Drukuj
Już w najbliższą niedzielę 7 marca o godz. 21.10 program pierwszy TVP pokaże premierowo pierwszy z czterech odcinków serialowej i wzbogaconej o nowe wątki "Małej Moskwy" Waldemara Krzystka. Z tej okazji z wrocławskim reżyserem o legnickich korzeniach rozmawia Justyna Kościelna.


Najpierw - od siódmego marca - cztery odcinki "Małej Moskwy", później siedem "Sprawiedliwych". Zmonopolizował Pan wiosenną ramówkę telewizji publicznej.

Złośliwcy mówią nawet, że w TVP jest pasmo "okruchy życia" i pasmo "Waldemar Krzystek". Ale to zupełny przypadek, że w kolejne niedzielne wieczory jedynka wyemituje moje seriale.

Inni złośliwi dodają, że odcina Pan kupony od "Małej Moskwy" jeszcze raz ją sprzedając, tym razem pod szyldem "serial".


Ale to bzdura. O żadnym koniunkturalizmie nie ma mowy - serial i film były robione równolegle. Powstały dwa scenariusze, są różne wątki. Grono moich "wielbicieli" niech się więc najpierw lepiej dowie, a później dopiero atakuje. Mnie cieszy to, że film się sprzedaje na całym świecie. I zbiera dobre recenzje. W internecie można nawet znaleźć piracką wersję z... chińskim tłumaczeniem. Ostatnio "Mała Moskwa" miała premierę w Rosji. Od tego momentu dostaję setki mejli z podziękowaniami. Ludzie przyrównują opowiedzianą przeze mnie historię do historii Anny Kareniny czy Romea i Julii. Komentują, wspominają.

Nie kusi Pana, żeby zrobić jakąś kontynuację?


Zobaczymy. W maju do Legnicy przyjeżdża syn Lidii Siergiejewny Nowikowej, która była pierwowzorem postaci Wiery. W liście do prezydenta miasta poprosił o rozmowę ze mną. Być może coś z niej wyniknie. Na razie to jednak plany, nie chcę o nich mówić.

Pomówmy więc o Pana drugim serialu, który wyemituje TVP 1.


To nie serial w potocznym rozumieniu. Raczej bardzo długi film pocięty na siedem kawałków. "Sprawiedliwi" są pełni emocji, wzruszają - pewnie znów z tego powodu będą się mnie czepiać... Opowiadam w nim o młodej pielęgniarce, która w czasie II wojny światowej pomaga Żydom. Akcja dzieje się na dwóch planach: współczesnym i historycznym. Praca nad produkcją była piekielnie ciężka.

Dlaczego?

Między innymi ze względu na tematykę. No i budżet. To film historyczny, podobny np. do "Ireny Sendlerowej". Tam do dyspozycji mieli miliony dolarów, czyli wielokrotnie więcej niż my. A widza przecież to nie obchodzi. Chce zobaczyć po prostu dobry film.

Drugi plan obsadził pan gwiazdorsko.

Ale wśród głównych postaci nie ma co szukać popularnych aktorów, no może oprócz Anny Dereszowskiej, która wygrała casting. Przy kompletowaniu obsady chcieliśmy uniknąć sytuacji, że widz myli jeden serial z drugim, bo w kółko, w każdej produkcji, widzi tych samych aktorów.

Skoro jesteśmy przy obsadzie: wiadomo już, kto zagra w filmie o dolnośląskiej Solidarności?


Nie, nad tym będziemy się zastanawiać, jak domkniemy budżet. O obsadzie w "80 milionach" wiadomo tylko tyle, że - podobnie jak w rzeczywistości - najprzystojniejszy aktor będzie grał Frasyniuka. On nawet starzeje się interesująco... A w podziemiu dziewczyny wzdychały tylko do niego. Nie mogę, przez zwykłą zazdrość, zrobić z niego w filmie Quasimodo.

(Justyna Kościelna, „Pasmo Krzystek w TVP”, Polska Gazeta Wrocławska, 3.03.2010)