Drukuj
Dziś w Miejskim Ośrodku Kultury w Nowej Rudzie uroczysta premiera filmu „Operacja Dunaj” w reżyserii Jacka Głomba. Reżyser wybrał na ogólnopolską premierę misteczko opodal polsko-czeskiej granicy, ponieważ to właśnie tędy w sierpniu 1968 roku polskie i rosyjskie czołgi jechały stłumić praską rewolucję. Pisze Mariusz Urbanek.

Producent i dystrybutor filmu zgodzili się, że to lepszy pomysł niż kolejna premiera w multipleksie, jakich były już setki.

Przyjazd do Nowej Rudy na premierę zapowiedzieli reżyser filmy Jacek Głomb oraz polscy odtwórcy głównych ról: Tomasz Kot, Maciej Stuhr, czyli załoga czołgu Biedroneczka, który zgubił drogę podczas inwazji na Czechosłowację (Tomasz Kot gra inną rolę, jako wiecznie pijany porucznik Jakubczak szuka zaginionej załogi – przyp. red. serwisu), oraz Zbigniew Zamachowski, czyli kapitan Grążel.

Spotkanie z reżyserem i aktorami w MOK-u o godz. 15.30. Następnego dnia w patio noworudzkiego MOK-u odbędzie się panel dyskusyjny „Warszawa-Praga’68 – przeciwne wektory”. Wezmą w nim udział uczestnicy wydarzeń 1968 roku: Jirzi Dienstbir, po 1989 roku pierwszy niekomunistyczny minister spraw zagranicznych Republiki Czech, oraz Karel Sztindl, były ambasador Czech w Polsce, a ze strony polskiej m.in. Seweryn Blumsztajn i Jan Lityński.

ROZMOWA z JACKIEM GŁOMBEM

Mariusz Urbanek: Z tym czołgiem, który w sierpniu 1968 roku, gdy Ludowe Wojsko Polskie pojechało tłumić powstanie w Czechosłowacji, zgubił się na granicy, to prawda?
Jacek Głomb: To historia, którą usłyszałem od Michała Sabadacha, właściciela Muzeum Ludowego Wojska Polskiego i Armii Czerwonej w Uniejowicach pod Złotoryją. Kiedyś Michał zaczął wspominać 1968 rok. Była noc z 20 na 21 sierpnia 1968 roku, gdy usłyszał ogromny huk. Wyskoczył nan podwórko i zobaczył pluton czołgów polskich i radzieckich.

Polacy i Rosjanie razem?
- Ponoć mogło się tak zdarzyć. Okazało się, że znajomy rosyjski oficer wpadł do niego po drodze na Czechosłowację. Michał postanowił powstrzymać inwazję, czyli postawił wódkę i pili trzy dni. Na czwarty dzień w Uniejowicach zjawiło się NKWD czy inne służby i okazało się, że jednego czołgu brakuje. Dalej zaczęła działać wyobraźnia scenarzystów Roberta Urbańskiego i Jacka Kondrackiego. Pokazaliśmy, co byłoby gdyby ten zaginiony czołg pomylił trasę, zepsuł się i wjechał na przykład w przydrożną gospodę.

Ma Pan wyrzuty sumienia, że Polska wzięła udział w inwazji na Czechosłowację?
- Nie mam powodu, miałem wtedy cztery lata… Ale w latach 90. jeździłem często z teatrem do Usti nad Łabą. To były tereny, przez które szły w 1968 roku polskie Czołgi. Pamiętam gospody, w których na dźwięk polskiego języka robiło się nagle kwaśno. Milkli ludzie, którzy mogli tamte lata pamiętać. To wtedy po raz pierwszy pojawił się pomysł, żeby opowiedzieć tę historię tak „ku porozumieniu”.

Nie sądzi Pan, że najpierw film o interwencji w 1968 roku powinni zrobić Czesi?
- Przez 18 lat, kiedy już było można, nie zrobili. Ani oni, ani my, ani Rosjanie. Więc pomyślałem, że może robiąc ten film, uda się nam do Czechów uśmiechnąć. Do nich i do historii.

Ostatecznie zrobił Pan tragikomedię w czeskim stylu.
- Zazdroszczę Czechom umiejętności opowiadania o przeszłości. To tradycja szwejkowska, którą było u nas widać jeszcze w filmie o przygodach strzelca Dolasa, ale potem zanikła.

Opiekunem artystycznym "Operacji Dunaj" był Jirzi Menzel, twórca filmów "Pociągi pod specjalnym nadzorem" i "Obsługiwałem angielskiego króla". Chciał Pan zamknąć usta ewentualnym krytykom?
- Film jest moim debiutem, a debiutowanie w wieku 45 lat jest ryzykowne (śmiech). Nie ma więc co ukrywać, że chodziło także o danie producentom poczucia bezpieczeństwa, że 8 milionów złotych na produkcję filmu nie pójdzie na marne. A Menzel jest zawodowcem najwyższej klasy.

Długo musiał go Pan przekonywać?
- Na opiekę artystyczną zgodził się od razu, a później zgodził się także zagrać w filmie jedną z ról.

Było oczywiste, że Czechów w "Operacji " zagrają Czesi?
- Kiedy proponowałem role wielkim czeskim aktorom: Evie Holubovej, Rudolfowi Hrusinskiemu, Jirzemu Menzlowi, Bolkowi Polivce, reagowali bardzo dobrze. Nie mieli wątpliwości, czy zagrać, a potem na planie bardzo pilnowali czeskiego ducha w filmie.

Podział aktorów w filmie powtórzył sytuację z 1968 roku. Polacy są agresorami, Czesi zostali napadnięci.
- Na planie odbyło się coś w rodzaju polsko-czeskiego meczu aktorskiego, konkurencja stylów gry, sposobów kreacji. Byli głośni aktorzy czescy, a z naszej strony Zbyszek Zamachowski, Maciek Stuhr, Tomasz Kot, Przemysław Bluszcz, aktorzy legniccy.

Premiera "Operacji " w Nowej Rudzie. Dlaczego tam?
- To było moje marzenie. Nie wielka sala, nie żadne złote tarasy, tylko dom kultury w mieście, przez które jechały czołgi w 1968 roku. A w Nowej Rudzie jechały prawie koło domu kultury.

OBSZERNA ROZMOWA Z JACKIEM GŁOMBEM UKAŻE SIę W CZWARTEK W DODATKU „DUŻY FORMAT”  

(Mariusz Urbanek, „Operacja Dunaj. „Czeski” film o polskiej inwazji”, Gazeta Wyborcza Wrocław, 4.08.2009)