Drukuj

Legnicki reżyser i scenografka przygotowali spektakl dla Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie. Aktor Paweł Palcat pokusił się o realizację książki Swiatłany Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”. Premiera odbyła się w sobotę, 16 bm. Inscenizację przyjęto znakomicie. Pisze Anna Szczepaniak.

Wersja wspomnień kobiet, które podczas II wojny światowej walczyły w szeregach Armii Czerwonej, ukazana przez Palcata przypadła do gustu widzom i krytyce. Nie jest to faktograficzna relacja konfliktu wojennego. To może być opowieść o jakiejkolwiek wojnie i każdym narodzie. Jedyny fakt, o jaki tu chodzi, to że wojna zawsze ma ludzki wymiar, każdą armię tworzą ludzie, a człowiek czuje. I te emocje są najważniejsze.

„(...) Spektakl jest surowy. Jedyne rekwizyty to odzież i kreda. I to wystarczy. Sukienka może zamienić się w dziecko. Aktorzy grają tak, że wyobraźnia sama zaczyna kręcić w głowie piruety. Czerń, krwista czerwień, szarość – kolory dopełniają całości. Żywsze stają się tylko wtedy, gdy żołnierze czołgają się na linii ognia. Jedyny minus (choć dla kogoś może być plusem) to muzyka. Dość monotonna, czasem mrocznie hipnotyczna. Rozumiem, że zabieg to celowy, ale dźwięki są męczące” – pisze Joanna Krężelewska na łamach „Głosu Koszalińskiego”.

Widz nie pozostaje obojętny

„(...) Czy można opowiedzieć historie kobiet-żołnierzy w ciągu niewiele ponadgodzinnego spektaklu? Na pewno nie. Za to można pokazać coś, co wszystkie połączyło. Dramat. Ból. I niemal to poczuć”.

– A co z hasłem „dziewczyny na traktory”? – pyta młoda Rosjanka, która ramię w ramię z mężczyznami chce walczyć w obronie kraju. Chce iść na wojnę. Nie jako sanitariuszka czy telefonistka. Kobiety, tak jak ich ojcowie, jak ich ukochani chłopcy, chcą na front. Mężczyźni najpierw z nich kpią. Drwią z ich słabości. A potem, tym wesołym, rozchichotanym panienkom ścierają uśmiech z twarzy. To, choć nieprzyjemnie się patrzy, nie jest złe. To zaledwie trening przed spotkaniem z wrogiem.

– To nie kobiety. To żołnierze. Po wojnie będą znów kobietami – mówi dowódca. Padają kolejne rozkazy: zabiłeś jednego wroga, zabij drugiego. Powtarzane jak mantra sprawią, że człowiek zacznie działać automatycznie. I lepiej takim automatem być, bo na polu walki nie ma miejsca na emocje. Nawet, kiedy po raz pierwszy zabijesz. Zabijasz wroga, nie człowieka. Nie zabrakło i spowiedzi mężczyzny, który tłumaczy, że wojna wynaturza. Czy to wystarcza, by dać pokutę?

Wreszcie mamy i obraz walczących kobiet po wojnie. Nie, nie są bohaterkami. Słyszą, że pachną jak mężczyzna, bo sama wojna pachnie po męsku. Opuszczone przez mężów, napiętnowane przez społeczeństwo, zostały same. Same ze swoimi historiami. A mają co opowiedzieć! I szczerze polecam tego głosu posłuchać. Atakowani krwawymi newsami czasem nieświadomie przytępiamy swoją wrażliwość. Jakkolwiek nie zawsze odczuwanie jest miłe, a czasem nawet boli, to warto czuć. Bo emocje to część człowieczeństwa. Za ich uderzeniową dawkę – wielkie brawa dla twórców spektaklu (...) – puentuje Krężelewska.

Kobieca wojna

Wspomnienia kobiet-żołnierzy Armii Czerwonej długo były na cenzurowanym. Ich historie spisane przez Swiatłanę Aleksijewicz stały się inspiracją najnowszej premiery Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie. Reżyser i scenografka związani są z legnickim Teatrem Modrzejewskiej.

Paweł Palcat, zdobywca 2. miejsca na ubiegłorocznym Festiwalu m-Teatr za spektakl „Zrozumieć H." na warsztat wziął reportaże białoruskiej dziennikarki Swiatłany Aleksijewicz zebrane w tomie „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety".

„Kobieca wojna ma swoje własne barwy, zapachy, własne oświetlenie i przestrzeń uczuć. Własne słowa. Nie ma tam bohaterów i niesamowitych wyczynów, są po prostu ludzie, zajęci swoimi ludzkimi-nieludzkimi sprawami. I cierpią tam nie tylko ludzie, ale także ziemia, ptaki, drzewa" – pisze w swojej książce Swiatłana Aleksijewicz. Jej praca była gotowa już w 1983 r. Dwa lata przeleżała w wydawnictwie, bo dziennikarkę oskarżono m.in. o podważanie heroicznego obrazu kobiety radzieckiej. Kiedy wreszcie ujrzała światło dzienne, posypały się nagrody, m.in. Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego i Angelusa, Literacka Nagroda Europy Środkowej. Na podstawie książki powstał cykl filmów dokumentalnych.

