Drukuj
Pozytywnie zakręcona. Z Mariolą Hotiuk z biura promocji Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy o jej wspólnym strzelaniu z mężem i odznaczeniach za celność rozmawia Tomasz Woźniak. Także o tym, że raz ona jest górą, a raz mąż.



Skąd Pani zamiłowanie do strzelania?
Jestem zodiakalnym strzelcem. To nie żart, ale podobno właśnie ludziom spod mojego znaku wróży się karierę wojskową. Lubiłam jeździć na obozy przysposobienia obronnego. Szczególnie, że były tam zajęcia z łączności, strzelania i musztry.

I właśnie wtedy zakochała się pani w karabinie?
Na początku w masce przeciwgazowej i stroju OP-1, czyli przeciwchemicznym. Mieliśmy po naście lat i czuliśmy się w tych kostiumach jak kosmici. Na szkolnych obozach zaczęłam strzelać z kbks-u i wiatrówki.

Dobrze Pani szło strzelanie?

Myślę, że tak, skoro jeszcze na obozie dostałam złotą odznakę sportów obronnych właśnie za strzelanie. Miałam dobre oko. Odznakę zawsze wymieniam na pierwszym miejscy swoich dokonań.

Pasja jednak nie zginęła wraz z końcem szkoły?

Na szczęście potem jeździłam już na obozy jako opiekunka i udało mi się kilka razy postrzelać. Z reguły dostawałam najstarsze grupy i wpierałam im, że aby zostać wychowawcą, musiałam też zdobyć żółty pas w karate i skończyć studia psychologiczne. Przy takich "umiejętnościach" musiałam jeszcze pokazać, że umiem strzelać. Pomagało. Z reguły nie było problemu z wychowankami. Lubię ruch i sport. Uczyłam się salsy, ćwiczyłam aerobik. Dlatego uwielbiam strzelać, ale tylko do nieruchomej tarczy z wiatrołapem. Mam w domu wiatrówkę i czasami z mężem wychodzimy w pole na obrzeżach Legnicy żeby z dala od ludzi, by postrzelać ze ślepaków do celu. Czasami też robimy minizawody ze znajomymi.
 
Kto wygrywa?
Różnie. Raz ja jestem górą, a raz mąż. Podobnie jest, gdy strzelamy ze znajomymi.

Mąż zaczął strzelać dzięki Pani?
Kupił wiatrówkę, by sprawić mi niespodziankę. I mnie zaskoczył. Jednak sam też chciał strzelać.

(Tomasz Woźniak, „Strzelam tylko do nieruchomych tarcz na polu”, Panorama Legnicka, 19.01.2010)