Drukuj

- Na stacjach będą się odbywały przedstawienia czy może raczej obrazy, bo pociąg stoi krótko, dwie-trzy minuty. Obrazy związane z miastami, historie, które znalazłam. Z tych obrazów biorę część do pociągu. Tematy wsiadają do pociągu i mają szansę się rozwinąć - opowiada Iwona Jera, reżyserka projektu Kraków-Berlin Xpres w rozmowie z Joanną Targoń.



Joanna Targoń: Przygotowuje pani 10-godzinny spektakl w pociągu. Jaki to będzie teatr?


Iwona Jera: Wykorzystujemy teksty napisane głównie przez Michała Olszewskiego i Joannę Oparek. Armin Petras odkrył przy okazji tego projektu, że jego prababcia pochodziła z Gliwic, napisał o tym tekst, który wyreżyserował i który będzie grany w naszym pociągu. Będzie też trochę improwizacji. Poza tym w pociągu znajdą się historie przygotowane przez zaproszone teatry z miejscowości, przez które wiedzie trasa naszego ekspresu.

Ale przygotowane w porozumieniu z panią?


- Tak, odpowiadam za całość tego eksperymentu ekspresowego. Teatr w Legnicy przygotowuje niespodziankę. Wiem tyle, że na tematy rosyjskie (bo Legnica przez lata była miastem garnizonem rosyjskim) i mongolskie (bo bitwa pod Legnicą)*. Będzie też sporo piosenek. Jadą z nami piosenki z Opola, z przedstawienia Teatru im. Kochanowskiego "Naprawdę nie dzieje się nic" o festiwalu opolskim. "Kubę, wyspę jak wulkan gorącą" zaśpiewa Iwona Bielska, piosenkę Violetty Villas "Hawana jest bardzo daleko" będzie śpiewał Szymon Wróblewski, dramaturg przedsięwzięcia, pieśń matki z filmu "Sól ziemi czarnej" zaśpiewam ja. Aktorzy będą grać sceny i monologi, ale zaplanowaliśmy też improwizacje w tzw. momentach interakcyjnych, kiedy aktorzy przechodzą przez wagony. Krzysztof Stawowy będzie np. od stacji Chojnów uczył pasażerów tańczenia poloneza na siedząco. Trzeba wiedzieć, że Niemcy też tańczą poloneza, ale innego niż Polacy. U nich to karnawałowy taniec, taki wąż. Chcemy pokazać, że u nas to wygląda inaczej. Poza tym będziemy uczyć niemieckich kolegów 10 najważniejszych słów, dzięki którym naszym zdaniem mogą przeżyć w naszym kraju.

Niemcy też nauczą Polaków 10 słów?


- Oczywiście. Mamy nadzieję, że dzięki temu będą się mogli ze sobą porozumieć.

Premiera rozpocznie się w sobotę o godz. 7. Co dalej?


- Pociąg wyrusza o godz. 7.30, a o godz. 7 zbierzemy się na dworcu, gdzie aktorzy Starego Teatru zagrają nam pożegnanie pociągu w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Zagra orkiestra tramwajarzy, po czym wsiądziemy i pojedziemy. To normalna trasa tego pociągu - zatrzymuje się na tych stacjach co zawsze. Na stacjach będą się odbywały przedstawienia czy może raczej obrazy, bo pociąg stoi krótko, dwie-trzy minuty. Obrazy związane z miastami, historie, które znalazłam. Z tych obrazów biorę część do pociągu. Tematy wsiadają do pociągu i mają szansę się rozwinąć. Poza tym w wagonie barowo-kinowym jest wielka prezentacja filmów fabularnych i dokumentalnych związanych z kolejnymi stacjami. To w sumie cztery godziny projekcji rozłożone na 10 godzin podróży.

Gdzie będzie scena?


