Drukuj
Lech Raczak domknął swój legnicki tryptyk rewolucyjny. Po wibrujących emocjami i bardzo współczesnych „Dziadach”, malarsko efektownym i kostiumowym „Marat-Sade”, adaptacji poddał „Różę” Żeromskiego, by na tej podstawie wystawić gorzko-depresyjny, rozliczeniowy „Czas terroru”. W historycznym kostiumie, z pieśnią dziadowską na ustach, w teatrze śmierci poprowadził nas przez kręgi polskiego piekła.

Wyzwanie było spore, bo i „dramat niesceniczny”, jak sam o „Róży” pisał jej autor, i temat rewolucji 1905 roku zapoznany, choć bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że świadomie wymazany ze zbiorowej pamięci Polaków, jako nad wyraz kłopotliwy. Terrorystyczne i socjalistyczne korzenie Piłsudskiego i przedwojennych elit nie pasowały do mitu założycielskiego odrodzonej Polski. W PRL-u nie do przyjęcia dla władzy i cenzury była wolnościowa, antyrosyjska i antyproletariacka wymowa dzieła. Dla współczesnych magów od polityki historycznej, patriotyzm i walka o niepodległość pod czerwonym sztandarem rewolucji także jest nie do zaakceptowania. Ostatecznie „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem - Polska jest Polską, a Polak Polakiem” – recytują dyktatorzy tej jedynie słusznej mody za Mickiewiczem.

Lech Raczak podjął się ryzyka stąpania po gęsto zaminowanym gruncie. Z jednej strony groziła mu niewiedza i obojętność widza wobec historii sprzed ponad stu lat, z drugiej musiał poradzić sobie z postromantycznym, patriotycznym kiczem, którym usiany jest pełen symboliki, ale też goryczy i czytelnego porewolucyjnego rozczarowania, tekst Żeromskiego. Reżyser cudem ocalał, bo najwyraźniej cuda w Legnicy się zdarzają. Ocalał i zwyciężył tak samo, jak wtedy gdy brał się za bary z „Dziadami”, lekturową zmorą pokoleń licealistów.

Jest kilka źródeł tego zwycięstwa i bezprecedensowych braw, które spontanicznie bito jemu i pozostałym twórcom przedstawienie na długo po zakończeniu spektaklu, gdy – po opuszczeniu Sceny na Kartuskiej - pojawili się w teatralnym holu na popremierowym spotkaniu z widzami. Najważniejsze tkwi w  zdecydowanym podejściu do adaptacji tekstu (usuwaniu wszystkiego, co językowo nieznośne i treściowo przebrzmiałe) oraz w metryce i doświadczeniu reżysera, który w dorosłość wchodził w pamiętnym 1968 roku. W roku, w którym zdjęcie „Dziadów” z afisza (z uwagi na antyradzieckie demonstracje na widowni) doprowadziło do osamotnionego i w efekcie brutalnie spacyfikowanego buntu polskiej inteligencji.

Nie jest zatem przypadkiem, że Raczak swój „tryptyk rewolucyjny” zaczął od „Dziadów” (potraktowanych także jako suma doświadczeń wielu pokoleń Polaków, poddanych opresji i walczących ze złem „z Bogiem, albo i mimo Boga”, także tych z łagrów i lagrów), by przez dramat „Marat-Sade” powstały właśnie w tamtych gorących czasach kontrkulturowego buntu w Polsce i na Zachodzie (”Maracie, Maracie, co się stało z naszą rewolucją?”)  dojść do „Czasu terroru” („Opowiem dzieje tchórzostwa, kłamstwa, przekupstwa i zdrady…”).

Całość zaczyna się jak realistyczny film akcji - serią bombowych zamachów, napadem na pocztowy konwój z pieniędzmi, serią egzekucji, których ofiarami padają zarówno okupanci, jak i zdrajcy we własnych szeregach. Kończy zbiorową hekatombą – użyciem wymyślonej w więzieniu śmiercionośnej broni, która niczym działo laserowe o mocy bomby atomowej, zniszczy piekło starego świata. Na nic obiekcje i skrupuły wynalazcy Dana (Robert Gulaczyk). „Śmierć, którą ty zadasz, zmieni kształt ludzkości. Bądź dumny. Strzelaj. Zniszcz ich świat” – rozkaże mu kobieca postać (Zuza Motorniuk), polskie wcielenie Szalonej Grety (nie jedyne odwołanie do malarstwa Pietera Bruegela Starszego). Może nieprzypadkowo imię to nosi ogromna 16 tonowa XV-wieczna armata z muzeum w Gandawie?