W sobotę, 16 bm., sceniczną adaptację pokazano na deskach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego. Reżyser przekonuje, że spektakl ma pobudzić widza do odczuwania. – Zależało mi na tym, by przepuścić go przez żeńską emocję, którą niezależnie od płci każdy z nas ma – zdradza Paweł Palcat. – Spektakl nie jest lekcją historii. Zuniwersalizowaliśmy doświadczenie wojenne przez wyrugowanie dat i miejsc – tłumaczy reżyser.

Zamiast tego jest człowiek. Jego czucie. To nie pojawia się w książkach do historii.

Przede wszystkim emocje


– W teatrze interesują mnie przede wszystkim emocje – podkreśla Paweł Palcat w wywiadzie dla „Głosu Koszalińskiego”. – Chłodny, intelektualny teatr pozwala tylko na rozważania, a teatr podszyty emocją dotyka widza, pozwala mu na przeżywanie.

*Białoruska dziennikarka Świetlana Aleksijewicz w książce, o której było bardzo głośno, pokazała wojnę, widzianą oczami kobiet. Jak pokazuje ją mężczyzna?

– Na dwóch poziomach. W pierwszym bohaterkami są trzy przyjaciółki – Masza, Olga i Irina. One, a głównie jedna z nich, opowiadają historię. To rodzaj dziadów, obrzędu, który przeprowadza Olga, a dotyczy wszystkich bohaterek. Drugi poziom to sama struktura spektaklu. Ma on formę mocno logiczną do połowy, a później, im bardziej nabiera tempa, robi się bardziej instynktowny i emocjonalny. To męski i żeński punkt widzenia.

*Czy o samej wojnie dowiemy się czegoś nowego?

– O wojnie nie. Raczej o ludziach na wojnie. Nie wiemy, na którym froncie walczą bohaterki. Udało się zminimalizować opowiadanie o konkretnie II wojnie światowej. Pojawiają się Niemcy, Rosjanie, ale zuniwersalizowaliśmy doświadczenie wojenne przez wyrugowanie faktów, dat i miejsc. Zamiast tego mamy czystą emocję. Los człowieka, który nie pojawia się w książkach do historii.

*Temat kobiet walczących na froncie był w ZSRR tematem tabu.

– Tak, To klamra, którą otwieramy i zamykamy spektakl.

*Dowiemy się, dlaczego tak było?

– Tak, kiedy do głosu dochodzi mężczyzna, tłumacząc to ze swej perspektywy. Bohaterka zarzuca mu: „tak było, a wyście milczeli". On jej odpowie.

Po tak udanym doświadczeniu reżyserskim i bardzo dobrym przyjęciu inscenizacji aż się prosi, by sztukę „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Paweł Palcat wystawił na rodzimej scenie w Legnicy.  


Niechciana w Białorusi

Swiatłana Aleksijewicz znana jest z krytycyzmu wobec polityki Aleksandra Łukaszenki oraz niepowtarzalnego stylu, wypracowanego na podstawie setek wywiadów i określanego mianem „opowieści głosów". Od lat mieszka poza Białorusią, ostatnio w Szwecji. Jej książki zostały przetłumaczone na 22 języki i stały się kanwą licznych spektakli teatralnych oraz scenariuszy filmowych. W 2011 r. została laureatką II edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.

„Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" została napisana w 1983 r. Dwa lata przeleżała w wydawnictwie. Autorkę oskarżono o „pacyfizm, naturalizm oraz podważanie heroicznego obrazu kobiety radzieckiej". W okresie pieriestrojki książka prawie jednocześnie ukazywała się w odcinkach w dwóch rosyjskich czasopismach: „Oktiabr" i „Roman Gazieta" i została opublikowana w dwóch wydawnictwach w Mińsku i Moskwie. Na podstawie książki powstał cykl filmów dokumentalnych, wyróżniony m.in. Srebrnym Gołębiem na Festiwalu Filmów Dokumentalnych i Animowanych w Lipsku.

W oparciu o książki Swiatłany Aleksijewicz powstają filmy i sztuki teatralne (np. „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" w reżyserii Michała Borczucha wystawiono w grudniu 2012 r. w Schauspielhaus w Duesseldorfie). Aleksijewicz zrealizowała 21 filmów dokumentalnych i trzy sztuki teatralne. Za cykl filmów na motywach książki „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” w 1985 r. zdobyła Nagrodę Państwową ZSRR i Srebrnego Gołębia na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Lipsku.

Od 2002 r. białoruska autorka nominowana jest z rekomendacji Szwedzkiego Pen-Clubu do Literackiej Nagrody Nobla. W 2006 r. znalazła się na liście kandydatów do tej nagrody. Jednak po dojściu do władzy Aleksandra Łukaszenki białoruskie wydawnictwa państwowe zaprzestały publikacji jej książek. Wydawane są one jednak w Rosji, na Ukrainie i wielu innych krajach.

(Anna Szczepaniak, „Palcat eksportowy”, Konkrety.pl, 20.03.2013)