- W wagonie barowym, gdzie stoi duży stół. Tam z aktorami z Zabrza pokazujemy polskich i niemieckich Ślązaków biesiadujących przy muzyce. Wchodzi oficer i mówi, że jest wojna. Zaczyna się bitwa na muzykę - trochę jak w "Soli ziemi czarnej". Z kolei lalkarze z Wrocławia będą grali przy barze. Ale przede wszystkim gramy w wagonach. Uznałam, że tak będzie najlepiej, najbardziej naturalnie. W każdej podróży mamy taki teatr - ludzie wsiadają i zaczynają gadać. Będą to historie z przeszłości, np. opowieść pani, która miała romans z Fidelem Castro, który w 1972 roku odwiedził Mysłowice. Jest świetny dokument pokazujący Fidela w mundurze górniczym; to przystojny, seksowny mężczyzna. Zakochały się w nim wszystkie dziewczyny. Mamy też opowieści o przyszłości, o oczekiwaniach ludzi, którzy jadą do Berlina, bo chcą tam pracować, zrobić karierę. Pociąg to specyficzne miejsce, tam czas się zatrzymuje. Przeszłość została tam, gdzie się wsiadło, pasażerowie tworzą dziwne społeczeństwo, które się przemieszcza w przyszłość. To bardzo ciekawy temat. Wymyśliła go Renata Kopyto. Zafascynował on Armina Petrasa i Mikołaja Grabowskiego, a później ja się pojawiłam.

Jak się reżyseruje taki dziwny spektakl? Chyba nikt nie robił 10 godzin teatru w pociągu.


- Chyba nikt. To niezwykła przygoda i wyzwanie, jakie mi się chyba już nie zdarzy, choć każde przedstawienie jest dla mnie wyzwaniem. Skomplikowane jest zrobienie z tych fragmentów całości - nawet nie w sensie intelektualnym czy dramaturgicznym, ale logistycznym. To duża praca logistyczna - kto, gdzie, kiedy i dlaczego.

Ile to trwa?


- I jak to połączyć, żeby uzyskać 10 godzin? Po dwóch miesiącach pracy mamy te 10 godzin, a teraz trzeba rozpisać partyturę logiczną na cztery wagony, wsiadanie, granie, wysiadanie. Renata Kopyto mi pomaga, a aktorzy Starego Teatru dają z siebie tyle, że gdy jestem na próbach, wiem, po co to robię. I poznaję zwariowanych ludzi w Polsce - przecież te zespoły, które występują na trasie, pracują, żeby zrobić przedstawienie, które trwa parę minut! Wszystko sprawdzę 11 czerwca. Mam w głowie ogólny obraz, ale jeszcze nie miałam szansy tego sprawdzić.

Ile razy przemierzyła pani tę trasę?

- W odcinkach, żeby dojechać do każdego miejsca, 35 razy na pewno. W całości - sześć. Pierwsza podróż była dla mnie bardzo emocjonalna. Dawno nie byłam na południu Polski, a jestem z Jeleniej Góry. Kolejne podróże były już bardziej robocze, ale próbowałam świeżym okiem patrzeć na to, co dzieje się za oknem i w pociągu. Wciąż spotykam ludzi, którzy coś dorzucają do naszego ekspresu. Niedawno byłam po raz czwarty w Mysłowicach - odwiedziłam kopalnię, spotkałam górników, opowiedziałam im, co robię. Jeden z nich powiedział, że ma płytkę ze zdjęciami, które robi w kopalni od 40 lat. I może mi się przydadzą. Oczywiście, że tak! Nawet zdarzył mi się prezydent miasta, który słysząc o projekcie, powiedział: "A moja żona pięknie tańczy". Niestety, nie znalazłam możliwości, może następnym razem. To daje dużo energii, dużo radości.

A co odbiera energię?

