed kamery, choć nie ogranicza ich. Aktor informację o planowanym występie w reklamie może przekazać dyrektorowi teatru dopiero, kiedy w stu procentach wie, że jest zakwalifikowany i posiada podpisany kontrakt. Dyrektor może zezwolić na to lub nie, ale w momencie kiedy odmówi, aktor musi przyjąć wszystkie konsekwencje zerwania kontraktu na siebie.

Obecnie Bartosz pracuje nad własnym projektem „Król Olch”. Jest to opowieść zainspirowana twórczością Goethego. To ballada o ojcu, który idzie przez las z umierającym synem. Udział w tym projekcie biorą Tomasz Węgorzewski – reżyser, z którym współpracował już rok wcześniej oraz Magda Kupryjanowicz, odpowiadająca za scenariusz. W spektaklu gra Bartosz, a także jego jedenastoletni uczeń z legnickiego Klubu Gońca Teatralnego – Jakub Fedorczak. Do projektu doszło, bo aktor zaproponował Tomaszowi Węgorzewskiemu zrobienie czegoś wspólnie. Reżyser zgodził się pod warunkiem, że Bartek da mu wolną rękę. Do pewnego czasu nie wiedział, na czym będzie polegać jego praca. Znał tylko jej zarys bez głębszych szczegółów. Zgodził się na tę niewiedzę, ponieważ ufał reżyserowi. Spektakl miał premierę 22 maja na Scenie im. Gadzickiego.

Aktorstwo ma dla Bartosza ogromne znaczenie. Właśnie to nastawienie pozwala mu czerpać z pracy tylko pozytywną energię. Nie jeden  mógłby mu pozazdrościć, bo ilu z nas wstaje rano z uśmiechem na twarzy?

(Karolina Karkulowska, „Dres – garnitur – maska”, Raban, maj 2013)