Drukuj
„Czas terroru” w reżyserii Lecha Raczaka, to wyjątkowo barwny i efektowny spektakl odnoszący się tematycznie do „Róży” Stefana Żeromskiego. Przedstawienie zostało osadzone we współczesnych realiach. Opowiada dzieje robotników, którzy poszukują sensu życia w systemie zniewolenia totalitaryzmu. Tak uważa Monika Bożek.

Sztuka została wystawiona na scenie przy ulicy Kartuskiej w Legnicy. Wybór miejsca nie był przypadkowy. Sceneria tej dzielnicy świetnie współgrała z szatą artystyczną przedstawienia. Ciężkie, szare kamienice idealnie oddawały nastrój klasy robotniczej.

Po wejściu na scenę uderzał widok klatki, która stała się symbolem uciemiężenia głównych bohaterów przez system totalitarny. Widz ma wrażenie, że cała historia rozgrywa się w oparach dymu, natężenie światła jest słabe, wskazuje rysy postaci, wzrasta w momencie gwałtownych ruchów aktorów, po czym gaśnie w chwili usunięcia się konkretnych person w głąb sali. Atrybuty sceniczne są wwożone na specjalnie zrobionych kładkach.

Aktorzy wyglądają jak upiory, istoty martwe za życia, które nie mogą wydostać się z obszaru ziemi, ta staje się dla nich pułapką. Ich szaty uplecione są ciemnymi barwami, brudem, smagane wiatrem. Mają na sobie wybite piętno historii. Patrząc na kreację postaci zyskujemy świadomość przemijania.

„Czas terroru” rozpoczyna się pieśnią skonstruowaną na wzór tej chocholej z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Przewijającym się motywem werbalnym, który powtarzany jest niczym mantra są słowa: „Przybierzesz postać psa, jaguara, żmiji”. Wymienione zwierzęta stają się symbolami opowiadanej historii. Pies będzie sycił się resztami ze śmietników, jaguar wykaże się zwinnością, przebiegłością i szybkością, natomiast żmija zatruje i zniszczy to, co wartościowe.

Tę analogię możemy odnieść do przedstawienia. Klasa proletariacka wszczynająca rewolucję popełnia podstawowy błąd. Nie jest w stanie się zjednoczyć, bohaterowie kierują się egoizmem, zaślepieniem wobec własnych racji i prywatą. Takie postępowanie nie może budować, tym samym „rewolucja zjada własne dzieci”.

Spektakl rozpoczyna i kończy się pieśnią. Ta początkowa zachęca do słuchania, przedstawia historię fałszerstwa, zła i wszechobecnej zgnilizny obyczajowej. Końcowa - odbiera nadzieję, pokazuje prawdziwość i bolesną schematyczność historii. Jednak czy widzowie odnajdą w tej kwestii jakąś nutę heroizmu, chęci ku lepszemu jutru, to zależy tylko od jednostkowych odbiorców i ich wrażliwości artystycznej.

(Monika Bożek, „Czas terroru”, www.legnica24.net, 5.05.2010)




Od redaktora serwisu:

Poległem już przy „zniewoleniu totalitaryzmu”. Publikuję, bo to psi (chyba niemądry) obowiązek sprawozdawcy. Ale nic nie rozumiem.