Drukuj

Spektakl „Matka Joanna od Aniołów” Piotra Tomaszuka jest inny niż film Jerzego Kawalerowicza. Jest to też inna opowieść, chociaż tekst ten sam. Może inne demony opętały bohaterów? Notka redakcyjna.



Jarosław Iwaszkiewicz bohaterów swojego opowiadania osadził na kresach XVII-wiecznej Rzeczypospolitej. Tutaj w jednym z zakonów mniszki wraz ze swoją przeoryszą zostały opętane przez demony. Zadanie wygnania szatana otrzymuje jezuita Suryn (Rafał Cieluch). Wraz z innymi kapłanami przystępuje do egzorcyzmów.

I przez ponad półtorej godziny na scenie toczy się spektakl, który pobudza zmysły. Matka Joanna od Aniołów grana przez Katarzynę Dworak to postać wbijająca się w pamięć. Opętana przez demony dwoi i troi się na scenie, by zaprezentować swoją sprawność fizyczną. I jej to dobrze wychodzi. Rafał Cieluch, główna postać w tym przedstawieniu, nie jest już tak wyrazisty. Bardziej zapada w pamięć rola Pawła Wolaka – rubasznego opoja.

Scenografia jest bez wątpienia mocną stroną spektaklu. Scena upstrzona kolorowymi witrażami, jak w katedrze, robi dobre wrażenie. Sprawność fizyczna, zwłaszcza aktorek, które momentami szaleją w tańcu-pantomimie – też ma swoje walory.

Ale czy skoncentrowanie się na wizualnej stronie i oprawie scenicznej, by pokazać walkę dobra ze złem, ludzkie namiętności, dobrze służy spektaklowi? Piotr Tomaszuk zrobił spektakl mroczny, pełen mistycyzmu. Momentami też trudny w odbiorze. Widzowie przyjęli jego wizję ze sporą rezerwą.

(red., „Diabeł na scenie”, 7 Dni Legnica-Lubin, 27.03.2013)