Drukuj

O literaturze może opowiadać godzinami, tak by słuchacze nie zasnęli. Dba o uśmiech na twarzach znudzonych studentów filologii polskiej, ale tym razem rozkręcał legniczan swoimi anegdotami podczas spotkania w Strefie Kultury. Pisze Monika Bożek.



Dariusz Dybek, literaturoznawca i specjalista od historii staropolskiej, wykładowca filologii polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, ale także nauczyciel języka polskiego w liceum był gościem kolejnego spotkania zorganizowanego przez Joannę Rostkowską w ramach Strefy Kultury w Caffe Modjeska.

Pasjonat teatru wpisał się w temat spotkania „Co pokazywano by na scenie legnickiego teatru, gdyby istniała ona przed XIX wiekiem?”. Już na wstępie zaznaczył, że spełnia się jego marzenie, bo zawsze chciał w jakiś sposób zaistnieć w teatrze, a występ w kawiarni teatralnej i spekulacje na temat przedstawień przed 1800 r. mu to umożliwiają. - Skupmy się na słowie, jestem filologiem polskim i moją rolą jest gadanie – zaczął dr Dariusz Dybek. - Na takiej gadaninie opierałyby się spektakle wystawiane przed XIX wiekiem. Zazwyczaj bohaterami są dwie postaci, wciąż mówiące, coś jak „gadające głowy” w telewizji.

Filolog polski skupił się głównie na staropolskich tekstach literackich. Celowo pominął dorobek antyczny, żeby odkryć nasze rodzime diamenty, warte pokazania. Nie są może idealne, ale na pewno nie możemy się ich wstydzić, biorąc pod uwagę wyłącznie formę lub treść. - Zapewne na scenie królowałyby farsy, kilkunastominutowe lub godzinne sztuki z amatorską obsadą – kontynuował gość. - Średniowieczna polska literatura porusza głównie tematy związane z religią i elementami liturgicznymi. Z badań historyków wynika, że z okazji dorocznych świąt, w kościołach lub na placach przed kościołami, wystawiane były tzw. misteria.

Niejednokrotnie aktor – amator (co ważne wyłącznie mężczyzna) grał tylko raz w życiu. Średniowieczne spektakle były na tyle rzeczywiste, że jak bohater miał ponieść śmierć, to często ginął podczas gry aktorskiej, ale czego się nie robi dla sławy... - Nasi przodkowie zastanawiali się co robiła Maryja jako piętnastolatka, a także czym zajmował się pięcioletni Jezus – mówił dr Dybek. - Odpowiedzi brakowało w Biblii, dlatego tworzyli tzw. apokryfy, czyli historyjki dopowiadające określone wydarzenia, często nieprawdziwe.

Gość rozdał obecnym dwa teksty, na podstawie których stworzył kreacje bohaterów spektakli. Pierwszym był znany dialog pt. „Rozmowa mistrza Polikarpa ze śmiercią” a kolejnym „Żywot Józefa” Mikołaja Reja. - Zagranie pierwszego tekstu na scenie teatralnej zajęłoby maksymalnie pół godziny i przypominało trochę siekańca – wyjaśniał Dariusz Dybek. - Tekst ma ponad 500 wersów, a większość słów wypowiada Śmierć. - Typowa gadanina, mędrzec Polikarp zadaje pytania, z których najdłuższe ma 14 wersów, a bohaterka odpowiada, by zaspokoić ciekawość zainteresowanego.

Dialog mistrza ze Śmiercią ma charakter moralitetu. Odpowiedzi bohaterki przyuczały naszych przodków do życia w taki sposób, aby nie bać się momentu zgonu. - Warto pamiętać, że dopiero w renesansie „Śmierć” jako postać była szkieletem, wcześniej mogliśmy zaobserwować jedynie gnijące, rozkładające się zwłoki. Zawsze jednak Śmiercią była kobieta, bo płeć żeńska jest dużo wredniejsza niż męska. Poza tym jest zmienna, raz miła, do rany przyłóż, a za chwilę biała piana sączy się z jej ust. Poza tym kobieta, jak to kobieta... dużo gada – zażartował Dybek.

Najprawdopodobniej, najsłynniejszy polski średniowieczny dialog napisał student teologii. - Z ust Śmierci, którymi przemawia autor, możemy wywnioskować, że nie lubił karczmarzy, bo podobno za mało nalewali piwa , lekarzy i sędziów (może złapali go w ciemnej uliczce i złoili mu skórę) – wyjaśniał gość. - Jedyną grupą, przedstawioną w pozytywnym świetle jest kler. Oczywiście są źli księża, ale znajdują się wśród nich także nieskazitelne postaci.

W tym miejscu Dybek wtrącił anegdotę o lekarzach z „Chłopów” Reymonta. - W tekście jest fragment mówiący o ucieczce mieszkańców wioski do lasu... bo doktory jadą, nic więc dziwnego, że lekarze aż do XX wieku byli postrzegani jako oszuści – kontynuował gość.

Po chwili filolog wrócił do tematu dialogu. Przed pojawieniem się na scenie Polikarpa i Śmierci, wprowadzeniem w wydarzenia zająłby się tzw. „Prologus”, czyli osoba opowiadająca o czym będzie spektakl. - Wyobraźmy sobie bohatera, który mówi: „Dzień dobry, jestem Prolog”. W dalszej kolejności streszcza całe przedstawienie, nie omijając zakończenia, a później widzowie siedzą kilka godzin, oglądając spektakl i znając zakończenie. Współczesny widz zabiłby takiego bohatera – żartował.

Kolejnym spektaklem, który mógłby pojawić się na scenie legnickiego teatru, kiedy teatr jeszcze nie funkcjonował jest „Żywot św. Józefa” Mikołaja Reja. Już postać samego autora to spore wyzwanie dla reżysera spektaklu. Rej pisał, żeby pisać, dla samej przyjemności... oczywiście swojej przyjemności. - Pieniędzy nigdy mu nie brakowało, bo był mendowaty, mógł procesować się z sąsiadem na śmierć, aż w końcu ten rezygnował i oddawał Rejowi ziemię – opowiadał dr Dariusz Dybek.

Prozę Reja niełatwo przełożyć na deski teatru. - Nie można go zagrać żywcem, ale niektórzy historycy literatury twierdzą, że wycinając co drugie zdanie w tekstach Reja, nic nie stracimy – dodał gość. - Jego teksty mają elementy moralitetu i są komediowe, bo zawsze kończą się szczęśliwie dla „tych dobrych”.

Mikołaj Rej tylko w jednym tekście poświęcił sporo miejsca postaci kobiecej. W „Żywocie św. Józefa” była to Zafira. - Oszalała z miłości do Józefa, który był takim „kapciem” – wyjaśniał Dybek. - Nudny, powolny, przestrzegający dekalogu, nie dał się ponieść emocjom. Zafira jest postacią ciekawszą, targają nią namiętności, dlatego Rej ostro ją krytykuje. Czytając jednak tekst, odbiorcy stają po stronie kobiety, bo nie jest nudna jak flaki z olejem.

Dr Dariusz Dybek miał w zanadrzu jeszcze dwa teksty, ale czas zarezerwowany na spotkanie niestety się skończył. Niewykluczone, że jeszcze kiedyś odwiedzi Legnicę i dokończy swoją opowieść.

(Monika Bożek, „Dybek: Miałem marzenie żeby zaistnieć w teatrze”, www.lca.pl, 14.06.2012)