„Czas terroru” Raczaka to sequel, swoiste „Dziady -2” w jego wydaniu (bo i w „Róży” są tego ślady, tak jak inspiracje z „Nie-Boskiej komedii” i dramatów Wyspiańskiego). To bowiem teatr śmierci, choć już nie z Mickiewicza, gdzie zmarli są godni pożałowania i współczucia, ale właśnie z Wyspiańskiego, dla którego cmentarz jest miejscem poznania prawdy, ponieważ właśnie tam opadają maski, następuje zakwestionowane bezwzględnej władzy idei, haseł, zbiorowych wyobrażeń.

To bezpośrednie odniesienie do „Dziadów” najsilniej widoczne jest w scenografii, kostiumie i muzyce. Całość przedstawienia widzowie oglądają przez więzienne kraty, w celach toczą się też zasadnicze spory między bohaterami. Jednak ich ziemisto-szare kostiumy każą w nich widzieć bardziej upiory wywołane zza grobu, niż żyjące postaci. Dziadowska jest też pieśń i muzyka odwołująca się do postaci wędrownych lirników-opowiadaczy, którzy niegdyś pełnili rolę podobną do tej znanej nam ze współczesnych mass-mediów - sławiąc bohaterów, piętnując zdrajców, zapisując i mieszając legendy z prawdą (przejmująca rola Szalonej w wykonaniu Katarzyny Dworak).

W takiej właśnie oprawie reżyser, niczym Wirgiliusz Dantego, prowadzi widzów i korowód swoich bohaterów przez kolejne kręgi polskiego piekła, w którym wiatr zawsze wieje prosto w oczy, a ci maszerują jak „Ślepcy” (także z Breughla). Czytelny to symbol – ludzie prowadzeni przez zaślepionych przywódców zawsze źle kończą. Raczak podobnie jak Żeromski nie wierzy bowiem w rewolucję jako metodę na skuteczną i sprawiedliwą naprawę świata. Widzi w niej raczej ofiary - stosy trupów lub oszukanych jej szeregowych bojowników, na plecach których do władzy dochodzi nowy reżim. Dostrzega też, że rewolucyjny zamęt sprzyja ideowym szaleńcom, demagogom, nawiedzonym uzurpatorom prawdy, ale też najzwyczajniejszym kreaturom, zdrajcom i zbrodniarzom.

Poddając adaptacji tekst Żeromskiego reżyser inaczej rozkłada akcenty. Już nie inteligencki spór idealisty i zbawcy narodu (choćby bez niego i wbrew niemu) Czarowica (Paweł Palcat) z Zagozdą (Bartosz Bulanda), radykalnym wolnościowym internacjonałem („Polska! Wieczny romans. A jaka jest intryga i treść tego romansu?”), jest główną polityczno-rozliczeniową osią dramatu. W „Czasie terroru” narratorem demaskującym rewolucyjne szaleństwo jest urodzony „w gnoju, z nieznanego ojca i prostytutki” szpieg i zdrajca Anzelm („Widziałem rewolucję z góry i od dołu, wiązałem jej tajne sieci. Jestem pewny, że gdy uchylą się drzwi do współrządzenia spiskowcy spojrzą sobie w ślepia: kto ma pierwszy dopaść krzeseł, urzędów, dostojeństw, tytułów, zaszczytów i dochodów”). W tej roli świetny Rafał Cieluch, najlepsza rola tego aktora na legnickiej scenie i w całym przedstawieniu.

Całość, choć ubrana w kostium antyrosyjskich i niepodległościowych akcji bojowców PPS z początku XX wieku, w sztafaż ówczesnych robotniczych dyskusji i strajków o godziwe płace, jest jednak opowieścią uniwersalną – przynajmniej z perspektywy wszystkich polskich powstań i buntów XX wieku. W tej samej mierze czerpie z buntu czerwonej Łodzi roku 1905, Powstania Warszawskiego 1944 roku, co robotniczej rewolty 1980 roku, represji późniejszego stanu wojennego, jak i okrągłostołowego przełomu 1989 roku zakończonego ustrojową transformacją, która wyznaczyła kres solidarnościowej utopii i jej ideałów.

