Drukuj
Dziś, w poniedziałek 20 lipca, rozpoczęło się sądowe postępowanie przeciwko radnej Krystynie Gizickiej-Krasińskiej oskarżonej przez dyrektora teatru Jacka Głomba o publiczne pomówienie. Posiedzenie pojednawcze nie przyniosło rezultatu. Radna odrzuciła warunki ugody, co oznacza rozpoczęcie procesu karnego. Kolejna rozprawa przed Sądem Grodzkim w Legnicy odbędzie się 21 września, czyli... w dzień po zakończeniu 2. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego MIASTO.

Dzisiejsze zamknięte dla publiczności i dziennikarzy posiedzenie pojednawcze rozpoczęło się od... krzyków i awantury. Jej sprawcami nie były jednak strony postępowania. Prowadzącego rozprawę sędziego Jacka Seweryna poniosły nerwy, gdy zobaczył wchodzących na salę rozpraw dziennikarzy.

Zirytowała go zwłaszcza obecność kamery TV Wrocław, która z sądowego korytarza filmowała wejście stron i dziennikarzy. Sędzia (bezskutecznie) zażądał najpierw oddania kamery i skasowania nagrania, po czym podniesionym głosem opróżnił sądową salę. Dziennikarze nie rozumieli gwałtowności jakiej doświadczyli, bowiem chcieli jedynie zapytać o możliwość śledzenia rozprawy.

Zgodnie z regułami postępowania w sprawach o pomówienie sędzia dążył do zawarcia ugody pomiędzy oskarżającym Jackiem Głombem, a pozwaną Krystyną Guzicką-Krasińską. Pełnomocnik oskarżyciela prywatnego mecenas Piotr Rojek zaproponował wycofanie aktu oskarżenia w zamian za przeprosiny, które miałyby być odczytane na sesji rady miejskiej oraz opublikowane w Gazecie Wyborczej. Dodatkową formą zadośćuczynienia miało być wpłacenie przez oskarżoną na cel społeczny dwukrotności miesięcznego wynagrodzenia radnego.

Radna Guzicka-Krasińska odrzuciła warunki ugody. – Czuję się niewinna. Moje wypowiedzi na sesji rady miejskiej miały oparcie w wynikach prowadzonych w teatrze kontroli – twierdziła konsekwentnie.

- Nie jest mi do śmiechu, jestem zażenowany sytuacją. Opublikowane w wielu mediach słowa radnej, która zarzuciła mi działania o charakterze korupcyjnym, były nie tylko niesłuszne, ale i niesprawiedliwe. Godziły nie tylko we mnie jako osobę, ale także w instytucję, którą kieruję. Jeszcze nikt, nigdy nie oskarżył mnie o taką straszną rzecz. Ze słów pani radnej wynika bowiem, że wraz z ówczesnym przewodniczącym rady i prezesem Agencji Arleg Robertem Kropiwnickim  założyliśmy spółkę korupcyjną. Świadectwem tego były słowa, że działamy „łapa w łapę”, jakich użyła. Jeśli ktoś rzuca oskarżeniami, to musi mieć świadomość, że mogą one do niego wrócić – mówił po fiasku ugody Jacek Głomb.

Wszystko rozpoczęło się na ubiegłorocznej, wrześniowej sesji legnickiej rady miejskiej, na której omawiano wniosek o korzystne dla teatru korekty budżetu i wstępne wyniki kontroli finansów legnickiej sceny. W trakcie dyskusji radna zaatakowała ówczesnego przewodniczącego rady Roberta Kropiwnickiego. Oskarżyła go o powiązania biznesowe z dyrektorem teatru. Jej zdaniem, dzięki nim dyrektor Jacek Głomb mógł liczyć na wnioskowane przez przewodniczącego coraz hojniejsze dotacje. Krystyna Gizicka-Krasińska powiedziała, że obaj panowie  „działają łapa w łapę”. Radna nigdy za swoje słowa nie przeprosiła. Powtórzyła je także na grudniowym posiedzeniu komisji rewizyjnej legnickiej rady.

- Chciałbym podkreślić, że pozwałem radą prywatnie i osobiście będę ponosił koszty tego postępowania – dodał wychodzący z sądu Jacek Głomb.

Grzegorz Żurawiński