Drukuj

Sytuacja jest poważna. To, co dzieje się z teatrami samorządowymi, przypomina erozję telewizji publicznej, która z powodu malejących wpływów z abonamentu ścigała się z komercyjnymi stacjami, rezygnując z misji publicznej na rzecz prostackich show i teleturniejów. Samorządy, szukając oszczędności, próbują narzucić teatrom wzory rodem z biznesu. Pisze Roman Pawłowski.

Miało być tak jak w skeczu kabaretowym: "klapa, rąsia, buźka, goździk", ale zamiast świętować, polski teatr protestował. Aktorzy występujący na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych odczytywali po spektaklach protest przeciwko komercjalizacji teatrów artystycznych. Podpisało go – co bezprecedensowe - blisko tysiąc (!) twórców z różnych pokoleń i o całkiem różnych wizjach teatru, m.in. Andrzej Wajda, Krystian Lupa, Paweł Demirski, Monika Strzępka, Krzysztof Warlikowski, Mikołaj Grabowski, Katarzyna Figura, Olgierd Łukaszewicz, Mariusz Treliński, Weronika Szczawińska, Grzegorz Jarzyna i Anna Augustynowicz.

Bo też sytuacja jest poważna. To, co dzieje się z teatrami samorządowymi, przypomina erozję telewizji publicznej, która z powodu malejących wpływów z abonamentu ścigała się z komercyjnymi stacjami, rezygnując z misji publicznej na rzecz prostackich show i teleturniejów. Samorządy, szukając oszczędności, próbują narzucić teatrom wzory rodem z biznesu.

Protest wybuchł najpierw na Dolnym Śląsku, gdzie wicemarszałek Radosław Mołoń (SLD) próbował odwołać dyrektorów trzech ważnych scen - wrocławskiego Teatru Polskiego, Opery Wrocławskiej, Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy - i zastąpić ich menedżerami. Powód: w kryzysie samorządy chcą przerzucić na teatry ciężar ich finansowania. Zmniejszają im dotacje i domagają się, by więcej zarabiały.

Drugim zapalnym punktem jest Warszawa, gdzie władze od pół roku zwlekają z powołaniem nowego dyrektora Teatru Dramatycznego, jednej z najważniejszych scen w Polsce. Urzędnik odpowiedzialny za kulturę w mieście zasugerował, że Dramatyczny powinien brać przykład z farsowego Teatru Komedia i więcej zarabiać. Czy w stolicy naprawdę nie ma miejsca na program oparty na poszukiwaniach i eksperymencie?

Problemy ma znana w Europie z Festiwalu Mozartowskiego Warszawska Opera Kameralna - województwo obcięło jedną czwartą jej budżetu, co grozi zamknięciem teatru w drugiej połowie roku.

Z kolei w niektórych miastach władze narzucają teatrom na szefów polityków, np. w Rzeszowie dyrektorem Teatru Maska została bez konkursu Teresa Kubas-Hul (PO) - ekonomistka, przewodnicząca sejmiku podkarpackiego.

Wczoraj w warszawskim Dramatycznym sygnatariusze apelu podkreślili, że chodzi im o zachowanie różnorodności polskiego teatru, że nie występują w obronie jego jednej, obowiązującej koncepcji.

Na początek domagają się przejrzystych konkursów na dyrektorów scen. To warunek, aby decyzje nie zapadały po uważaniu, jak ostatnio w Warszawie, gdzie władze trzy razy z rzędu zmieniały dyrekcję w Teatrze Studio, nie wyjaśniając powodów.

Pierwsze reakcje samorządowców na protest nie budzą wielkich nadziei. Wprawdzie wicemarszałek dolnośląski wycofał się z odwoływania dyrektorów teatrów i obiecał konsultacje, ale prezydent Legnicy Tadeusz Krzakowski nie przyjął tego do wiadomości i nadal usiłuje wyrzucić dyrektora Jacka Głomba.

W Warszawie szef Biura Kultury Marek Kraszewski zarzuca autorom protestu wprowadzanie opinii publicznej w błąd. Jednocześnie jednak nie odnosi się do zasadniczego zarzutu ludzi teatru, że stolica prowadzi chaotyczną i szkodliwą politykę wobec miejskich teatrów.

Cała nadzieja w ministrze kultury Bogdanie Zdrojewskim, który może poskromić komercyjne apetyty samorządów i zachować artystyczny charakter teatrów publicznych. Bez jego zgody nie można zmienić dyrekcji w teatrze ani zrezygnować z konkursu.

Polski teatr artystyczny w ostatnich latach zdobył niebywałą renomę w świecie - podejmuje najtrudniejsze tematy, eksperymentuje, gromadzi coraz większą publiczność i osiąga sukcesy od Paryża po Moskwę. Trzeba szukać oszczędności i dobrych metod zarządzania teatrami. To jednak nie znaczy, że można je niszczyć.

(Roman Pawłowski, „Teatr to nie produkt ...”, Gazeta Wyborcza, 28.03.2012)