Drukuj
W piątek, 5 czerwca, legniczanie świętowali koniec komunizmu. Okolicznościowa wystawa, promocja książki, gorące dyskusje o roli Solidarności i piosenki, które nie zdewaluowały się mimo upływu lat. Właśnie tak, z koncertowym finałem w teatrze, legniczanie obchodzili 20. rocznicę wyborów do sejmu kontraktowego. Opisuje Iwona Jakubowska.

Nie brakowało nam w ostatnich dniach muzyki. Tej nieco zapomnianej, z tekstem, który zawsze przemycał dodatkowe znaczenia, opisywał rzeczywistość poprzedniego ustroju. Stacje radiowe żyją z reklam, nie ma się co dziwić, dlatego odwykliśmy nieco od tego, że można coś zagrać nie dla komercji. Nagle, w okolicach 4 czerwca, o tym niekomercyjnym graniu przypomnieli sobie wszyscy.

W Warszawie swoją listę odtworzył na żywo „Niedźwiedź”, w Gdańsku zagrali Scorpionsi. Przykłady można by mnożyć, ale poprzestańmy na tym, że swoją play listę ułożył też Jacek Głomb. Koncert „Kochaj i walcz” w Legnicy (grany był również w Wałbrzychu i Jeleniej Górze) obejrzało blisko 500 osób. Jak zapewnił Jacek Głomb, dyrektor teatru, ci, którzy koncertu nie obejrzeli z braku miejsc, będą mogli nadrobić tę zaległość. Planowany jest bowiem drugi koncert w Legnicy i dodatkowy we Wrocławiu.

Za czym kolejka ta stoi?


Tak tłoczno w teatralnym hollu dawno nie było. Przed wejściem, w kolejce, raz po raz ktoś wyrażał obawę, że się nie zmieści, że zabraknie miejsc, i nie zobaczy koncertu. I rzeczywiście miejsc zaczęło brakować szybko, a ogonek, w którym ustawili się złaknieni bezpłatnej kultury widzowie, nadal prezentował się okazale. Nie można zresztą nie docenić wymowy tej sceny, bo nagle wszyscy przypomnieli sobie, jak to było te dwadzieścia lat temu i wcześniej.

Powróciły uwagi o reglamentowanym papierze toaletowym i kawie na kartki, o uprzywilejowanych matkach z dziećmi. W teatralnych kuluarach pobrzmiewała nostalgia, bo przecież to były lata minionej młodości lub dzieciństwa. A koncert był niepowtarzalną okazją, by wysłuchać znane hity w nowych, czasem zdumiewających aranżacjach.

Czegoś zabrakło

Kiedy rozbrzmiewa „Nie pytaj o Polskę”, na widowni robi się cicho. Gorzko-ironiczne słowa Ciechowskiego wibrują w uszach, okazuje się bowiem, że ich sens nadal jest dziwnie aktualny. Ewa Galusińska opuszcza scenę nagrodzona brawami. Bardzo zasłużenie, bo to chyba jedno z najlepszych koncertowych wykonań.

Później, niestety, nie jest już tak dobrze. Aktorzy śpiewają, interpretują, ale cały czas czegoś brakuje albo raczej czegoś jest za dużo. Takiego poczucia, że więcej jest w tym śpiewaniu gry aktorskiej niż rzeczywistego śpiewania. Oczywiście, zdarzają się piosenki, które robią wrażenie, ale to raczej zasługa tekstu, jakiegoś ulotnego wspomnienia, czy nawet oryginalnego wykonania, które zostało gdzieś w pamięci.

Ale też trudno się dziwić, bo przecież, żeby zaśpiewać Kaczmarskiego, Ciechowskiego, Korę czy Prońko trzeba mieć niebagatelny warsztat wokalny. Legniccy aktorzy są rozśpiewani, ale w starciu z takimi gigantami niewielu ma szanse. Mimo to brawa się należą, bo śpiewający aktorzy to „gatunek na wymarciu”.

Dziękujemy za wspomnienia

Piosenki przeplatają się z kroniką filmową. Po raz kolejny słyszymy Joannę Szczepkowską, która obwieszcza, że 4 czerwca 1989 roku w Polsce skończył się komunizm. Takie obrazy przywołują wspomnienia. Uzupełnieniem całości są listy autorstwa Krzysztofa Kopki. To bardzo udana próba przekazania późniejszym pokoleniom (nienarodzonemu synowi lub córce) tego, czym w czerwcu 1989 roku żyła prasa i media w ogólności.

Znowu powróciły kolejki, czyn społeczny, traktory i kombajny, i nieodzowna – charakterystyczna i szczęśliwie miniona – nowomowa.
Całość jest dosyć spójna, utrzymana w pewnej konwencji i ogląda się dobrze. Koncert daje możliwość, by się pośmiać i zamyślić, a śpiewać przecież każdy może. Szczególnie, gdy mu wolność w duszy gra.

(Iwona Jakubowska, „Wolni na całe gardło”, Konkrety.pl. 10.06.2009)