Drukuj
Na dzisiejszej (13.02) przedpremierowej konferencji prasowej dziennikarzom pokazano fragmenty najnowszej produkcji legnickiego Teatru Modrzejewskiej. – Wybrałem i przekonałem dyrektora Jacka Głomba do realizacji „Zamkniętego z powodu bogactwa” Tankreda Dorsta ponieważ ten niemiecki dramaturg nie kończy na prostej, stereotypowej obserwacji świata i ludzi, co jest charakterystyczne dla wszystkich współczesnych polskich dramatów, jakie znam – objaśniał wybór reżyser Jacek Papis.

- Bohaterowie dramatu z drobnych sklepikarzy wyrokiem fortuny z dnia na dzień stają się milionerami, stać ich praktycznie na wszystko. Wtedy pojawia się pytanie, czego tak naprawdę pragną, jakie mają marzenia, czy pieniądze, które otwierają niedostępne wcześniej możliwości, są determinantą szczęścia? Co zrobić z wielką forsą, gdy pomysły na jej spożytkowanie kończą się tak szybko? Przewrotność, a może wnikliwość autora polega na tym, że nie daje oczywistych odpowiedzi. Nasi bohaterowie roztrwonią w końcu majątek, ale nie będą ludźmi przegranymi… – zdradzał szczegóły dramatu reżyser przedstawienia Jacek Papis.
- Pracowaliśmy w ogromnym tempie, próby zaczęliśmy w styczniu a już w najbliższą sobotę 17 lutego będzie premiera. Było to możliwe, bo macie w Legnicy świetny zespół aktorski, pełen ciekawych indywidualności, które z przyjemnością poznawałem – dodał reżyser.

Dziennikarzy zaciekawiły niekonwencjonalne elementy scenografii – dwa wielkie ekrany, na które rzucano zbliżenia granych scen oraz… pięć figur zajęcy w tle przedstawienia. Scenograf Wojciech Radtke unikał wyjaśnień prosząc o cierpliwość. – Nie wiem ile ostatecznie zajęcy będzie w spektaklu, ale jest ich więcej niż jeszcze parę dni temu – żartował. Nie zaprzeczył jednak, że mogą kojarzyć się z klasycznie niemieckim symbolem szczęścia, jakim jest zajączek.



Tankred Dorst „Zamknięte z powodu bogactwa”. Opis spektaklu

Bohaterowie przedstawienia to Max i Róża, drobni sklepikarze, którzy wygrywają olbrzymią nagrodę pieniężną. Nie wiemy, jakimi ludźmi byli dotąd. Żyli zapewne zwyczajnie w swoim małym światku, snując nieokreślone marzenia, których spełnienie było – jak u wielu z nas – niemożliwe z braku funduszy. Nie mają bladego pojęcia, co zrobić, kiedy wreszcie spotyka ich szczęście – gdyż jak święcie wierzą, pieniądze to właśnie ucieleśnienie ich szczęścia.

„Róża, my teraz mamy inne horyzonty! Teraz wszystko ma inny, większy wymiar” – wykrzykuje do żony Max. Rozumie to jednak wyłącznie dosłownie: zamiast dać tysiąc na liberię dla szofera, daje dwa tysiące, zamiast kupić willę, kupuje wielki dworzec. Pieniądz staje się dla obojga substytutem rzeczywistości, antidotum na wszelkie zło (jeśli nie działa automatycznie, należy po prostu podwoić stawkę), rozwiązaniem każdego problemu; może wydłużyć życie, zwrócić godność, spełnić marzenia, po prostu zmienić świat wedle swego widzimisię. Dzięki niemu przekracza się dotychczasowe ograniczenia, zamyka się usta ewentualnym oponentom.

Pieniądz nadaje swoim właścicielom wręcz cechy boskie, zwłaszcza w połączeniu z medium telewizyjnym – w związku z tym Max planuje zakupić dla obojga godzinę obecności na ekranie. Bogactwo bohaterów niszczy ich dotychczasowy świat. Kontakty z innymi ludźmi, oparte dotąd o wspólne sprawy, o obustronną zależność, ustępują miejsca wulgarnemu natręctwu, bezwstydnej rozrzutności, ostentacyjnemu cynizmowi i egoizmowi, który Max i Róża bez żenady uwznioślają. „Każdy myśli o szczęściu, cała ludzkość o tym myśli, to ja też mogę” – deklaruje Róża, aby za chwilę dorzucić konkretny pomysł na realizację tego szczęścia: „Usiądę sobie wygodnie. Wszyscy [telewidzowie] zobaczą, jak mi dobrze.” „Ale czy będą chcieli patrzeć na to całą godzinę?” – zastanawia się Max. Na to Róża: „Jak nie, to się ich porazi prądem”. Czy daleko od tego absurdalnego dialogu do coraz bardziej skutecznych podstępów speców telewizyjnych, usiłujących przykuć ludzi do ekranów?

