Drukuj

- W teatrze robimy to, czego nikt inny za nas nie zrobi. Ludową opowieść, w której utrwalamy świat lokalnych mitów i legend z polsko-białoruskiego pogranicza kultur i religii – mówił na spotkaniu w legnickiej Caffe Modjeska współtwórca i dzisiejszy szef Teatru Wierszalin z Supraśla Piotr Tomaszuk.



Spotkanie odbyło się w trakcie prezentacji spektakli Teatru Wierszalin („Wierszalin. Reportaż o końcu świata” oraz „Bóg Niżyński”), jaka miała miejsce na legnickich scenach podczas drugiej tegorocznej odsłony Festiwalu Teatru Nie-Złego (2-3 czerwca). Prowadził je szef Teatru Modrzejewskiej Jacek Głomb.

- Od dawna staraliśmy się zaprosić Wierszalin do Legnicy. Również dlatego, że ja także wychowałem się na Wierszalinie. Jest to bowiem zjawisko wyjątkowe, unikatowe w polskim teatrze. Z różnych przyczyn dotąd się nie udawało. Interesuje mnie, jak w ogóle udaje się robić teatr w tak małej miejscowości?

Piotr Tomaszuk: - Pięć tysięcy ludzi mieszkających w Supraślu to nie jest widownia naszego teatru. To tylko jego socjalne otoczenie. Gdy dwadzieścia lat temu, razem z Tadeuszem Słobodziankiem, zakładaliśmy Wierszalin, potraktowano nas jak niebezpieczną sektę. Taką nie do końca zdefiniowaną. Może prawosławną, może katolicką? Dlatego naszych przedstawień nie oglądano. Z góry było wiadomo, że są złe, a na pewno podejrzane. Takie było zarówno nastawienie lokalnej władzy, jak i księży obu wyznań. Teraz jest lepiej, bo na premierowe przedstawienia przychodzi już kilka miejscowych osób. Na inne nadal nie, bo trzeba kupować bilety. Coś się jednak zmieniło, bo na zajęcia teatralne, które prowadzimy, swoje dzieci miejscowi już nam powierzają. To duży postęp.

Podczas spotkania w legnickiej kawiarni teatralnej, które odbyło się bezpośrednio po zakończeniu spektaklu „Wierszalin. Reportaż o końcu świata”, reżyser opowiadał o motywach, które skłoniły go do przeniesienia na scenę opowieści o heretyckiej sekcie odstępców od prawosławia, którą w latach 30. ubiegłego stulecia stworzył na Białostocczyźnie Eliasz (Ilia) Klimowicz. Opowiadał o powodach, dla których nadał przedstawieniu formę ludowego misterium, z elementami groteski i mistycyzmu, w zespołowej kreacji aktorskiej.

- My nie robimy teatru takiego jak inni. Nie mamy do tego ani środków, ani aktorskiego potencjału.  Robimy zatem to, czego za nas nikt inny nie zrobi. Ludowy teatr, który utrwala świat lokalnych mitów i opowieści. To nie tylko zachowanie ich dla przyszłości, dla zrozumienia wielokulturowego i wielowyznaniowego pogranicza, ale także dla podniesienia duchowości. Swojej i otoczenia, w którym działamy. Być może zasłużymy tym sobie na dobrą pamięć…? – wyjaśniał i zastanawiał się Tomaszuk.

Czy Wierszalin i działalność na tak odległej prowincji może być pomysłem na całe artystyczne życie? Co stanie się z Wierszalinem, gdy lider otrzyma interesującą propozycję objęcia sceny w jednej z kulturalnych metropolii? Na przykład dyrekcję Teatru Polskiego we Wrocławiu? Ten problem i wątpliwość wywołał prowadzący spotkanie.

- To nie dotyczy tylko mnie osobiście. Takie propozycje mogą przecież otrzymać także moi aktorzy. Jest oczywiste, że w czasach wolnej konkurencji i dla rozwoju swoich osobistych karier, w każdej chwili tak może być. Każdy może stanąć przed takim trudnym wyborem. Warunkiem trwałości Wierszalina jest zespół. Jednak żadnych obietnic sobie nie składamy. Na razie pracujemy wspólnie nad kolejnym spektaklem – tłumaczył Piotr Tomaszuk.

Lider supraskiego zespołu, podobnie jak spektakle Wierszalina, po raz pierwszy gościł w Legnicy. Jednak nie ostatni. Piotr Tomaszuk przyjął bowiem zaproszenia Jacka Głomba do wyreżyserowania w Teatrze Modrzejewskiej jednego ze spektakli w ramach zainaugurowanego w lutym br. trzyletniego (2012-2014) cyklu „Teatr Opowieści”.

Grzegorz Żurawiński