Drukuj
Jak zagrać osiem przestrzeni w teatrze? Prosto. Polegając na dziecięcej wyobraźni. Prostota przestrzeni i tekstu jest dominantą tego spektaklu. O ile pierwsza robi wrażenie, druga miejscami rozczarowuje. O sobotniej premierze sztuki Katarzyny Dworak i Pawła Wolaka w ich autorskiej reżyserii pisze Aleksandra Lesiak.

„Pracapospolita, czyli tacy sami” - tytuł wywołujący ciąg semantycznych skojarzeń. „Pospolitość skrzeczy” wołał niegdyś poeta, a dziś pospolitość wypływa ze spektaklu w niepospolity sposób. Jest to bowiem, ujęcie, którego do tej pory w legnickim spektaklu nie można było spotkać.

Przestrzeń teatralna, wymagająca i intrygująca, plastyczna. Jednak poruszany temat wydaje się znajomy. Praca – rodzinny interes, niuanse życia rodzinnego, matka-pijaczka, ojciec, którego nie było, a jak był, to „na trzeźwo wszystkich nienawidził”, chory syn i wiara, że cel uświęca środki. Czy prośba dzisiaj jest skutecznym sposobem osiągania tego, czego się pożąda? Nie wiadomo – albo prosimy niewłaściwą osobą, która musi poprosić kogoś innego, albo boimy się poprosić. A może nie mamy kogo poprosić? Bo wszyscy jesteśmy „tacy sami”. Ale czy rzeczywiście do siebie podobni – równi czy równiejsi. Chociaż pełnimy w życiu różne role, to i tak każdy chce zdobyć milion, bo każdemu jest on niezbędny i każdy zrobi z niego najlepszy użytek. Różnimy się jedynie sposobem, w jaki go zdobywamy.

Czy istnieje zatem coś, dla czego można poświęcić wszystko? Oszukać wszystkich? Główna bohaterka, Kasia (Katarzyna Dworak), której przyszło zmierzyć się z sytuacją rodem z tragedii antycznych, każdego dnia walczy o kolejny dzień dla swojego chorego dziecka. Jego ojciec uciekł, bo się przeraził. Uciekł z życia syna, bo w życiu swojej żony wciąż istnieje – mimo że ona ma nowego partnera. Jego upór okaże się skuteczny. Dla matki zupełnie niejasne jest, jak można pozbawiać leczenia śmiertelnie chore dziecko, tłumacząc to „nieopłacalnością”. Dla niej każdy wygrany dzień jest na wagę złota. By zdobyć środki na leczenie syna jest gotowa na wiele poświęceń, z które musi dźwigać sama. Katarzyna Dworak ma w tej roli kilka mocnych momentów – zwłaszcza, w których dochodzi do eksklamacji emocji.

Ale Kasia nie jest sama. Ma brata – Grzesia, który bezsprzecznie jest dużo słabszy psychicznie, ale urok tej postaci ujął publiczność. Grzegorz Wojdon stworzył najciekawszą kreację w przedstawieniu. Bez wątpienia jest to postać komiczna, a ze swoim partnerem życiowym – Tomkiem (Paweł Palcat) tworzą udany duet przeciwieństw. Uczucie, jakie ich łączy nie jest wulgarne. Przy całej gamie wulgaryzmów padających z ust aktorów, przedstawienia miłości są subtelne i przyjemne.

Chwilami można odnieść wrażenie, że „Pracapospolita” to w zasadzie komedia erotyczna, często epatuje się erotyką. Pojawiają się ciekawe sytuacje komiczne. Ale autorzy scenariusza (Kasia Dworak i Paweł Wolak), po raz kolejny, pokazując swoją wizję rzeczywistości, ostro ucinają śmiech w finale. W życiu nie często mamy okazję do szczerego śmiechu, a teatr jest tylko krzywym odbiciem determinującej nas rzeczywistości.

O tym, jak bardzo zdominowani przez teatr poczuli się odbiorcy spektaklu, mogą świadczyć ich żywe reakcje w foyer. Osoby pełniące ważne funkcje publiczne nie chciały się wypowiadać na temat przedstawienia. Jedynie Robert Kropiwnicki wyraził swój zachwyt nad ujęciem przestrzeni, grą aktorską i ogólną wizją przedstawienia. Inni potrzebują czasu by oswoić się z nową propozycją legnickiego teatru. A może nie mają na to ochoty…

(Aleksandra Lesiak, „Zdominowani przez rzeczywistość?”, www.lca.pl, 24.01.2009)