Drukuj

Teatr Polski w bitwie o sztukę szykuje nową armatę, z której wystrzeli najnowszą premierą. "Czy Pan to będzie czytał na stałe?", to spektakl protest przeciw ostatnim pomysłom na reorganizację pracy dolnośląskich scen. Być może jego bohaterem będzie także ich autor - wicemarszałek województwa. Pisze Magda Piekarska.

Pomysł spektaklu pojawił się przed tygodniem, pierwsza próba odbyła się we wtorek. Premiery nie było we wcześniejszych planach - jest pokłosiem buntu ludzi związanych z polskimi teatrami przeciwko złemu zarządzaniu i finansowaniu scen. Pod apelem w tej sprawie, zatytułowanym "Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem", podpisało się ponad 3 tysiące osób.

Zapalnikiem tego protestu była inicjatywa dolnośląskiego marszałka Radosława Mołonia, który kilka tygodni temu postanowił zastąpić obecnych szefów scen Teatru Polskiego we Wrocławiu, Modrzejewskiej w Legnicy i Opery Wrocławskiej menedżerami, przekonując, że to sposób na ustabilizowanie sytuacji finansowej tych instytucji. Ich dyrektorzy twierdzą, że problem tkwi gdzie indziej - w zbyt niskich dotacjach na działalność. W menedżerskim pomyśle widzieli też zagrożenie dla programu artystycznego - obawiali się, że aby bilans w teatralnej kasie się zgadzał, ambitne przedstawienia będą musiały zostać wyparte przez farsy, a dotychczasowy misyjny charakter pracy w teatrze będzie musiał ustąpić przed prawami rynku.

Mimo że marszałek Mołoń wycofał się z pomysłu, artyści postanowili nie składać broni - przerywają spektakle apelami do publiczności i zwierają szyki ponad estetycznymi podziałami. Niedawno stojący po dwóch stronach barykady Jacek Głomb, autor manifestu kontrrewolucyjnego, i Krzysztof Mieszkowski, rzecznik rewolucjonistów, połączyli siły. Podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych Głomb odezwę do widowni czytał podczas pokazu "Tęczowej Trybuny" Teatru Polskiego, Mieszkowski robił to samo na "III Furiach" legnickiej "Modrzejewskiej".

Pomysł nowej premiery pojawił się przed warszawskim festiwalem. Jej tytuł - "Czy Pan to będzie czytał na stałe?" - to pytanie jednego z wrocławskich dziennikarzy skierowane do Michała Opalińskiego, który jako pierwszy przerwał spektakl apelem do publiczności. - Odpowiedziałem, że mam nadzieję, że nie, bo każdy protest ma sens do momentu, kiedy osiągnie swój skutek - mówi aktor.

- Nasz spektakl nie będzie manifestem, nie chcemy też uprawiać na scenie propagandy - zaznacza Michał Kmiecik, reżyser przedstawienia. - Chcemy postawić pytanie o model teatru w Polsce. Nie zrobimy tego w formie zwartej opowieści, z początkiem, środkiem i zakończeniem. Nasz spektakl będzie oparty na szczerych, osobistych wypowiedziach członków zespołu, dotyczących ich pracy w teatrze.

Kmiecik nie chce odpowiedzieć wprost na pytanie, czy w spektaklu znajdzie się rola marszałka Mołonia i - jeśli tak - kto ją zagra. - Oczywiście sam konflikt, który doprowadził do tej debaty, siłą rzeczy trafi do spektaklu - tłumaczy. - Jesteśmy dopiero po pierwszej próbie, więc nie wiem, czy pojawi się w nim postać marszałka, ale z całą pewnością temat jego pomysłu i jego argumenty muszą tu być przywołane.

Podczas prób aktorzy nie pracują na gotowym tekście - Marzena Sadocha i Michał Kmiecik będą go pisać podczas pracy nad spektaklem. Oprócz własnych opowieści aktorów pojawią się w nim fragmenty innych spektakli, które pokazane w innym kontekście mogą nabrać nowego sensu. Najprawdopodobniej znajdzie się wśród nich monolog Rafała Kronenbergera z "Szosy Wołokołamskiej", niewykluczone, że też popis Michała Opalińskiego, który w "Tęczowej Trybunie 2012" brawurowo zagrał urzędnika.

- Zasadniczo jest to urzędnik warszawski - zaznacza aktor. - Kiedy prezentowaliśmy "Tęczową..." na WST, było oczywiste, że to Marek Kraszewski, szef stołecznego biura kultury. Ale jestem przekonany, że przy zmianie kontekstu może być marszałkiem Mołoniem.

- Chcemy przede wszystkim pokazać, że uprawianie sztuki to też praca - mówi Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Polskiego. - Że nie gramy sobie a muzom, ale przede wszystkim jest to służba publiczności. I na pewno będzie to spektakl wymierzony w urzędników, którzy nie rozumieją, że ograniczając dotacje, ograniczają też dostęp do kultury. Wobec takiego sposobu myślenia walka o ambitny teatr jest koniecznością. Mam też nadzieję, że poza tymi poważnymi kwestiami spektakl będzie też zabawny i zwyczajnie spodoba się widzom.

W premierze, którą zaplanowano na 12 kwietnia o godz. 19 na Scenie na Świebodzkim, weźmie udział większa część zespołu Polskiego - zobaczymy m.in.: Halinę Rasiakównę, Ewę Skibińską, Annę Ilczuk, Adama Cywkę, Marcina Pempusia i Andrzeja Wilka.

Nie wiadomo, czy marszałek Mołoń zechce obejrzeć "Czy Pan to będzie czytał na stałe?". Z całą pewnością jednak zaproszenie na tę premierę trafiło na jego biurko.

Komentuje Magda Piekarska

Jestem przekonana, że spektakl protest przygotowywany w Teatrze Polskim we Wrocławiu będzie miał większą siłę rażenia od setek listów, pod którymi znajdziemy tysiące znanych nazwisk. Bo zabierając głos we własnej sprawie, artyści będą mogli zrobić to w formie, w której osiągnęli mistrzostwo. I trzymam kciuki, żeby premiera okazała się i skuteczna jako manifest, i spełniona jako dzieło sztuki.

(Magda Piekarska, „Dramatem strzelają w wicemarszałka Mołonia”, Gazeta Wyborcza Wrocław, 4.04.2012)