Drukuj

„III Furie” w reżyserii Marcina Libera to spektakl, na który chciałoby się wrócić, mimo że jest ciężki jak katafalk. Ta bardzo współczesna sztuka najeżona jest odniesieniami nie tylko do antycznej mitologii, lecz przede wszystkim do mitologii polskiej, determinowanej przez historię i przez nasze jej rozumienie. Pisze Julia Korus.

Dla twórców przedstawienia nic nie jest święte, tak samo jak nic nie zasługuje na to, by pozostać w stanie nienaruszonym. Szeroko pojęta polskość z łatwością mieści się w kilku prostych rekwizytach i słowach-kluczach: wojna, Niemcy, kosynierzy, matka-Polka, nieśmiertelna „Rota”, ruiny, krew i „nic się nie stało…” Bohaterowie to przedstawiciele różnych grup społecznych: baba ze wsi, żołnierz, warszawianka, gej, bezdomny. Brzmi grzecznie? Nic bardziej mylnego.

Z przestrzeni stylizowanej na chłodną, dworcową poczekalnię początkowo przenosimy się w czasy wojenne, kiedy to dwie Polki z Warszawy co prawda tracą życie z rąk esesmana, jednak dzieje się to z powodu donosu prostej wiejskiej kobiety, też Polki. Zielony płaszcz, własność warszawianki, profesorowej Alkmeny Markiewicz, będzie przewijał się przez całą sztukę, łącząc traumatyczną przeszłość z najwyraźniej wcale nie mniej traumatyczną współczesnością. Historia bowiem nieustannie wraca i zatacza coraz szersze kręgi, drażniąc pamięć i nie pozwalając umysłowi nawet na chwilę spokoju. Czy ten „pociąg bezosobowy znikąd do nie wiadomo dokąd” nareszcie zatrzyma się na tym peronie, na którym czekają Polacy? Wszyscy chcieliby uciec z tego polskiego grajdołka, gdzie każdego można oskarżyć o wszystko, a winny przecież musi ponieść karę. Dzięki reżyserskiej wizji Marcina Libera, na poszarpaną polską historię można spojrzeć bez tych wszystkich patriotycznych, kolorowych filtrów.

Oprócz typowo ziemskich postaci, ze sceny niemal nie schodzi Kasandra, której przepowiedni oczywiście nikt nie słucha. To, jak szorstki w odbiorze będzie spektakl, można poczuć już w pierwszej scenie z jej udziałem, gdy melodyjna piosenka „Gdzie są chłopcy z tamtych lat” nagle przechodzi w ostre, metaliczne rzężenie (o dopasowaną estetycznie punkową muzykę na żywo zadbał zespół Moja Adrenalina*). Bo wszystko tu musi zostać odwrócone, przerysowane, odarte ze złudzeń i wystawione na widok publiczny, nieważne, czy chodzi o szlagier sprzed lat, o historię śmierci trojaczków czy o niepełnosprawne dziecko, które okazuje się świetnym materiałem na nową świętą, a jeśli nie, to przynajmniej na atrakcję turystyczną. Wszystkie dogmaty trafia szlag.

Siłą sprawczą i niekwestionowanym królem sceny (lub raczej jej bogiem) jest w „III Furiach” Apollo, w genialny sposób wykreowany przez Rafała Cielucha. Demoniczny konferansjer rodem ze strasznego telewizyjnego show odkrywa kolejne warstwy nic niewartych polskich ambicji, bohaterów, symboli i świętości. Stąd pomysł na patriotyczną listę przebojów, uroczystość nadania zaległego odszkodowania, koronka do serca zeusowego czy polonez jak z „Pana Tadeusza”, z tym że tańczony przez wąsatych gejów podpierających się kosami. Apollo, dzięki niezwykle precyzyjnemu ruchowi scenicznemu (gdzieś między chocholim tańcem a wytwornym walcem) i dzięki fantastycznej mimice, przyciągał i zatrzymywał na sobie uwagę śląskiej publiczności (z zazdrością myślałam jednak o telewidzach, którzy oglądając sztukę na żywo w TVP Kultura mogli przyjrzeć się brawurowej grze Cielucha naprawdę z bliska). I ten trudny do uchwycenia dźwięk, gdy Apollo swoim jedynym rekwizytem – mikrofonem – pewnym ruchem przecina powietrze!

W recenzjach spektaklu „III Furie” w reżyserii Marcina Libery napisano już chyba wszystko. Że manifest, że krzyk, że głośno, ostro i pod prąd. Opisano z osobna każdy motyw i smaczek, rozbrojono większość na nowo opowiedzianych mitów i trudnych historii: o Polsce, Polakach, o nas, o nich. To wszystko prawda. Najbardziej cieszą jednak takie wypowiedzi, jak ta podsłuchana w prowizorycznej szatni TVP na Bytkowskiej: „Ma rację, to nie byłoby takie głupie, odwołać historię…”

(Julia Korus, „„III Furie”. Odwołać historię?”, www.teatrdlawas.pl, 15.03.2012)

* w opisywanym spektaklu prezentowanym na festiwalu Interpretacje w Katowicach wystąpił na żywo warszawski zespół Radio Error.