Drukuj

Poważne zmiany czekają Operę Wrocławską, Teatr Polski we Wrocławiu i Teatr Modrzejewskiej w Legnicy. Od stycznia 2013 r. zaczną nimi kierować menedżerowie kultury, którym będą podlegać szefowie artystyczni. Pomysł wzbudził potężny opór wśród obecnych szefów tych scen. Pisze Magda Piekarska.

Menedżerów chce wprowadzić do dolnośląskich teatrów wicemarszałek Radosław Mołoń, odpowiedzialny za kulturę w samorządzie województwa. Idea wiąże się z wejściem w życie nowelizacji ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, zgodnie z którą wraz z początkiem nowego roku dyrektorzy wszystkich instytucji kulturalnych powinni dostać nowe kontrakty, opiewające na określoną liczbę sezonów artystycznych. Dziś obowiązujące umowy wygasają bowiem 31 grudnia 2012 r. Ustawa nie nakłada wprawdzie konieczności rozdzielenia funkcji dyrektora naczelnego i artystycznego, ale urząd marszałkowski chce ten rozdział wprowadzić. I już wkrótce ogłosi konkursy na stanowiska dyrektorów naczelnych - zarządzających instytucjami menedżerów.

- O taką zmianę od lat apelowali członkowie społecznej rady kultury i przedstawiciele związków zawodowych w instytucjach kultury - podkreśla marszałek Mołoń. Dodaje też, że podyktowała ją rzeczywistość: w prowadzonych przez samorząd województwa teatrach często dochodzi do naruszenia dyscypliny finansowej, instytucje w niewielkim stopniu sięgają po dotacje unijne, a ich przychody własne nie przekraczają 27 proc. budżetu w żadnej z nich.

- Kiedy spotykam się z dyrektorami teatrów, trudno nam się porozumieć - przyznaje marszałek. - Oni mówią o sztuce, a ja o przestrzeganiu budżetu, o mechanizmach rozdziału stanowisk. W kształt artystyczny nie mam zamiaru ingerować, cieszą mnie nagrody dla dolnośląskich scen, ale pod względem finansowym sytuacja nabrzmiała i zmiana jest konieczna. Część tych scen wciąż jest zadłużona - Teatr Polski na ponad milion złotych, między innymi u dostawcy energii elektrycznej, Modrzejewska - na 134 tysiące.

Marszałek przekonuje, że teatry i ich szefowie artystyczni tylko na tej zmianie skorzystają - będą mogli poświęcić się kształtowaniu repertuaru, a skomplikowanymi kwestiami finansowymi zajmie się ktoś inny. Dyrektorzy scen, których projekt dotyczy, nie kryją oburzenia. Tym bardziej że o pomyśle marszałka dowiedzieli się od dziennikarzy.

Ewa Michnik nie chciała z nami rozmawiać, zanim nie wyjaśni tej sprawy z marszałkiem. Jacek Głomb powiedział tylko: - Jestem kompletnie zaskoczony tym pomysłem. I nie mogę pozostawić bez komentarza kwestii finansowych. Marszałek posługuje się tymi danymi wybiórczo. Mówi o długu, nie wspomina za to, że środki pozyskane przez nasz teatr, poza dotacjami z samorządów, sięgnęły w ubiegłym roku 2,2 miliona złotych i stanowiły 35 procent naszego budżetu. Proszę pokazać mi menedżera, który takie dodatkowe dofinansowanie zapewni. W takich staraniach liczy się marka, a w przypadku Legnicy to ja ją gwarantuję. I nie zgodzę się na degradację do roli zastępcy menedżera po 18 latach pracy.

Krzysztof Mieszkowski zaznacza, że połowa długu, o którym mówi marszałek, już została spłacona. A reszta jest wynikiem m.in. zagranicznych tourneé zespołu Polskiego, za które organizatorzy - m.in. festiwal w hiszpańskiej Gironie - jeszcze nie zapłacili gościom.

Pomysł rozdzielenia stanowisk - dyrektora naczelnego i artystycznego - sprawdził się dotąd na Dolnym Śląsku tylko w jednym przypadku - Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu, którego dyrektorką od 10 lat jest Danuta Marosz (dziś kieruje sceną w duecie z Sebastianem Majewskim). Odwrotnie rozkładają się te role w Teatrze Muzycznym "Capitol", gdzie to menedżer Hubert Zasina jest zastępcą dyrektora Konrada Imieli.

Jarosław Broda z Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego we Wrocławiu twierdzi, że podobne projekty nie będą wcielane w życie w miejskich instytucjach. Mimo że - jak przyznaje - w wielu placówkach na świecie z powodzeniem się sprawdzają. - Gdybyśmy mieli poczucie, że istnieje taka lista znakomitych menedżerów, zainteresowanych pracą w kulturze, chętnie byśmy po nią sięgnęli - tłumaczy. - Tymczasem tutaj odpowiedzialność jest równie wielka jak w innych przedsiębiorstwach, a środki, jakie mamy do dyspozycji na opłacenie takiej osoby, niewielkie. Człowiek, który kieruje Operą Berlińską jeździ takim samym samochodem jak szef dużej spółki. U nas dobry menedżer ucieka do biznesu.

(Magda Piekarska, „Będzie rewolucja? Menedżerowie szefami teatrów i opery”, www.wroclaw.gazeta.pl, 15.03.2012)