Drukuj
Czwartkowa tropikalna nawałnica, która w kwadrans wyrządziła w Legnicy potężne szkody, nie ominęła teatru. Huragan zerwał część poszycia dachu nad dużą sceną, a przez powstałe znacznych rozmiarów dziury, wprost na obrotową scenę, wlała się woda.  W piątek rano w budynku teatru nie było prądu.


Niestety, w piątek (24 lipca) rano (9.00), nad Legnicę ponownie nadeszły ciemne chmury i zaczął padać deszcz. Sytuacja budynku, który niedawno został gruntownie wyremontowany, jest trudna. W całym mieście jest dziesiątki uszkodzonych dachów, służby ratownicze nie nadążają z prowizorycznym zabezpieczaniem budynków.

Legnicki Rynek, w centrum którego stoi gmach teatru, wygląda jak pobojowisko. Wichura rozbiła na drobne kawałki drewnianą konstrukcję letniej kawiarenki przed teatralną Caffe Modjeska, a jej fragmenty porozrzucała po całej nawierzchni centralnego placu miasta. Zdemolowane zostały wszystkie ogródki piwne w okolicy.

Huragan nie oszczędził także dwóch ponad stuletnich, wspaniałych kasztanowców, które od zawsze były ozdobą Rynku osłaniając swymi koronami zabytkową fontannę Neptuna i ozdabiając plac między Starym Ratuszem (siedziba dyrekcji teatru) a katedrą. Plac przed kościołem zasypany jest dachówkami. Gdziekolwiek nie spojrzeć widok jest ten sam – połamane, bądź powyrywane z korzeniami drzewa, dziurawe dachy, połamane elementy małej architektury, tablice reklamowe… wyliczać można bez końca.

Starodrzewy w Parku Miejskim, wokół Koziego Stawu, na nadkaczawskich wałach, na miejscowym Cmentarzu Komunalnym i w zabytkowej dzielnicy Tarninów, przedstawiają sobą opłakany widok. Niewiele z dorodnych, ale starych drzew ocalało. Do niektórych miejsc nie da się dojść, bo dziesiątki zwalonych drzew blokuje przejścia.

Zniszczenia terenów zielonych są ogromne. Nawet krótkie działania wojenne w lutym 1945 roku nie przyniosły Legnicy takich strat. Są one także dużo większe niż po pamiętnej powodzi, która w 1977 roku zalała ponad metrową falą cały park i większość staromiejskich dzielnic miasta. Wielu ludzi płacze widząc ogrom, w dużej części nieodwracalnych, zniszczeń. – To było piekło. Masakra – mówią ci, którzy byli świadkami katastrofy. – Nie mamy już parku – dodają inni.

Powyrywane z korzeniami drzewa na legnickim cmentarzu uszkodziły dziesiątki grobów, niszcząc nagrobki. Korzenie obalonych drzew wysadziły całe połacie ziemi, wraz z grobami. Widok jest makabryczny.

Największy problem mają jednak mieszkańcy stuletnich kamienic. Dachy w ich domach nigdy nie były zbyt szczelne. Teraz wielu z nich po prostu nie ma, a na innych gołym okiem widać zerwane połacie dachówek.

Czwartek był bardzo upalnym dniem. Temperatura przekraczała 30 stopni. Około 19. nadszedł kataklizm. Niebo zrobiło się czarne. Zerwał się wiatr, który w porywach wiał z prędkością znacznie przekraczającą 120 km/godz. Na miasto spadła gwałtowna ulewa. Wszystko trwało nie dłużej niż kwadrans…

Grzegorz Żurawiński