Drukuj
- Chcę połączyć lata świetności Stali Gorzów z czasów Edwarda Jancarza ze współczesnością - mówi Jacek Głomb, dyrektor Teatru Modrzejewskiej w Legnicy. Lada dzień na gorzowskiej scenie u Osterwy zaczyna on próby do spektaklu "Zapach żużla”. Pisze Renata Ochwat.

- Chcemy opowiedzieć o czymś, co jest dla tego miasta ważne. A przecież w Gorzowie żużel to religia - mówi Jacek Głomb, choć zastrzega, że teatr jest od mitologii i kreacji, a nie od dokumentacji, więc nie spodziewajmy się scenicznej opowieści o życiu Edwarda Jancarza czy wojenkach Stali z Falubazem. Reżyser jest specjalistą od opowieści lokalnych. W Legnicy wyreżyserował "Balladę o Zakaczawiu”. Ma także na koncie głośną komedię "Operacja Dunaj”.

Tekst jeszcze cały czas powstaje. Pisze go Iwona Kusiak, kierownik literacki gorzowskiego Teatru Osterwy. - Pomysł na takie przedstawienie chodził nam po głowach już dobrych kilka lat. Zastanawialiśmy się, co jest charakterystycznego dla Gorzowa i wyszło, że żużel - mówi Jan Tomaszewicz, dyrektor gorzowskiej sceny.

Zarówno autorka, jak i reżyser spędzili dziesiątki godzin na rozmowach z byłymi zawodnikami gorzowskiej Stali. Rozmawiali z Zenonem Plechem, Jerzym Rembasem, Bogusławem Nowakiem, czyli zawodnikami ze złotego teamu, z czasów kiedy klub raz za razem zdobywał tytuły mistrza Polski. - Podczas balu Stali kilka godzin poświęcił nam aktualny kapitan żółto-niebieskich Tomasz Gollob. Na pytanie, kim dziś byliby ówcześni zawodnicy, odpowiedział krótko: bogatym ludźmi - mówi reżyser.

Do wspomnień żużlowców dołożyły się też opowieści kibiców, choćby gorzowskiego radnego Romana Bukartyka, który na żużel chodzi od zawsze, czy mecenasa Jerzego Synowca - kibica ze stażem, jak sam mówi, około 50-letnim. I. Kusiak przepytała także kapelana Stali księdza Andrzeja Szkudlarka, mechaników, działaczy, fanów, którzy zechcieli się podzielić wrażeniami, opowiedzieć o emocjach, jakich dostarcza im ukochana Staleczka. Iwona Kusiak śmieje się, że nie było jej łatwo: - Bo nie dość, że jestem kobietą, to jeszcze pochodzę z Zielonej Góry!

Wiadomo na pewno, że sztuka nie będzie balladą o Edwardzie Jancarzu. - Nie chcemy tworzyć opowieści o jednej osobie, choćby był nią ktoś tak ważny, jak Jancarz. Chcemy uchwycić klimat, to coś, co decyduje, że speedway jest w Gorzowie popularny - podkreśla reżyser. I dodaje, że choć pewne zdarzenia będą się odnosić do legendy gorzowskiego żużla, to sam Eddy się na deskach scenicznych nie pojawi. Na pewno nie będzie też odniesień do słynnych wojen kibiców Stali i Falubazu. Bo, jak tłumaczą twórcy, nie o to chodzi.

Wiadomo za to, że w spektaklu zagra siedmiu aktorów i trzy aktorki oraz, że zostanie on wystawiony na Scenie Letniej.

Poza tym twórcy nie chcą ujawniać szczegółów. - Nie możemy tego zrobić, bo wówczas zginie magia. Widz ma przyjść do teatru, coś przeżyć, a nie przeczytać o tym w gazecie - mówi J. Głomb. Na zarzut, że przecież widza trzeba czymś zachęcić, a zwłaszcza kibica, który być może do teatru nie zagląda, odpowiada: - Jak ludzie usłyszą szeptankę na mieście, że tu dzieje się coś fajnego, na pewno przyjdą. Kibice też.

Coś w tym jest, bo już pierwsze informacje o przygotowywanym spektaklu wywołały prawdziwą euforię... na razie u żużlowych działaczy. - Natychmiast pędzę do teatru, aby sobie zarezerwować miejsce - żartuje Maciej Mularski, wiceprezes Stali, gorzowski przedsiębiorca. Mówi, że klub całym sercem popiera ten pomysł i pomaga, jak się tylko da. A prezes Stali Władysław Komarnicki jest głęboko przekonany, że na przedstawienie o ukochanym sporcie do teatru ściągną tłumy.

Jedynie J. Synowiec, były prezes Stali, zachowuje lekki sceptycyzm. - Przed twórcami stoi bardzo trudne zadanie: pokazać klimat - mówi. Tłumaczy, że fenomen żużla w Gorzowie polega na marzeniach biednych ludzi. - Proszę pamiętać, że oni zjechali się tu po wojnie. Przyjechali zza Buga, jak mój ojciec, lub z Wielkopolski, jak moja mama. I dla nich marzenie o motocyklu na własność było przez lata nieosiągalne. Dlatego takim powodzeniem cieszyły się tu najpierw zawody motorowe, a potem żużel - mówi znany adwokat. Jego samego miłością do czarnego sportu "zainfekowali” wujowie i koledzy z ulicy.

O tej magii mówią też bywalcy stadionu przy ul. Śląskiej. Opowiadają o niedzielnych meczach w tamtych złotych dla Stali czasach. - Najpierw szło się do kościoła, a po południu na żużel - wspominają. Wanda Milewska, dziś dziennikarka, opowiada, jak w jej szkolnych czasach w poniedziałki na przerwach gadano tylko o tym, jak pojechał Migoś czy Rogal. - Ktoś, kto tego nie przeżył, nie potrafi zrozumieć - mówi.

Próby do spektaklu "Zapach żużla” mają się zacząć w ostatnim tygodniu lutego, choć reżyser złamał w miniony poniedziałek nogę w kostce. - Damy radę, najwyżej będę chodził o kulach - mówi i ze śmiechem wyjaśnia, że noga w takim procesie, jakim jest tworzenie spektaklu, nie jest decydująca. Premiera zaplanowana jest na przełom marca i kwietnia.

(Renata Ochwat, „Żużel to u nas niemal religia” Gazeta Lubuska, 13.02.2010)