Raczak odświeża nam spór polityczny i moralny o cel, użyte środki, osiągnięte rezultaty i cenę, jako przyszło zapłacić. W piekle jakim była polska historia XIX i XX wieku cenę bardzo wysoką (co w spektaklu pokazuje montaż filmowy - od Powstania Styczniowego w obrazach Artura Grottgera, po sceny masakr wojen światowych). Przypomina też, że „walka zła z dobrem bez względu na to czy za tło mieć będzie duszę szpiega – cuchnący pomiot rynsztoka, czy serce kobiety, czy wreszcie wojnę klas i narodów – zawsze da się sprowadzić do walki prawdy z kłamstwem, fałszu z prawdziwym rachunkiem” – jak pisał Antoni Słonimski po warszawskiej premierze „Róży” w inscenizacji Leona Schillera (1926).

By jednak nie sprowadzać całości do wymiaru polityczno-etycznego widz znajdzie tu także rozważania o wolności sztuki poddanej ciśnieniom rynku i ideologii, a także echa rewolucji feministycznej i cenie, jaką trzeba zapłacić za miłość (lub rezygnację z niej). Pomińmy te wątki…

„Czas terroru” to nie jest sztuka lekka, łatwa i przyjemna. Nikt się tu nie zaśmieje, bo nie ma z czego, a i śmiech nie przystoi na cmentarzu (świetna scena pochodu żywych trupów, dość obrzydliwych symboli polskiej martyrologii; u Żeromskiego był to - także obrazoburczy - pokaz mody patriotycznej). Legnickie przedstawienie w ruinie przedwojennego teatru Varietes na robotniczym Zakaczawiu to zwycięstwo teatru, to magia, która wciąga i wysysa emocjonalnie. Trudno złapać oddech, a po zakończeniu tego szalonego spektaklu - ochłonąć. To także fenomenalna, zespołowa gra całej aktorskiej trupy i spektakl kompletny: ze świetną scenografią, kostiumami, muzyką, śpiewem i scenicznych ruchem. Sceniczny brylant dla dojrzałego i wymagającego widza.

Grzegorz Żurawiński


powiedzieli po premierze:


Lech Raczak, reżyser:
- Chciałem przypomnieć lata, w których o niepodległość walczono pod czerwoną flagą. Uznałem, że warto. Mam czasami wyrzuty sumienia, że dręczę Legnicę tą moją „rewolucyjnością”. Ale mam takie ciche, awanturnicze zapewne marzenie, by kiedyś zagrać wszystkie te trzy dramaty… jednego dnia! Obiecuję też, że zrobię w legnickim teatrze coś jeszcze i że będzie to… komedia! Choć nie obiecuję, że zrobię to „po bożemu”.

Jacek Głomb, dyrektor Teatru Modrzejewskiej:
- Zobaczyłem wielki, świetny spektakl. Ale nie powstał on przypadkiem, bo tak wyobrażamy sobie koncepcję teatru narodowego, który można robić także poza Warszawą. Dawno nie widziałem tak ogromnej opowieści o Polsce, tak porażającej opowieści o naszym kraju. „Czas terroru” to piąta opowieść Lecha Raczaka zrealizowana w Legnicy. Każda kolejna wydaje mi się lepsza.

    
Teatr Modrzejewskiej w Legnicy
Scena na Kartuskiej

CZAS TERRORU
na motywach  „Róży” Stefana Żeromskiego
scenariusz i reżyseria: Lech Raczak
scenografia: Bohdan Cieślak
kostiumy: Ewa Beata Wodecka
muzyka: Jacek Hałas
ruch sceniczny - Bartłomiej Raźnikiewicz
premiera: 1 maja 2010 r.

Obsada: Anzelm – Rafał Cieluch, Czarowic – Paweł Palcat, Dan – Robert Gulaczyk, Zagozda – Bartek Bulanda, Oset – Paweł Wolak, Śledczy – Bogdan Grzeszczak, Szalona – Katarzyna Dworak, Dziewczyny ze snu Czarowica – Magda Biegańska, Ewa Galusińska, Magda Skiba, Kobiety ze snu Zagozdy – Zuza Motorniuk, Małgorzata Urbańska, Tajniacy – Magda Biegańska, Bartek Bulanda,  Joanna Gonschorek, Wojciech Kowalski, Ksiądz – Wojciech Kowalski, Mówcy strajkowi – Magda Biegańska, Bartek Bulanda, Joanna Gonschorek, Bogdan Grzeszczak, Wojciech Kowalski, Zuza Motorniuk, Paweł Wolak, Prelegentka – Małgorzata Urbańska, Rzemieślnicy wiejscy – Paweł Wolak, Lech Wołczyk, Nauczycielka muzyki – Małgorzata Urbańska, Kobieta z laboratorium – Zuza Motorniuk, Strażnik – Lech Wołczyk.