- Rozmowy z zarządami i spółkami PKP. To dla mnie odkrycie, że wagon należy do kogo innego, do kogo innego tory, peron, budynek, nawet megafon i doprowadzenie prądu. Zebranie tych osób nie jest łatwe. Ale są wśród nich wspaniali ludzie, np. rzecznik PKP we Wrocławiu czy pan, który zajmuje się budynkami w Legnicy. W Węglińcu spotkałam ludzi, którzy chcą odnowić piękny zabytkowy dworzec, i z nimi przygotowujemy festyn. Stoimy tam 28 minut, bo odczepiany jest Wars, któremu nie wolno wjechać do Niemiec. Gosposie pieką ciasto, będzie wystawa w budynku dworca, leśnicy zagrają na rogach, będzie pokaz zdjęć z mistrzostw Europy w zbieraniu grzybów, które tam się organizuje. No i zatańczymy poloneza. Pan zarządzający dworcem był nam bardzo przychylny. Właściwie większość jest nam przychylna, a reszta kosztuje zdrowie.

To w Węglińcu była sławna restauracja na dworcu?

- Przyjeżdżano do niej w czasach świetności z Berlina na obiad. Na starych zdjęciach wygląda niezwykle, jak w Paryżu. Teraz prawie wszystkie dworce są zaniedbane, ale podoba mi się np., że prawie na każdym można kupić stare książki. Te dworce mają w sobie tajemnicę. Duszę.

Co się będzie działo po przekroczeniu granicy?


- Dalej idzie program, tyle że przejął go Armin Petras. Zaprosiłam jego przedstawienie sztuki Doroty Masłowskiej "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku". W Berlinie wysiadamy, na piechotę, bo to niedaleko, idziemy do Maxim-Gorki-Theater, gdzie będzie pokazywana niemiecka wersja "Być albo nie być" w reżyserii Milana Peschela. W Krakowie w przeddzień, 10 czerwca, można zobaczyć jej polską wersję. Później wielkie przyjęcie w ogrodzie teatru. Co się potem będzie działo, nie wiem. W każdym razie pociąg do Krakowa odjeżdża o godz. 15.

Już nie będzie teatru?


- Nie. Będzie można odespać.

 

Iwona Jera urodziła się w Polsce, do Niemiec wyjechała w 1984 roku. W teatrze zaczęła pracować w 1992 roku jako dramaturg, aktorka i wreszcie reżyserka, debiutując w Erlangen własną wersją "Ryszarda III". W 2008 roku, także w Erlangen, zrealizowała "Iwonę, księżniczkę Burgunda", a w 2009 roku "Dzieciobójczynię" według Heinricha Leopolda Wagnera w opracowaniu Thomasa Melle. W 2010 roku zamieszkała w Wuppertalu, gdzie wyreżyserowała "Mięso jest moją jarzyną" na podstawie książki Heinza Strunka i operę barokową z tancerzami hip-hop "Smok z Dönnberg" Johna Fredericka Lampego. Od lat ma własną muzyczną grupę w Kolonii, z którą śpiewa. Przygotowuje "Tango" Mrożka w Wuppertalu.

Realizacja projektu: pomysł i koncepcja - Renata Kopyto, kierownictwo artystyczne - Armin Petras, reżyseria - Iwona Jera, teksty - Joanna Oparek, Michał Olszewski, Armin Petras, Thomas Urban, dekoracje - Natascha von Steiger, wideo i dźwięk - Mareike Trillhaas, kierownictwo produkcji - Renata Kopyto, Katrin Müller.

(Joanna Targoń, "Eksperyment teatralno-ekspresowy", Gazeta Wyborcza Kraków, 10.06.2011)



Od redaktora serwisu:


* Legnicki epizod nawiązywał będzie do wielkiej wędrówki ludów, która stała się udziałem Polaków, Niemców, Rosjan, Żydów i Łemków, jako konsekwencja II Wojny Światowej. Opowie jak Liegnitz stawała się Lignicą, Legnicą i Małą Moskwą, a przy okazji  miastem wielu narodów i kultur.