Drukuj
- Obawiam się, że przyszłość prasy lokalnej jest mocno zagrożona. "Konkrety" to przecież jedna z kolejnych gazet, zamykanych w związku z ekspansją dużego koncernu wydawniczego - podkreśla dr Adam Szynol, znany wrocławski dziennikarz i medioznawca, obecnie pracownik naukowy Uniwersytetu Wrocławskiego. Dawid Kocik z portalu www.dolnoslazak.pl rozmawiał z nim w kontekście decyzji niemieckiego wydawcy o zamknięciu najstarszego legnickiego tygodnika „Konkrety".


Jak "Konkrety" odpowiadały na oczekiwania legnickiego rynku? Czy dobrze się sprzedawały?


- Ostatnie wiarygodne dane pochodzą z 2000 roku, średni nakład i sprzedaż wyniosły wtedy odpowiednio 16027 i 10198 (to dane zgłoszone przez wydawcę do Związku Kontroli Dystrybucji Prasy). Niestety od 2001 roku wydawca, czyli Śląski Dom Wydawniczy Media & Press sp. z o.o., nie zgłaszał już swoich danych o nakładzie i sprzedaży do ZKDP.O oczekiwaniach legnickiego rynku powinni się w zasadzie wypowiadać mieszkańcy tamtego regionu, ale sądząc po reakcjach niektórych czytelników, pismo miało gorących zwolenników. Może nie była to zbyt liczna grupa czytelników (kilka, maksimum kilkanaście tysięcy; ale czy to mało?), ale wierna i oddana tytułowi. Gdy zapowiedziano zamknięcie gazety, do jej redakcji nie tylko napłynęło sporo listów sprzeciwiających się likwidacji tytułu, ale nawet zgłaszali się sami czytelnicy, zbulwersowani postanowieniem właściciela pisma. Nie mam wątpliwości, że znacznie lepiej na oczekiwania mieszkańców regionu odpowiada gazeta, której cała redakcja znajduje się w Legnicy, niż "Słowo Polskie-Gazeta Wrocławska", której tylko kilkoro przedstawicieli mieszka w Legnicy czy w Lubinie. Na pewno ważniejszą rolę pełni tu biuro reklam i ogłoszeń "Słowa-Gazety", niż jej skromna redakcyjna reprezentacja.

Jak Pan ocenia krążącą w dziennikarskim światku hipotezę, że Verlagsgruppe Passau zamknął "Konkrety", by usunąć konkurencję dla SPGW i "Panoramy Legnickiej"?


- Wydaje się ona bardzo prawdopodobna. Warto sięgnąć pamięcią do 4 września 2003 roku, kiedy Polskapresse (polski reprezentant spółki czy też całej grupy niemieckiego inwestora - Passauer Neue Presse, Verlagsgruppe Passau) odkupił "Słowo Polskie" i "Wieczór Wrocławia" od Orkli (do Orkli należało również 58 proc. udziałów w "Konkretach"). Można więc sądzić, że teraz, gdy sprawa nieco przycichła, niemiecki inwestor chce sytuację w regionie "uporządkować", czyli pozbyć się konkurenta na rynku czytelniczym, a w szczególności na rynku reklam i ogłoszeń.

Jaka jest przyszłość gazet podobnych do "Konkretów"? Czy mają one szanse tylko w mniejszych powiatach, do których nie weszły wielkie koncerny w rodzaju Verlagsgruppe Passau?


- Obawiam się, że przyszłość prasy lokalnej jest mocno zagrożona. "Konkrety" to przecież jedna z kolejnych gazet, zamykanych w związku z ekspansją dużego koncernu wydawniczego. Mniejsze wydawnictwa w starciu z Polskapresse nie mają większych szans. Dla niemieckiego inwestora dołączenie do "Słowa Polskiego Gazety Wrocławskiej" paru tysięcy lokalnej wkładki na danym terenie to żaden problem. Dla małej spółki, wydającej tygodnik lokalny w nakładzie kilku-kilkunastu tysięcy, to potężne wyzwanie, tak w sensie logistycznym, jak i biznesowym oraz redakcyjnym. Czytelnik, mając do wyboru gazetę o objętości 40-50 stron, z dodatkiem tematycznym, z przewodnikiem TV, coraz rzadziej sięga po lokalny tygodnik w tej samej cenie. I jeszcze jedna kwestia, po boomie początku lat 90., gdy niemal każdy powiat, gmina miały swoje pisma, druga połowa dekady i początek nowego stulecia to już zdecydowana recesja na rynku prasy lokalnej. Odwrócenie tego trendu będzie bardzo trudne, zwłaszcza w dobie ekspansji mediów elektronicznych, w szczególności internetu.

Może więc internet będzie alternatywą dla prasy lokalnej? Tu koszty działalności są zdecydowanie mniejsze.

- O internecie mówi się, że jest medium glokalnym, czyli takim, które łączy w sobie cechy komunikacji globalnej, światowej z możliwością poruszania spraw lokalnych. W Polsce powstają już tzw. portale społecznościowe, choć ich zasięg jest na razie niewielki. Można się spodziewać, że w miarę upowszechniania się dostępu do sieci (wciąż jeszcze jest bariera cenowa) i rozbijania monopolu TP SA, liczba internautów w Polsce będzie rosła. Sądzę jednak, że jeszcze przez wiele lat będziemy mieli do czynienia z równoległym wykorzystywaniem mediów tradycyjnych i elektronicznych w pozyskiwaniu informacji lokalnych. Zawiązywanie się społeczności w sieci dotyczy jak na razie głównie ludzi młodych lub określonych grup zawodowych. Dopiero obecne pokolenie nastolatków, dwudziestoparolatków będzie tworzyć w przyszłości lokalne społeczności za pomocą internetu. Zaletą takiego sposobu komunikacji jest jego szybkość, wygoda, możliwość uczestniczenia w lokalnej debacie nawet daleko spoza miejsca, którego rzecz dotyczy (choćby w czasie wyjazdu zarobkowego za granicą, podczas wakacji itp.). Wadą jest brak bezpośredniego kontaktu ze współuczestnikami dyskusji, bezosobowość i co za tym idzie zdecydowanie mniejsze natężenie emocjonalne takiego sposobu komunikacji międzyludzkiej.

(Dawid Kocik 19.12.2006 www.dolnoslazak.pl)