Drukuj
Na spektakl „Requiem: halucynacja”, czekało wielu festiwalowych widzów. Atmosfera wyczekiwania wzmogła się po tym, gdy niemieckie linie lotnicze pogubiły bagaż z dekoracjami i trzeba było przełożyć premierę. Zamiast w sobotę spektakl Companyi Cricol Malda z Barcelony został zaprezentowany w niedzielę. I zaskoczył. Wszystkich.

Katalończycy przygotowali spektakl wywiedziony z pięciu powieści - włoskiego współczesnego pisarza Antonia Tabucchiego oraz wybitnego pisarza portugalskiego Fernanda Pessoi. To historia trzech kochających się osób. Dwie z nich umierają. Trzecia, żyjąca, ma jedno marzenie. Chce, choć przez chwilę, przeżyć spotkanie ze zmarłymi. Wraca w miejsca, gdzie kiedyś razem mieszkali. Ta podróż wywołuje wspomnienia, o miłości, przyjaźni, nadziejach i porażkach.

Wystawione na Scenie na Piekarach przedstawienie było spektaklem kameralnym. Widzowie nie zobaczyli tanecznych fajerwerków, nie byli atakowani dynamiczną muzyką. Spotkali teatr w najczystszej formie, który wielu z nich – podmęczonych już udziałem w festiwalu od rana do… rana - uśpił. Tym bardziej, że przedstawienie grane było po katalońsku z angielskimi tłumaczeniami, co dla wielu było barierą językową nie do pokonania.

Goszczący na festiwalu znany wrocławski krytyk teatralny nie krył rozczarowania. - Podczas przedstawienia usiłowałem się zdrzemnąć. Szkoda, że mi się… nie udało! – zauważył z przekąsem. Znamiennym jest, że część widowni nie doczekała finału spektaklu. Wielu z tych, którzy dotrwali do końca, podobnie jak wrocławski krytyk, walczyło z sennością.

Jednak przedstawienie wywołało nie tylko głosy krytyczne. Artyści z Companyi Cricol Malda znaleźli uznanie w oczach Lecha Raczaka. Znany reżyser teatralny docenił kunszt aktorów i pomysł skomponowania opowieści z prozy Tabucchiego. - To świetnie grany teatr w czystej postaci, ale mnie było łatwiej, niż widzom, bo znam tekst, z którego powstał. Problem z tym przedstawieniem jest taki, ze ono nie bardzo nadaje się na międzynarodowy festiwal – twierdzi Raczak.

Po legnickiej premierze twórcy z Barcelony wracają do domu pełni obaw. Już za kilka dni pokażą ten spektakl własnej publiczności. Ale zanim to nastąpi muszą powtórnie zmierzyć się z Lufthansą, która ma odwieźć dekoracje do Hiszpanii. Może tym razem odbędzie się bez problemów? Pewne jest natomiast, że rodzima publiczność przyjmie przedstawienie z większym zrozumieniem.

Artur Guzicki