Drukuj

Krzysztof Mroziewicz, znany polski publicysta i były dyplomata opowiadał o swojej najnowszej, ale jak sam stwierdził, nie najważniejszej książce pt. "33 Ewy i trzech Adamów" w legnickiej Ratuszowej. O spotkaniu z legniczanami w teatralnej kawiarni pisze Monika Bożek.

Dziennikarz i komentator spraw międzynarodowych "Polityki" nakreślił w swojej najnowszej książce portrety trzydziestu trzech kobiet i trzech mężczyzn. Podczas wieczoru promującego publikację, autor skupił się wyłącznie na postaciach kobiet. Było o kim opowiadać, bo bohaterki książki Mroziewicza są tak różne od siebie, jak ogień i woda.

- Każdy ważny pisarz pisze wreszcie o kobietach, tak już się utarło - z uśmiechem mówił Krzysztof Mroziewicz. - Nawet w Piśmie Świętym na temat biblijnej Ewy jest krótka wzmianka. Z kilku linijek dowiadujemy się, że nowe stworzenie wciąż gada... Mroziewicz nie omieszkał wspomnieć, że o wężu jest więcej informacji niż o pierwszej kobiecie.

Książka "33 Ewy i trzech Adamów" w części pisana była z kwitów, ale w większości przedstawionych historii brał udział Krzysztof Mroziewicz, po czym przelewał je na papier. - Przedstawiając niektóre kobiece postaci musiałem korzystać z istniejących już na ich temat publikacji, bo jak miałabym opisać np. Safonę, trudno byłoby się z nią spotkać - żartował.

Podczas spotkania w Ratuszowej, dziennikarz przytaczał wiele ciekawych i humorystycznych sytuacji, których był świadkiem. Opowiadał m.in. o Sophii Loren. - Na uroczystym koktajlu u Felliniego spotkała ją przykra niespodzianka - wspominał. - Zbiła kosztowną filiżankę z porcelany i rozpłakała się. Wtedy podszedł do niej gospodarz i powiedział, żeby nie płakała nad czymś, co nie będzie płakać nad nią.

W kawiarni teatralnej były także nostalgiczne momenty. Mroziewicz delikatnie nakreślił rozmowę z polską nieżyjącą już himalaistką Wandą Rutkiewicz. - Obiecałem jej, że nie powiem nigdy o tej rozmowie - wyjaśniał. - Dyskutowaliśmy mi.in. o Bogu, Absulucie i matematyce. Wanda poważnie podchodziła do zadawanych przeze mnie pytań, a po skończonej rozmowie "rzuciła" w moją stronę, żebym tego nie publikował. Kiedy dowiedziałem się, że "została już na zawsze w górach" i usłyszałem pytanie wydawcy: "Co robimy z wywiadem?", postanowiłem go wydrukować. Ukazał się pod tytułem "Wejście na Mount Everest. Wyżej tylko niebo".

Krzysztof Mroziewicz o niektórych bohaterkach swojej najnowszej książki pisał z pasją, natomiast o innych z nieukrywaną niechęcią. - Tworzenie portretów Matki Teresy z Kalkuty i Sophii Loren sprawiło mi przyjemność, czego nie mogę powiedzieć o Hillary Clinton - tłumaczył. - Dobrze pisało mi się także o biblijnej Ewie, może dlatego, że niewiele na jej temat wiadomo.

Podsumowując, Mroziewicz bez owijania w bawełnę stwierdził, że pisanie jest uciążliwe i trudne, a jak już ktoś żyje z pisania, to "jest chory" jak musi napisać nawet list do przyjaciela.

(Monika Bożek, „Mroziewicz: Ważny pisarz pisze wreszcie o kobietach”, www.lca.pl, 24.02.2013)