Drukuj
To wydawnictwo już przedstawialiśmy (TUTAJ). „Wątroba. Słownik polskiego teatru po 1997 roku” ukazał się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej pod patronatem i przy wsparciu Instytutu Teatralnego w Warszawie. To książka o młodych i przez młodych napisana pod redakcją krytyka i recenzenta Gazety Wyborczej Romana Pawłowskiego. Publikujemy skromne fragmenty najbardziej legnickich notek.


„Ballada o Zakaczawiu”


Inspirowany autentycznymi wydarzeniami spektakl Jacka Głomba, Krzysztofa Kopki i Macieja Kowalewskiego o legnickiej dzielnicy Zakaczawie, odpowiedniku warszawskiej Pragi. Jego premiera w 2000 roku była przełomem w historii Teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy, przyciągnęła uwagę publiczności i krytyki z całego kraju (…).

Reakcje, jakie wywołała „Ballada o Zakaczawiu”, były więcej niż entuzjastyczne: olbrzymie zainteresowanie publiczności i deszcz nagród, w tym nagroda główna w VII edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej oraz Nagroda im. Konrada Swinarskiego za reżyserię dla Jacka Głomba. Krytyka podzieliła jednak swoje głosy, i to w zupełnie innych niż tradycyjne miejscach.  Wyjątkowo zgodnie zabrzmiały wypowiedzi Romana Pawłowskiego i Wojciecha Majcherka podkreślających uniwersalizm przebijający przez melodramatyczną i chwilami ckliwą historię oraz akcentujących, jak ważny może być jej aspekt interwencyjny dla niszczejącej legnickiej dzielnicy. Inni jednak, jak Piotr Gruszczyński, wytykali spektaklowi braki warsztatowe, kicz (rzucające się w oczy zapożyczenie ostatniej sceny z „Popiołu i diamentu”) i przede wszystkim nudę (…).

Niezależnie od tych sporów dzięki balladzie o „dzielnicy cudów” Teatr im. H. Modrzejewskiej zdobył renomę miejsca „cudu teatralnego”, ważnego na teatralnej mapie kraju, autentycznej wizytówki i dumy Legnicy (…).


Przemysław Bluszcz


(…). Niski, krępy, z wydatną, mocną szczęką i głęboko osadzonymi oczami, które potrafią zabłysnąć lodowato i okrutnie – już sama fizyczność predestynuje go do ról tak zwanych czarnych charakterów. I choć w teatrze gra dużo i różnorodnie – był już i zakonnikiem, i świętym Pawłem, i subtelnym muzykiem, i Kordianem – najlepsze jego role to barwba galeria okrutników, złodziei i mafiosów.

Jednym z nich był Benek Cygan w „Balladzie o Zakaczawiu” (2000). Człowiek legenda, symbol dzielnicy i miejscowy król złodziei to świetnie podpatrzone połączenie młodego Ala Pacino z „Ojca chrzestnego” z arcypolskim, podmiejskim cwaniaczkiem. „Swój chłop”, ale jedno jego spojrzenie, jedno wykrzywienie szczęki i wycedzone przez zęby „Winnetou by tak nie zrobił” wystarczało, by wzbudzić respekt wśród kumpli, milicjantów i zwykłych obywateli. Zewnętrzny spokój, opanowanie i wyrachowana kalkulacja to maska, pod jaką krył Benek/Bluszcz człowieka targanego wewnętrznym niepokojem, który potrafi zatracić się w miłości do kobiety. To za tę rolę i za rolę Ryśka w spektaklu „Osobisty Jezus” (2006) otrzymał wiele wyróżnień.

Bohaterowie grani przez Bluszcza to często postaci złamane. Ożywione jakimś rysem ludzkim, opętane ideą, dotknięte słabością, która pomaga zrozumieć ich upadek. Aktor znakomicie wygrywa niejednoznaczność lub lepiej – biegunowość – tych ról (…).


Małgorzata Bulanda


Scenografka, współtwórczyni oryginalnego stylu przedstawień legnickiego Teatru In. H. Modrzejewskiej, w którym pracuje w tandemie artystycznym z Jackiem Głombem, prywatnie jej mężem (…).

