Drukuj

O sensie teatru instytucjonalnego w majowym numerze miesięcznika Dialog rozmawiają: Jacek Głomb, Piotr Olkusz, Małgorzata Sikorska-Miszczuk, Weronika Szczawińska, Paweł Sztarbowski i Michał Zadara. Publikacja to zapis fragmentów dyskusji, która odbyła się 2 marca w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Poniżej początkowa część publikacji.


SZTARBOWSKI: Dyskusję naszą nazwaliśmy trochę futurystycznie, Przyszłość teatru, ale myślę, że utopie warte są rozmowy i namysłu, ponieważ w gruncie rzeczy są zawsze zanurzone w naszej rzeczywistości i teraźniejszości. Mottem naszego spotkania chciałbym uczynić słowa Heinera Mullera z dramatu „Mauser”. „Żeby coś nadeszło, coś musi odejść. Pierwszym kształtem nadziei jest przerażenie, pierwszą postacią nowego śmiertelna obawa". Te słowa prowokują pytanie, czy rzeczywiście jest coś, czego dzisiejszy teatr się boi lub czego ewentualnie powinien się bać?

Jednym z wątków, który wydaje się trochę nieciekawy i rzadko podejmowany - bo zwykle rozmawiamy o kształcie i języku artystycznym teatru - jest organizacja instytucji teatru, jej hierarchizacja oraz to, że instytucja ta jest zbudowana na sposób polityczny. Kolejny temat w kontekście przyszłości teatru to rozwój technologii, ponieważ mam przeczucie, że moja babcia ze swoją babcią prawdopodobnie mogła się jeszcze porozumieć w przestrzeni bardzo podobnego paradygmatu i podobnych doświadczeń, natomiast my z naszymi dziadkami porozumiewamy się już dużo trudniej, głównie ze względu na rozwój nowych technologii i świata wirtualnego.

W ciągu ostatnich lat zmienił się diametralnie paradygmat myślenia i funkcjonowania. Pojawia się wobec tego pytanie, czy rozwój nowych mediów ma wpływ na teatr i jaki on jest? Wiąże się z tym wszystkim ciągłe funkcjonowanie podziału na sztukę elitarną i masową. Ideą, która zbiera wielość tych zagadnień, jest pytanie o krytyczne cele teatru w ogóle. Na ile zadaniem teatru jest proponowanie tematów nieobecnych w debacie publicznej, a zadaniem artystów -czynienie pewnych spraw widzialnymi i ważnymi? Czy są, waszym zdaniem, takie tematy, które wymagają podjęcia?

A może jest tak, że już przełamaliśmy wszystkie tabu zarówno w zakresie tematu, jak i organizacji czy formy teatralnej, że już ten nowy podział zmysłowości, o którym pisał Jacąues Ranciere, nie jest właściwie możliwy w teatrze, bo wszystko już zostało powiedziane? Na ile w ramach instytucji teatru, zhierarchizowanej, której działanie wyznaczają pewne wzorce działania, regulamin i prawo, możliwa jest wolność artystyczna i otwarcie się na zmienność, na poszukiwania, na krytyczne myślenie? Na ile w instytucji możliwa jest sztuka, a nie powielanie wzorców?

GŁOMB: Instytucje są na całym świecie, nie jest to specyfika polska, można mówić o różnych modelach instytucji teatru i ten nasz model jest, powiedzmy, archaiczny, bo nie przeprowadzono w nim żadnej reformy. Są lepsze teatry, gorsze, dynamiczniejsze, martwe, jest różnie, nie można tego uogólniać. Mówi się, że teatrów jest za dużo, a jednocześnie władze miasta sprzeciwiają się likwidacji teatrów. Wszystko zależy od tego, jak traktuje się tę instytucję.

Teatr jest instytucją artystyczną, czyli zajmującą się robieniem sztuki, ma osobowość prawną, dyrektor jest kompetentny w całości decyzji, formalnie rzecz biorąc, nie ma żadnej możliwości, żeby ktoś za niego tę decyzję podejmował. Oczywiście problemem w naszym kraju, choć w Rosji jest jeszcze ciekawiej, są relacje między władzą a teatrem. Są to relacje z obu stron trudne, ponieważ władza, która się często zmienia, wpada na superpomysły i pojawiają się one podczas każdej nowej kadencji. To jest absolutny dramat, dlatego uważam, że idea dotycząca kilkuletnich kontraktów, z prawami i obowiązkami, jest słuszna i wiele rzeczy to powinno wyjaśnić, nie sądzę jednak, żeby superurzędnicy nie mieli tu żadnego pomysłu, jak to obejść albo skruszyć. Poza tym może być tak, że dyrektorzy na tych kilkuletnich kontraktach staną się zakładnikami polityków, zależni będą od tego, który aktualnie rządzi. Tu jest widoczny absurd, że polska demokracja jest słaba, świeża i labilna, że urzędnicy się często zmieniają i mają różne gusta.

Na przykład radni z komisji kultury w Radomiu uchwalili kiedyś, że gra się za mało klasyki w teatrze... Ale jest też druga strona medalu. Będę bezlitosny wobec swoich kolegów twierdząc, że nie mam poczucia, że wszyscy z dyrektorów teatrów zachowują się odpowiedzialnie. Mówi się dużo o wolności, ale za mało o odpowiedzialności dyrektorów. Chcę powiedzieć, że rządzenie teatrem to nie jest tylko wolność twórcza, ale też odpowiedzialność za repertuar, za publiczność, za swoich ludzi. Ta kategoria odpowiedzialności jest mi bardzo bliska, ponieważ mam często wrażenie, że w dyskusjach o rządzeniu teatrem jest ona często zapominana.

Natomiast na pewno problemem stałym, i powiem szczerze, że nie widzę z niego wyjścia, jest relacja między organizatorem a teatrem, ponieważ organizator nie pamięta często, że jest dysponentem środków publicznych, a nie ma monopolu na mądrość i jedynie słuszną prawdę.

[...]

Całość rozmowy w tekście „Sens instytucji”, Dialog, nr 5/2012