Drukuj
Trwa jesienne przyspieszenie na legnickiej scenie jazzowej, a miejscowy Jazz Club Blue Monk nie zwalnia tempa. Trzy nietuzinkowe koncerty w niespełna miesiąc – to wynik godny uwagi. Zaczęło się 7 listopada od fenomenalnego koncertu Joscho Stephan Band, a już za kilka dni, bo 1 grudnia na scenie Caffe Modjeska wystąpi zespół amerykańskiego, czarnoskórego mistrza gitary Vasti Jacksona. A pomiędzy, bo w minioną sobotę 21 listopada był polsko-fiński Dominik Bukowski – Joonatan Rautio Quartet. O tym ostatnim pisze Cezary Bukowski.

Przed koncertem Kwartetu Dominik Bukowski – Joonatan Rautio zrobiłem rachunek sumienia: co wiem o fińskim jazzie? Oczywiście Edward Vesala. Była też jakaś płyta-składanka „made in Finland” dołączona do Jazz Forum. Kto jednak jest w stanie zapamiętać fińskie nazwiska? W Internecie znalazłem stronę Suomijazz. Rozbawił mnie krótki wstęp w języku angielskim. „Strona, chociaż po fińsku, zawiera wiele ciekawych informacji”.

Wszystko zaczęło się podobno w 1926 roku, kiedy do portu w Helsinkach przycumował S/S „Andania” z amerykańskim zespołem jazzowym „Andania Yankees” na pokładzie. Część muzyków mówiła po fińsku! Grali przez kilka miesięcy, a jeden z nich , Tommy Tuomikoski, zamieszkał w Finlandii na dłużej. Słowa „jazz” zaczęto używać w ojczyźnie Sibeliusa nawet wcześniej, od około 1919, jednak nie jako nazwy gatunku muzycznego, ale jako określenia kosmopolitycznego, niezależnego stylu życia.

W sobotę mieliśmy okazję przekonać się, czy Finowie „czują bluesa”. Kto nie skorzystał, niech żałuje, bo że czują, nie ulega żadnej wątpliwości. Joonatan Rautio od razu zaskarbił sobie moją sympatię śpiewną grą. Jego saksofon brzmiał wręcz słodko. Dla tych, którzy stereotypowo odbierają Skandynawów jako chłodnych, zaskoczeniem musiało być zachowanie Joonatana.

Zaczął rzeczywiście dość beznamiętnie. „Schowany” za saksofonem obserwował publiczność, jak gdyby dziwił się jej obecności. W pięknej balladzie zatytułowanej Anna, podczas solówki wibrafonisty, wydawał się być bliski załamania nerwowego albo ciężkiej depresji. Takie wrażenie sprawiał wyraz jego twarzy. Ale już w następnym utworze zagrał z niespodziewaną ekspresją i intensywnością. Joonatan Rautio sprowokował we mnie inne niż powszechnie przyjęte, zapewne równie błędne, uogólnienie o jego nacji: „Finowie są szaleni!”. Po koncercie przy stole zachowywał się równie nieprzewidywanie: na ogół zdystansowany, nagle reagował z wielką spontanicznością. Jeżeli wszyscy Finowie są podobni, to ja uwielbiam Finów.

Jego rodak również był nietypowy, ale z innego powodu. Zamiast produkować hałas, jak to w zwyczaju mają perkusiści, grał i to z największą finezją. Nikogo nie zagłuszał, tylko inteligentnie towarzyszył. Można było usłyszeć wybrzmienia membran jego bębnów, zamiast suchego trzasku, jaki z upodobaniem wydobywają bębniarze lubiący rozwiązania siłowe (w Polsce to właściwie norma). W solówkach pojawiały się wyraźne formuły rytmiczne, traktowane jako kanwa do improwizacji. Stara szkoła, chociaż Pynssi to młody człowiek. Dzięki niemu uwierzyłem, że perkusja jest instrumentem muzycznym!

Czas o polskiej stronie księżyca, czyli o wibrafoniście i kontrabasiście dopełniających kwartet. Dominik Bukowski nie zawiódł. Poznaliśmy już jego grę dwa lata temu w zespole Kułakowskiego. Być może mniej spektakularny, ale za to bardziej dojrzały – zresztą muzyka trudniejsza. Jako kompozytor równie utalentowany. Piotr Lemańczyk, kojarzący mi się trochę z Ronem Carterem, reprezentuje ten typ muzykowania na kontrabasie, który szczególnie lubię. Dół, niski rejestr, solidna podstawa dla zespołu.

Kwartet wykonywał własną muzykę. Na bis pojawił się standard, cudownie „wyśpiewana” ballada The One and Only Love. (skomponował ją Guy Wood w 1952). Zaraz po koncercie jeden z bywalców zagadnął mnie o Blue Monk, rozczarowany, że „święta” tradycja została złamana. Otóż był i Blue Monk! Wpleciony w początek kompozycji Joonatana, którą Dominik zapowiedział jako „blues skomponowany w Polsce podczas jazdy samochodem, nie posiadający jeszcze tytułu”.

Zaryzykuję opinię, że był to jeden z najlepszych koncertów w klubie – pozbawiony zbędnego w tym przypadku elementu show, posiadał wartość czysto muzyczną. Coś dla ucha, bez kompromisów na rzecz oka. Brzmienie piękne i detaliczne, wręcz studyjne, zwłaszcza w drugiej części. Ciekawe kompozycje. Wzajemne słuchanie się. Rasowe solówki. Europejski drive, tak różny od amerykańskiego, co nie znaczy, że gorszy albo lepszy. Występ kwartetu jeszcze raz potwierdził regułę, że formuła akustyczna sprawdza się w klubie najlepiej.

Dominik Bukowski – Joonatan Rautio Quartet
Dominik Bukowski – wibrafon
Joonatan Rautio – saksofon tenorowy
Piotr Lemańczyk – kontrabas
Ville Pynssi – perkusja
Jazz Club Blue Monk, Caffe Modjeska Legnica, 21 listopada 2009

Cezary Bukowski