Stworzyła nowy nurt w polskiej sztuce scenografii – hiperrealizm magiczny. Jej prace bywają dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, zgodnie z duchem epoki, oddające specyfikę środowiska, a jednak wydają się tworami z pogranicza baśni i snu. Najlepiej czuje się w plenerach i przestrzeniach, które trzeba dopiero adaptować, otwierać i odkrywać. Większośc z jej projektów to scenografie w przestrzeniach nieteatralnych, halach fabrycznych, magazynach, koszarach i nieczynnych pawilonach. Dlatego równie ważne są dla niej guziki do kostiumów, jak wytrzymałość stropu i mieszkańcy okolicznych bloków. Lubi zderzać widza z obrazami rozpadu i degeneracji (…).

Za industrialną estetyką kryje się jednak delikatna romantyczka. Gdy na Międzynarodowym festiwalu szekspirowskim (2004) organizowała pokaz swoich kostiumów, najczęściej powtarzającymi się skojarzeniami były: baśń, sen, fantasmagoria (…).


Janusz Chabior


(…) to solidny rzemieślnik teatralny. Rzemieślnik – określenie niepopularne, ale gwarantujące wysoką jakość produktu artystycznego. Aktor potrafi stać się najwyższej próby pijaczyną („Made in Poland”), wyśmienitym klawiszem („Symetria”), porywającą świnią („Hamlet”). W wykształceniu tych umiejętności pomógł mu szczególny repertuar Teatru Dramatycznego (tak w oryginale – przyp. red. serwisu) im. H. Modrzejewskiej. Chabor terminując w Legnicy, nauczył się nie tylko aktorskiego fachu, ale przede wszystkim wrażliwości na potrzeby lokalnego widza.

Kilka razy ocierał się o najwyższe nagrody za kreacje aktorskie. Długo jednak media nie rozpieszczały go swoją uwagą, a opinia naturszczyka przeszkadzała w karierze. Rozgłos przyniosła mu dopiero rola Mańka Pecaja w „Balladzie o Zakaczawiu” (…).

Jego najwybitniejszą rolą był Wiktor w „Made in Poland” (2004). (…) Chabior stworzył to świetny portret inteligenta zniszczonego przez alkohol i własne niespełnione ambicje. Nie może pomoc uczniowi, który wypowiedział wojnę systemowi. Nie może pomóc nawet sobie. Nie stać go na wódkę, ale stać go na czyny heroiczne. Nad przeżartą przez spirytus wątrobą ma jeszcze polskie serce, gotowe do szarży i obrony czci niewieściej, oraz  głowę pełną frazesów, kłamstw i przebłysków geniuszu (…).


Jacek Głomb

Ruiniarz, awanturnik, pogromca urzędników, wojownik, gorszyciel, buntownik, ekstrawertyk, choleryk, cholerny geniusz, mistrz, wizjoner, pionier, oryginał, pryncypał, pan na włościach. To tylko niektóre z określeń, jakimi dziennikarze nazywają dyrektora Teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy. Żadne nie wyczerpuje fenomenu, jakim jest Jacek Głomb (…).

Gdy w 1994 roku obejmował dyrekcję Centrum Sztuki – Teatru Dramatycznego w Legnicy, miał do dyspozycji zrujnowany dom kultury z aktorami na etatach instruktorów i dziurawy budżet. W mieście nie było tradycji artystycznych i klimatu dla wielkiej sztuki. Zamiast czekać na widzów, postanowił wyprowadzić teatr w miasto (…).

Pierwsze widowiska w naturalnych sceneriach miasta okazały się sensacją i ściągnęły tłumy widzów. Odtąd charyzmatyczny dyrektor razem ze scenografem Małgorzatą Bulandą i kierownikiem literackim Krzysztofem Kopką konsekwentnie zdobywał nowe przestrzenie teatralne. Ryzykując konflikty z prawem i władzami, anektował dla teatru porzucone budynki, których nie brakowało w opuszczonej przez wojska sowieckie Legnicy (…). Jego spektakle są równie realistyczne jak miejsca, w których są grane. Głomb pokazuje teatr, w którym nie ma markowania, półśrodków, papierowej szmiry. Jeśli deszcz, to prawdziwy, jeśli upadek czy bójka, to do pierwszej krwi (…).

