Drukuj
Właściwie wszystko jest jak trzeba. Akcja spektaklu toczy się dość wartko. Występują w nim dobrzy aktorzy. Bywa zabawnie i refleksyjnie. Mało tego, przedstawione historie są o nas Polakach. Mimo to coś nie gra. To, co mnie razi w najnowszej propozycji legnickiego teatru to brak świeżości . O spektaklu „Polacy umierają” pisze Piotr Bogdański.

Z propozycji dolnośląskich teatrów wybór padł na spektakl w reżyserii Pawła Wodzińskiego w Teatrze Modrzejewskiej w Legnicy. Wybór okazał się trafny.

Właściwie wszystko jest jak trzeba. Akcja spektaklu toczy się dość wartko. Występują w nim dobrzy aktorzy. Bywa zabawnie i refleksyjnie. Mało tego przedstawione historie są o nas Polakach. Mimo to coś nie gra. Za nim jednak o tym, opowiedzmy o czym są "Polacy umierają".

Reżyser - Paweł Wodziński na podstawie "Śmierci na Boże Narodzenie" i "Chłopi umierają" bawarskiego dramatopisarza Franza Xaverego Kroetza stworzył jedną spójną fabułę adaptowaną do polskich realiów. Składa się on z sześciu wątków, w których Polacy przegrywają z życiem. Oglądamy jak zdeterminowane dzieci opuszczają rodzinę i jadą w poszukiwaniu lepszego bytu do Wielkiej Brytanii. Kiedy akcja przenosi się na wyspy pojawia się inna Polka, która w rozpaczy dokonuje samospalenia. Reżyser w drugiej części wraca do kraju nad Wisłą. Tym razem skupia się nad marazmem i fobią Polaków przed obcokrajowcami.

Te i pozostałe historie przedstawiają nas w nie najlepszym świetle. I trudno reżyserowi nie przyznać racji, ale ... kilkanaście lat temu. Dziś rzeczywistość z "Polacy umierają" zastąpiła kolejna fala emigracji - emigracji sukcesu. Ostatnie sądy wskazują, że ponad 60% Polaków pragnie pozostać poza granicami. Myślę, że my także z perspektywy Polski inaczej patrzymy na Europę i ich mieszkańców.

To, co mnie razi w najnowszej propozycji legnickiego teatru to brak świeżości. Spektakl nie wnosi nic nowego, nasuwa jedynie skojarzenia z innymi wypowiedziami artystycznymi podejmującymi taką tematykę. Najszybsze to inscenizacja "Emigrantów". Przez to "Polacy umierają" mają dziś mocno stępione ostrze i nie działają tak jak przed laty dramat Stanisława Mrożka.

Czy warto zatem obejrzeć spektakl? Nie mam wątpliwości, że tak. Chociażby dla aktorstwa. Szczególnie poleciłbym grę Joanny Gonschorek. W monologu kobiety oblewającej się benzyną i kiedy Magda Skiba (emigrantka) podczas konwulsyjnym tańcu opowiada o trudnym życiu wielbłąda.

Jest jeszcze coś, co nie powinno uciec naszej uwadze - postawa żony bezrobotnego (Anita Poddębniak) i będącego w depresji mężczyzny. Kobieta okazuje wielkie serce i pomaga parze emigrantów ze Wschodu. Skromny to promyk rozświetlający nasze Polskie oblicze, ale zawsze.

(Piotr Bogdański, „Polacy umierają”, Nowe Wiadomości Wałbrzyskie, 10.06.2009)