Drukuj

Dwie premiery bieżącego sezonu artystycznego zaprezentuje legnicka scena na rozpoczynającym się w czwartek 16 czerwca czterodniowym I Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Pro Vinci w Zielonej Górze. To przegląd najciekawszych, najmłodszych propozycji repertuarowych z polskich i niemieckich teatrów regionalnych – w programie 12 spektakli z Legnicy, Jeleniej Góry, Gorzowa Wielkopolskiego, Zielonej Góry i Zittau.

"Gdy już posmakowałeś lotu, zawsze będziesz chodzić po ziemi z oczami utkwionymi w niebo, bo tam właśnie byłeś i tam zawsze będziesz pragnął powrócić" – ten cytat z Leonarda da Vinci posłużył organizatorom za motto przeglądu. - Ideę festiwalu Pro Vinci mamy taką, żeby pokazać, iż są teatry idące pod prąd, grające coś innego niż farsę czy lektury - deklaruje dyrektor naczelny i artystyczny Lubuskiego Teatru Robert Czechowski.

Zielonogórski festiwal to swoisty manifest mniejszych teatrów, które swoją siłę czerpią właśnie z miejsc, gdzie się znajdują i mają konkretny pomysł na realizowanie sztuki, lecz brakuje im często możliwości zaprezentowania swoich spektakli szerszej publiczności. W doborze przedstawień festiwalowych istotna jest zarówno tematyka wpisująca się w dyskurs o regionalności jak i poszukiwanie ideowego paradygmatu dla sztuki w ogóle. To miejsce, gdzie świat "tu i teraz" dialogować powinien z pytaniami egzystencjalnymi, a dyskusje o obu rzeczywistościach wykraczać mają poza mury każdego teatru – deklarują organizatorzy tej artystycznej imprezy.


Czwartek 16 czerwca godz. 20.00 Duża Scena Teatru Lubuskiego
Paweł Kamza „Pierwsza komunia”

W niewielkim miasteczku trwają przygotowania do pierwszej komunii, której termin zbiega się z wyborami do lokalnego samorządu. Startuje w nich prezydent Amelia (Magda Biegańska), której syn ma przystąpić do komunii. Za radą szefowej sztabu wyborczego (Joanna Gonschorek) chce medialnie wykorzystać uroczystość, żeby zwiększyć swoje szanse na reelekcję. Nie wiadomo jednak, czy do komunii w ogóle dojdzie. Miasto przeżywa bowiem inwazję bakterionośnych krocionogów. Miejscowy sanepid wydaje zarządzenie o zakazie podawania hostii do ust, więc młody ksiądz (Bartosz Bulanda) waha się, czy nie przełożyć komunii na późniejszy termin. To nie podoba się ani kandydatce na prezydenta, ani szefowi lokalnej straży pożarnej (Rafał Cieluch). Dla niego komunia to przyjęcie, goście, wydatki. Gotów jest zatem szantażować księdza zamknięciem kościoła z powodu zaniedbań w ochronie przeciwpożarowej…

To spektakl, w którym humor, ludzkie słabości i dramaty splatają się z pytaniami natury teologicznej. Paweł Kamza, autor i reżyser sztuki, który jest praktykującym katolikiem (przez trzy lata studiował filozofię w Collegium oo. Dominikanów w Krakowie), zastanawia się, dla kogo tak naprawdę jest ważny ten sakrament: dla dziecka, jego rówieśników, rodziców, Kościoła czy polityków? Bez względu na odpowiedź, Kościół przedstawiony w spektaklu jest instytucją w poważnym kryzysie. Jest świadkiem i depozytariuszem grzechów i skrywanych tajemnic swoich podopiecznych, nie jest jednak w stanie im pomóc. Ci szukają zatem terapii i ratunku wśród modnych współcześnie szamanów psychologii i psychomanipulacji.

 

Piątek 17 czerwca godz. 22.00 Hala Zefamu
Sylwia Chutnik, Magda Fertacz, Małgorzata Sikorska-Miszczuk „III Furie”

W prologu radiowy didżej i bóg Apollo (Rafał Cieluch) przeniesie nas na polską wieś tuż po upadku Powstania Warszawskiego. Właśnie tam, chciwa chłopka (Joanna Gonschorek), pożądająca eleganckiego płaszcza wypędzonej z Warszawy profesorowej (Ewa Galusińska), wyda ją i jej córkę (Małgorzata Urbańska) na śmierć z ręki żołnierza SS (Robert Gulaczyk). Przestróg Kasandry (Katarzyna Dworak) nikt nie usłucha. Grzech wojny będzie miał swoje konsekwencje. Wiele lat później, już współcześnie, wnuczce chłopki (także Joanna Gonschorek) urodzi się Dzidzia, dziecko-potworek  z wodogłowiem i bez kończyn. Taka będzie kara za grzechy przeszłości, a jednocześnie zemsta i oskarżenie polskiej historii. Zresztą, nie tylko historii, bo kadłubek dziecka stanie się także symbolem ułomnej współczesności i bezradności wobec zaistniałej sytuacji. Nie pomogą ani bogowie Olimpu, ani Matka Boska, ani pomoc społeczna. Cóż bowiem począć z Dzidzią - sprzedać na mięso na bazarze, oddać Kościołowi na kolejną świętą, która będzie atrakcją turystyczną i ikoną dowodzącą, że da się żyć, skoro inni mają gorzej?

Tekst Sylwii Chutnik, czyli historię Dzidzi, dopełniła Magda Fertacz wątkiem już nie tylko groteskowym, ale skrajnie obrazoburczym, bo wyciągniętym z narodowej niepamięci. Autorka sięgnęła po prawdziwą spowiedź byłego żołnierza AK, który – niczym pies wojny – polubił zapach krwi, nawet tej przelewanej dla osobistej satysfakcji i radości z zabijania. Bohater zbrodniarzem? Trudno o motyw mniej poprawny politycznie. W sztuce zakwestionowano dogmaty, na których oparto romantyczny i fałszywy do bólu polski etos narodu wyjątkowego, co to za waszą i naszą, za wiarę i niepodległość i do ostatniej kropli z żył. „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz…”, bo przecież „Jeszcze Polska nie zginęła”.

Spektakl w reżyserii Marcina Libera to współczesna, feministyczna i punkowo alternatywna wersja „Dziadów” stylizowana na grecką tragedię z ostrą, wykonywaną na żywo, muzyką zespołu Moja Adrenalina (grali m.in. w najnowszym i głośnym filmie Jerzego Skolimowskiego „Essential Killing”), który odgrywa w przedstawieniu Syreny Wojny. To także i przede wszystkim wściekle wykrzyczany protest przeciwko Polsce budowanej na etosie cierpienia, ofiary i grobów, w której świat umarłych decyduje o losie żywych.  Dla osób nadwrażliwych na symbolikę narodową i religijną, dla strażników dogmatów i klisz, z których Polska budowana jest od dwóch stuleci – spektakl trudny do przełknięcia. Dla zwolenników „jedynie prawdziwej Polski”  ten sposób rozpaczliwego wołania o normalność to bluźnierstwo, herezja i zdrada. O tym spektaklu już jest głośno w Polsce, a być może będzie jeszcze bardziej.  To jeden z 11 finalistów tegorocznej edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.


Grzegorz Żurawiński