Jest najlepszym ambasadorem kulturalnym swojego miasta. Dwukrotnie został też odznaczony nagrodą dyrektorską. Paradoksalnie jednak lokalne władze okazują mu zdecydowanie więcej uprzedzenia niż dumy. Kilka razy próbowano go odwołać (…). Przetrwał dwóch wojewodów i dwóch prezydentów. Sam również startował w wyborach samorządowych. Ciągle walczy o dotacje, pozwolenia, koncesje. Walczy też o zmianę środowiska, w którym zdecydował się funkcjonować (…).


Teatr im. H. Modrzejewskiej w Legnicy


Zwycięzca wielkiej bitwy o Legnicę. Teatr, który wytrzymał naciski pruskich urzędników, najazd hitlerowski i okupację armii radzieckiej. W końcu, po 1992 roku, sam przystąpił do natarcia, gdy dyrekcję objął rebeliant i wizjoner Jacek Głomb. Dyrektor szybko zrozumiał, że złocone klamki i frędzle u kurtyny nie wystarczą, by stworzyć teatr w mieście byłych garnizonów. Zajął pruskie koszary i oflagował się na znak walki z biurokratyczną schizofrenią. Poi całym mieście porozsiewał swoje placówki, z których przypuszczał szturm na publiczność i recenzentów.

Wieści z pola walki opanowały wkrótce wszystkie ogólnopolskie dzienniki. Z początku Głomb zajmował tylko place, ulice i kościoły („Trzej muszkieterowie” na zamkowym dziedzińcu, 1995, „Pasja” w kościele Mariackim, 1995), ale z czasem wkroczył do lokali („Młoda śmierć” w dyskotece, 1997). W końcu rzucił w kąt wszelkie przepisy ppoż. czy bhp i szukał widzów po zapuszczonych osiedlach i halach („Zły” w hali fabryki amunicji, 1996). Swoje najsłynniejsze spektakle realizował w przestrzeniach, gdzie w każdej chwili zdarzyć się mogły nalot policji lub rozróba na bejsbole i gazrurki. Wolał jednak zaryzykować zawalenie się ściany podczas spektaklu, niż dusić się w pluszach i kotarach.

Po premierze „Ballady o Zakaczawiu” (2000) teatr znalazł się w sytuacji rozkosznie absurdalnej – stał się nielegalną ambasadą swojego miasta (…). Przede wszystkim zaś pokazał, że teatr społecznie zaangażowany to nie lament nad sierotkami czy święte oburzenie na złodziejski kapitalizm. To szukanie nowego jężyka dla zmieniającej się rzeczywistości, eksperymenty, podejmowanie ryzyka i szczególny magnetyzm pozwalający zjednywać sobie publiczność wszystkich środowisk.

Zamiast gratulacji za osiągnięcia w promowaniu miasta władze Legnicy w 2008 roku wysłały do teatru komornika, a potem złożyły donos na dyrektora do prokuratury. Ale teatr nie daje za wygraną. Bitwa trwa.


Tyle fragmenty wybranych haseł tego pokoleniowego słownika współczesnego teatru. To jednak daleko nie wszystko. W „Wątrobie” swoje wizytówki mają (w kolejności alfabetycznej): Ballada o Zakaczawiu, Przemysław Bluszcz, Małgorzata Bulanda, Janusz Chabior, Jacek Głomb, Paweł Kamza, Kormorany, Eryk Lubos, Przestrzenie nieteatralne, Bartek Straburzyński, Teatr im. H. Modrzejewskiej, Przemysław Wojcieszek. Są także sylwetki twórców, którzy okazjonalnie współpracowali z legnicką sceną (Leszek Bzdyl, Tomasz Man, Krzysztof Bizio, Marek Pruchniewski, Paweł Wodziński).

(żuraw)