Max napawa się poczuciem władzy: potrafi teraz jedynie żądać, karać i wydrwiwać, nachalnie eksponując swoją zamożność, nie wstydząc się sztubackich dowcipów i szczeniackich reakcji. Róża miota się od jednego irracjonalnej propozycji do drugiej. Wszystkie ich pomysły zdają się żenujące i wyświechtane, powielane przez niezliczone rzesze nowobogackich na całym świecie: kupimy konia, fabrykę, pojedziemy na wyspę z wulkanem, kupimy parę cennych antyków. A przecież w tych niby pozbawionych sensu zakupach, owocach niedojrzałości i rozkapryszenia, kryją się dawne tęsknoty i dziecięce marzenia, zagłuszone jednak chorobliwym pragnieniem zaimponowania wszędzie i każdemu, oszołomienia swą nadzwyczajnością.

Poprzez losy swoich bohaterów, Dorst ukazuje absurd życia podporządkowanego konsumpcji, wypełnionego przedmiotami, a przecież pustego. Bogactwo zapewnia bohaterom – jak sądzą – całkowitą bezkarność i swobodę w stosunkach ze światem (Róża bez wahania przyznaje: „My nie mamy żadnych reguł”), co wykorzystują w kolejnych, coraz bardziej przypominających obłęd zachowaniach. Tekst Dorsta to sugestywny obraz mechanizmu zidiocenia i zbydlęcenia, które dotykają człowieka, gdy zachłyśnie się mamoną.

Żyjemy w czasach, kiedy wielkie pieniądze dostają się ludziom nagle, stawiając ich życie na głowie. Są one synonimem życiowego sukcesu i spełnienia („Pieniądze są naszym szczęściem” – twierdzi Róża; „A co to jest, jak nie szczęście, co?” – pyta Max klientkę, pokazując jej leżący na stole stos banknotów), a jednocześnie pułapką. Tworzą przypadkowe pseudoelity przekonane o swojej wyjątkowości, wierzące, że nie dotyczą ich jakiekolwiek prawa, że nie mają żadnych obowiązków wobec ludzi i świata; więcej, że mogą upokarzać innych, tak jakby ich zamożność była bohaterską zasługą, a ubóstwo innych jedynie haniebnym nieudacznictwem, jakby każdą podłość można było wymazać pieniężną rekompensatą, a każde cierpienie uleczyć brzęczącą monetą.

Komedia Tankreda Dorsta, kompromitując tego rodzaju postawy, obnaża niejako mimochodem wiele gorzkiej prawdy o nas samych.

Robert Urbański


******************************************************

Teatr Modrzejewskiej w Legnicy
Tankred Dorst
współpraca: Ursula Ehler
ZAMKNIęTE Z POWODU BOGACTWA

przekład: Elżbieta Jeleń
reżyseria: Jacek Papis
scenografia: Wojciech Radtke
muzyka: Hanna Klepacka
premiera: 17 lutego 2007 godz. 19.00
duża scena teatru;  bilet: 30 zł

przedstawienia także:
21 i 22 lutego o godz. 11.00;  23 i 24 lutego o godz. 19.00
oraz w niedzielę 25 lutego o godz. 18.00
bilety: 25 i 15 zł            

Obsada:
Max Galienz – Bogdan Grzeszczak, Róża Gallenz – Joanna Gonschorek, Norach, taksówkarz – Tadeusz Ratuszniak , Coco, młoda kobieta – Magda Skiba, Axel, kelner – Paweł Palcat, Ilsa, studentka – Ewa Galusińska , Olga Gereck, nieco zwariowana starsza pani ze swą martwą siostrą – Anita Poddębniak, siostra Olgi – Małgorzata Urbańska, Uwe, aktor pornograficzny/reporter telewizyjny – Rafał Cieluch, pan Szczyp, doradca inwestycyjny/fotograf – Paweł Wolak