Drukuj
Z teatru wyszłam trochę rozbawiona, a nieco rozzłoszczona. Z myślami biję się już tydzień. W końcu doszłam do wniosku, że inscenizacja dramatu Krzysztofa Kopki w reżyserii Jacka Głomba wymierzyła mi ostry policzek, choć twórcy tak często powtarzali, że w przedstawieniu nie ma perfidii, a jest ciepły dowcip i subtelna ironia. O „Palę Rosję! – opowieść syberyjska” pisze Ilona Matuszczak.

Spektakl rozgrywa się w dwóch planach czasowych: historycznym i współczesnym. Wydarzenia z 1846 dotyczą historii polskich zesłańców na Syberię, w większości – uczestników powstania listopadowego. Akcja współczesna to bułhakowowska, po trochu absurdalna opowieść o ich potomkach, którzy przybywają na „syberyjskie safari” w poszukiwaniu grobów przodków oraz atrakcyjnej przygody.

Poszczególne płaszczyzny czasowe oddzielane są lejtmotywami muzycznymi bądź niepokojącym przejściem „gnijącej panny młodej” – Francuzki grzebiącej w grobach w poszukiwaniu ciała swojego męża. Fabuła obfituje w nagłe zwroty akcji, historie miłosne, polityczne intrygi, sensacyjne rozwiązania. Widownia jest podzielona – siedzimy naprzeciwko siebie po dwóch stronach podłużnej sceny pokrytej zwałami ziemi i stosikiem drewnianych desek. Przyglądamy się sobie i bywa, że ktoś oberwie grudką ziemi, poczym strząśnie ją z niesmakiem. Dobrze jest czasem oberwać, to wyrywa z potocznego myślenia.

Ten spektakl drażni. Wprawdzie od dawna próbujemy podważyć tę naszą martyrologiczną przeszłość, zerwać z mitem Polaka-ofiarnika, przywiązanego do krzyża i orła białego – czasem powierzchownie, ale zawsze na śmierć i życie. A jednak kiedy na legnickiej scenie oglądałam polskich zesłańców, ich obłudę, naiwność, tchórzostwo czy kłótliwość, trudno było mi to przełknąć.

Myślałam, że spektakl nie jest adresowany do mnie, bo jestem młoda, nie mówię po rosyjsku, a gra aktorska nie daje mi odpowiedniego ekwiwalentu kwestii obcojęzycznych. Sądziłam nawet, że inscenizacja realizowana jest pod rosyjską publiczkę. Jednocześnie wydawała mi się ostrzeżeniem przed Rosjanami, którzy wykorzystują naszą dobroduszność i łatwowierność, igrają sobie z nami, okłamują przy każdej sposobności.

Nieswojo czułam się po zakończeniu przedstawienia, bo coś zakłóciło mi trzeźwy ogląd sytuacji. Nieznośne to było uczucie, z którym borykałam się aż do chwili, kiedy zapoznałam się z recepcją spektaklu na Syberii. Okazało się, że Rosjanie mieli identyczne zarzuty jak ja: że za dużo obcego języka, a narody zostały przedstawione na zasadzie czarno-białego kontrastu. Co sprawiło, że w Polsce spektakl postrzegany był jako prorosyjski, a w Rosji – jako propolski? Czy zauważamy ironię, która leży u podstaw spektaklu?

„Palę Rosję!” to spektakl utkany ze stereotypów i największym nieporozumieniem jest to, że próbuje się w nim dostrzec opinie twórców, a tymczasem jedyne, czego powinniśmy się doszukać to nasze schematyczne postrzeganie świata. Niby odczuwamy ironię twórców, ale odczytujemy ją jako bardziej zjadliwą w stosunku do narodu, z którym się identyfikujemy.

Myślę, że dystans artystów jest przez nas słabo dostrzegalny, ponieważ wstyd nam się przyznać, że postrzegamy świat stereotypowo i nie lubimy weryfikować tego upraszczającego sposobu myślenia, który porządkuje nam rzeczywistość. Trzeba mieć dystans wobec własnej narodowości, siebie oraz historii, żeby dostrzec rezerwę twórców i nie oceniać ich przedstawienia w kategoriach narodowych inklinacji bądź uprzedzeń. Na przeszkodzie do odszyfrowania intencji artystów stoi jednak coś silniejszego, bardziej oślepiającego niż niechęć do rezygnacji z generalizowania. To narodowa duma, żeby nie powiedzieć: pycha, zaburza nam odbiór.

Legnicki spektakl polega na żonglowaniu stereotypami, dlatego nie można dać się zwieść happy endowi, który uwodzi swoim optymizmem, ale nie jest niczym więcej niż kolejnym schematem. Niektórzy odczytują finalne „bratanie się” przy kieliszku jako wyraz nadziei twórców na porozumienie narodów. Sądzę, że ostatnia scena wyrasta konsekwentnie z założeń programowych spektaklu i jest krytycznym wykorzystaniem obiegowego sądu, że Rosjanin z Polakiem może się dogadać jedynie pod wpływem alkoholu. Gdyby w tego rodzaju rozwiązania wierzyli artyści, nie zrobiliby spektaklu, a potańcówkę – chociaż prawdą jest, że bije z tej sceny nadzieja na przyjaźń między narodami.

Zawiedzione oczekiwania niektórych krytyków wynikają chyba z tego, że spodziewali się odważnego i konkretnego głosu w dyskusji, recepty czy manifestu, tymczasem zostało podrażnione ich narodowe ego. „Palę Rosję!” jedynie prowokuje do dialogu, który będzie możliwy tylko wtedy, gdy pozbędziemy się uprzedzeń i tego filtru bezpieczeństwa, jakim są utarte schematy myślowe w spotkaniu z Innym.  Każdy myśli stereotypami, dlatego warto czasem przyjąć policzek, żeby sobie to uświadomić i zweryfikować prawdziwość sądów.

Przyznam, że dałam się nabrać na tą tajemniczą Syberię z jej duchami i jakuckimi szamanami w tle, uległam urokowi Grafa Szremietiewa, a serce mi się rwało do tego szaleństwa, gorącego temperamentu Rosjan. Zwłaszcza, że Katarzyna Dworak z Gabrielą Fabian stworzyły tak nietuzinkowe role, że chciałoby się je spotkać w rzeczywistości i kurczowo trzymać stereotypu.

Trzeba mieć dużo odwagi i programowej konsekwencji, żeby zrealizować taki projekt, jakim jest „Palę Rosję! – opowieść syberyjska”. Ryzykiem jest wystawić przedstawienie, które w pierwszej kolejności nie będzie oceniane w kategoriach artystycznych, a społeczno-politycznych. Tym bardziej, że obiektywny odbiór zakłóca coś tak absurdalnego z jednej strony, a z drugiej naturalnego jak narodowa duma. A spektakl Głomba to przecież miecz obusieczny i znak pokoju zarazem.

Ilona Matuszczak, Fundacja Teatr Nie-Taki